Pięciu młodych z oblackiej Niniwy wróciło z granicy. Już pojechała nowa zmiana.
W związku z kryzysem migracyjnym na granicy o pomoc do misjonarzy oblatów zwróciła się Caritas Polska. Działanie zakonników było natychmiastowe, na ogłoszenia zamieszczone w mediach oblackich zaczęli odpowiadać młodzi ludzie związani z oblackim duszpasterstwem młodzieży “Niniwa”. Pierwsza pięcioosobowa grupa wolontariuszy kilka dni temu wróciła z granicy polsko-ukraińskiej. W niedzielę wyruszyli kolejni wolontariusze. Misjonarze oblaci zapewniają młodym pomoc finansową, aby mogli przez pięć dni pomagać uchodźcom. Pięć dni, bo takie są zasady wolontariackie na granicy.
Hrebenne. Pomoc oddolna.
Przejście graniczne Hrebenne-Rawa Ruska jest jednym z ośmiu miejsc, w których można przekraczać granicę z Ukrainą. Jest to jedno z największych granicznych przepraw drogowych z Ukrainą. Znajduje się w południowo-wschodniej części województwa lubelskiego.
Kiedy za naszą wschodnią granicą wybuchła wojna, rozpoczął się exodus ludności cywilnej. Ukraińcy docierali tutaj na różne sposoby. Część z nich dochodziła pieszo, po przejściu granicy, mieli jeszcze do pokonania kilka kilometrów. Często byli zziębnięci i odwodnieni. Wraz z pojawieniem się ludzi w potrzebie, zaczęła organizować się oddolna pomoc – najpierw mieszkańcy, potem Kościół z Caritasem, Polska Akcja Humanitarna, ludzie z całej Polski.
Miasteczko namiotowe na granicy w Hrebennem
6 marca wieczorem wszyscy wyruszyliśmy z okolic Katowic, a ja dokładnie z Krzeszowic, pięcioosobową grupą na granicę. Nie znaliśmy się wcześniej, każdy z nas miał jakąś styczność z Niniwą, w taki czy inny sposób, i zgłosiliśmy się do ojca Dominika, jak zobaczyliśmy ogłoszenie, że jest możliwość. Zgłosiliśmy się, że chcemy jechać na granicę. Nocowaliśmy w takiej miejscowości, wsi – Werchrata, niedaleko, 7-8 minut od przejścia, na którym mieliśmy pracować. To przejście nazywało się dokładnie: Hrebenne – Rawa Ruska. Nocowaliśmy w domu rekolekcyjnym w Werchracie, przy parafii św. Józefa Robotnika i oprócz nas nocowały tam jeszcze cztery siostry, ratownik, który był już na granicy od tygodnia, albo od półtora tygodnia. I jeszcze młody ksiądz, który zupełnie niezależnie przyjechał, po prostu pomóc – wspomina Alicja.
Przejście po stronie ukraińskiej, a następnie dwa punkty weryfikacyjne po polskiej stronie. Czasowo uchodźcy oczekiwali: do 8 godzin po stronie ukraińskiej i 3-4 godziny po stronie polskiej. Tutaj jednak otrzymywali już pomoc. To jest zadanie wolontariuszy, każdego przyjąć, zapewnić coś ciepłego do picia, jedzenie, ubranie… Po prostu być. Od przejścia granicznego do pierwszego punktu pomocowego jest jeszcze osiem kilometrów. Zanim ruszą w dalszą drogę, już zorganizowaną m.in. przez straż pożarną i mieszkańców, ludzie na granicy muszą być zaopiekowani.
Większość z uchodźców to matki z małymi dziećmi, ale zdarzały się również osoby starsze. Uderzająca była wdzięczność tych ludzi i porządek, jaki po sobie pozostawiali. Bali się wręcz zmarnować choćby najmniejszy gest pomocy…
Ludzkie dramaty
To, czego doświadczyli ludzie uciekający do Polski, ciężko wyrazić słowami. Niektórzy dzielili się swoimi historiami, dla innych obraz zniszczonego życia milcząco zapisze się na długo w ich pamięci. Wolontariusze Niniwy doświadczali różnych sytuacji. Najbardziej wymowne były emocje, które puszczały w ludziach, gdy przekraczali granice Polski ze świadomością, że teraz są już bezpieczni.
Młodzi ludzie byli też świadkami dramatycznych wydarzeń, gdy trzeba było podjąć natychmiastowe działania, niekiedy ratować życie. Pewnego dnia w nocy trzeba było zorganizować transport dla grupy niepełnosprawnych dzieci. Innym razem mężczyzna po przekroczeniu granicy doznał zawału serca w wyniku przeżyć i napięcia związanego z wojną. Chyba najbardziej dramatyczna była reanimacja 4. miesięcznego dziecka w głębokiej hipotermii.
Zdecydowałem się pojechać na granicę bo czułem, że powinienem zareagować na to, czym się przejmuję, czyli niesprawiedliwe, wielopoziomowe cierpienie ludzi. O dziwo, dużo łatwiej bać się i panikować, kiedy śledzi się sytuację z domu. W momencie spotkania z człowiekiem uciekającym przed wojną, patrzę mu w oczy i widzę więcej odwagi niż paniki, więcej determinacji niż rezygnacji, nadzieję obok rozpaczy. Pomoc jest dużo łatwiejsza niż się spodziewałem, wystarczyło raz podjąć decyzję, później nie było miejsca na myślenie czy dać sobie spokój. Widziałem na granicy tyle dobra, że wróciłem do domu ze wszystkim, czego wcześniej potrzebowałem. Wiem już jak zachować się w tej trudnej sytuacji, a przykład czerpię od tych najbardziej pokrzywdzonych i najdzielniejszych zarazem – dzieli się Jan.
Za: www.oblaci.pl