WYWIAD: Pomyśleli o nas na drugim końcu świata

W połowie ubiegłego roku katolicy wietnamscy mieszkający w Stanach Zjednoczonych przekazali za pośrednictwem Werbistowskiego Centrum Migranta Fu Shenfu pomoc dla Ukrainy, która w lutym 2022 roku została zaatakowana i jest do dzisiaj w stanie wojny z Federacją Rosyjską. Za otrzymane pieniądze Centrum Migranta kupiło w Polsce dary, które zostały wysłane do Krzywego Rogu w środkowej Ukrainie. Od ponad dziesięciu lat pracują tam siostry Franciszkanki Misjonarki Maryi. O. Jacek Gniadek SVD, dyrektor Centrum rozmawia z s. Renatą Puchałą FMM.

O. Jacek Gniadek SVD: Od rozpoczęcia wojny minęło już dziesięć miesięcy. W rozmowie, którą odbyliśmy po wakacjach, pytałem, co jest potrzebne ludziom ogarniętym wojną na Ukrainie, siostra mówiła, że front wojenny jest w pobliżu Krzywego Rogu i jest niebezpiecznie.

S. Renata Puchała FMM: Tak rzeczywiście wtedy było. Obecnie w Krzywym Rogu jest w miarę spokojnie. Wojska ukraińskie mają dobrą przeciwwietrzną obronę i strącają dużo rosyjskich rakiet. Słyszałam, że udało się im strącić około 80-ciu. Gdyby trafiły w miasto, to narobiłyby spustoszenia. Ogromna większość z nich nie dociera, dzięki Bogu, do celu. Każdego dnia słychać alarmy przeciwrakietowe, nawet kilka razy dziennie, a także w nocy. Dzięki dobrej obronie przeciwrakietowej miasto stosunkowo mało ucierpiało. 

Siostra wspominała wtedy o dużej liczbie wewnętrznych przesiedleńców. Skąd oni pochodzą? 

Przesiedleńcy pochodzą w zdecydowanej większości z obwodu chersońskiego. Z tych terenów, które były do niedawna okupowane, a dzisiaj zostały odbite przez wojska ukraińskie. Oficjalna liczba zarejestrowanych przesiedleńców wynosiła 70 tys., ale nieoficjalnie mówiło się o 100 tys. Byli w dramatycznej sytuacji. Z dnia na dzień zostali bez niczego nad głową. Domy zostały zbombardowane. Wszystko wewnątrz zniszczone. Uciekli tak, jak stali. Często tylko z dokumentami. A czasami zdarzało się że i bez dokumentów. Szukali pomocy, gdzie się dało. 

I przychodzą do was do klasztoru…

Tak. Otrzymywali paczki żywnościowe, które robiliśmy razem z wolontariuszami. Dawaliśmy każdemu, kto się zgłosił. Były to solidne paczki. Przychodzili więc do nas, bo wiedzieli, że otrzymują konkretną pomoc. Duża fala uchodźców była największa w lecie i wczesną jesienią. Teraz jest ich jakby mniej. Każdego dnia zgłaszają się jednak pojedyncze osoby, a także czasami całe rodziny. Większość wróciła do swoich zrujnowanych domów, a część tutaj została. Ludzie wracają do na wpół zburzonych domów. Wiadomo, że każdy chce być u siebie. Próbują sobie radzić. 

“Mały wojownik”, podopieczny sióstr. Siostry pomagają jemu i jego samotnej mamie (fot. archiwum s. Renaty Puchały FMM)

Czy u was klasztorze są miejsce noclegowe?

Nie mamy, ale współpracujemy z saletynami, którzy posiadają dom rekolekcyjny przy parafii, którą tu prowadzą. Tam kierowaliśmy uchodźców na nocleg, czasami całe rodziny, które zostawały na kilka dni. Nasza pomoc jest jednak głównie doraźna. 

Słyszałem o obozach dla uchodźców wewnętrznych w Krzywym Rogu? Co to było? 

Nie były to zorganizowane obozy. Uchodźców umieszczano, gdzie popadło. Wszędzie tam, gdzie było jakiekolwiek miejsce: w szkole, w jakiś opuszczonych budynkach, hotelach pracowniczych, gdziekolwiek. Później miasto starało się zapewnić jakieś mieszkania, żeby nie koczowali na materacach w halach. Większość z nich otrzymała tymczasowe mieszkania. Jest tu ustawa, która mówi, że przez pierwszy rok uchodźcy nie płacą czynszu. Nie jest to samo co w Polsce, gdzie pomoc jest na wysokim poziomie, ale pomimo panującej biedy, państwo stara się pomagać. 

Dużo osób uciekło z Ukrainy za granicę do Polski. Ile uchodźców wyjechało z okolic Krzywego Rogu? 

Sporo osób wyjechało na początku wojny. Byli wśród nich także nasi parafianie. Część wróciła po kilku miesiącach, cześć pozostała. Z miasta bardzo dużo osób wyjechało głównie do Polski. Większość jednak nie chce wyjeżdżać. Chce pozostać tu mimo trudnych warunków i pomimo biedy. 

To zrozumiałe. Każdy woli zostać u siebie…

Sytuacja materialna pogorszyła się bardzo. Ceny poszybowały w górę. Ludzie potracili prace. Zakłady pracy zostały zniszczone. Wojna dotknęła wszystkich. 

Jak duże jest miasto?

Krzywy Róg ma 700 tys. mieszkańców. Jest tu jedna parafia katolicka, która liczy około 100 do 120 praktykujących regularnie katolików.

Wydawanie chleba najuboższym (fot. archiwum s. Renaty Puchały FMM))

Front cofa się i działania wojenne oddalają się od miasta. To daje wam nadzieję na zakończenie wojny.

Mówią, że nadzieja umiera ostatnia. Wśród ludzi obudził się patriotyzm i widoczny jest niesamowity hart ducha. Widzimy, że w ludziach dzieje się coś bardzo pozytywnego. Bohaterskiego! Obserwujemy wysokie morale wojska, a to naprawdę napawa nadzieją. Duch bojowy jest ciągle w narodzie ukraińskim.

Rozmawiamy dzisiaj razem, ponieważ Centrum Migranta pośredniczyło w przekazaniu darów od katolików wietnamskich ze Stanów Zjednoczonych. Dlaczego od Wietnamczyków? Ponieważ Centrum Migranta od 20 lat sprawuje opiekę duszpasterska nad wspólnotą katolików wietnamskich w Polsce i to w ten sposób nawiązali z nami kontakty i poprosili o pomoc.

To niesamowite, że Wietnamczycy ze Stanów Zjednoczonych pomyśleli o nas na drugim końcu świata. Dziękujemy im za pomoc. Podczas wojny wszystko jest potrzebne. Przede wszystkim żywność. W następnej kolejności środki czystości, które są tutaj bardzo drogie. Pościel, głównie dla uchodźców, gdyż zostali bez niczego. Nie mieli się czym przykryć. To, co dostajemy, to wszystko zaraz się rozchodzi. Wszystko jest potrzebne. Problemem jest to, że jest tych rzeczy za mało, a potrzeb jest dużo. Nie ma takich rzeczy, które tutaj by się nie przydały. Medyczne środki także. Wojsko bardzo ucieszyło się z pasków uciskowych do tamowania krwotoków. Od początku wojny im pomagamy. Kiedyś na początku wojny sami się do nas zgłosili, kiedy wojsko nie było jeszcze dobrze zorganizowane i nie docierało do nich zaopatrzenie. Mamy w nich teraz takich dobrych przyjaciół. Bardzo są wdzięczni za każda pomoc. 

Siostro Renato, dziękuję bardzo za rozmowę. Nie mogłem pojechać osobiście razem z darami na Ukrainę. Dwa razy zmienialiśmy datę transportu. Nie widziałem Ukrainy w czasie wojny na własne oczy, ale ta rozmowa pozwala mi lepiej zrozumieć waszą sytuację w Krzywym Rogu i wasze potrzeby. Jest początek Nowego Roku. Zgodnie z franciszkańskim zwyczajem życzę Wam dobra i pokoju. Obiecuję modlitwę. Niech pokój wraca na Ukrainę, a ludzie do swoich domów. 

Bóg zapłać!

Dary dla Ukrainy w klasztorze u sióstr w Lublinie (fot. archiwum s. Renaty Puchały FMM)

Za: www.werbisci.pl

Wpisy powiązane

VIII Zebranie pallotyńskiej Regii w Rio de Janeiro

Orędownicy dla młodych

Ks. Leszek Kryża SChr: Jeździmy na Ukrainę by pokazać, że zgodnie z apelami Papieża Franciszka – nie zapominamy o wojnie