Ks. Jerzy Sermak SJ: Spotykamy się po przeszło 30 latach. Po skończonych studiach teologii w Rzymie, Ty wróciłeś do Wenezueli, a ja do Polski. Dla nas Twój kraj jest nieznany, a nawet egzotyczny. Czy mógłbyś powiedzieć nam na początku tej rozmowy kilka zdań o Wenezueli?
Ks. Arturo Sosa SJ: Wenezuela jest krajem leżącym w części północnej Ameryki Południowej, liczy 26 milionów obywateli na terytorium około 1 miliona km2. Jesteśmy krajem bardzo młodym, połowę naszego społeczeństwa stanowi młodzież poniżej 20 roku życia. Część zachodnią naszego kraju wyznaczają góry Andy, a graniczymy tam z Kolumbią. Zamieszkująca te tereny ludność jest najbardziej katolicka. Centrum kraju stanowi wielka nizina, sprzyjająca hodowli bydła. Bardzo mocno dają się tam odczuć dwie następujące po sobie pory roku: deszczowa, przemieniająca cały ten teren w wielkie rozlewisko i sucha, kiedy po prostu brakuje wody. Natomiast część wschodnią stanowią tereny wielkich rzek, spływających do największej z nich, czyli do Amazonki. To jest również teren bogaty w bogactwa naturalne, przede wszystkim w rudę żelaza. Wreszcie na północy rozciąga się długie na 2 tys. km wybrzeże, otwierające nas na Karaiby. Ludność Wenezueli stanowią przede wszystkim tubylczy metysi, jak również imigranci z Europy i potomkowie afrykańskich niewolników. Dlatego nasza kultura zawiera w sobie dużo elementów afrykańskich, pomieszanych chrześcijańskimi. 85% ludności stanowią katolicy, a wiarę przynieśli do naszego kraju w XVIII wieku misjonarze kapucyni. Ekonomia kraju opiera się przede wszystkim na eksporcie ropy naftowej.
Wróciłeś do Wenezueli jako młody kapłan, jezuita. W jaki sposób służyłeś swojemu ludowi przez te 30 lat?
Po powrocie do Wenezueli zostałem przeznaczony do pracy w centrum społecznym w Caracas, gdzie przez 20 lat prowadziłem najstarszy w Wenezueli miesięcznik społeczno-religijny. Niedawno obchodziliśmy jego 70-lecie. W tym samym czasie miałem wykłady z socjologii i nauk politycznych na Uniwersytecie Katolickim, który jest powierzony jezuitom. Równocześnie kontynuowałem swoje studia. W 1996 roku zostałem mianowany prowincjałem i byłem nim aż do roku 2004. Doświadczyłem trudu rozwiązywania rzeczy niemożliwych, kiedy uświadamiałem sobie, że jest coraz mniej jezuitów, a coraz więcej dzieł do prowadzenia. Prowadzimy np. 2 uniwersytety, w których coraz mniej możemy liczyć na obecność jezuitów. Jednym z nich w San Cristobal, prawie na granicy z Kolumbią jestem obecnie rektorem. Doświadczamy tam wielu problemów, związanych zwłaszcza z przemytem narkotyków i waśniami między obu narodami. W tym burzliwym rejonie Towarzystwo Jezusowe pragnie być apostołem pokoju i pojednania. A nie jest to łatwe zadanie.
Wróćmy jednak do Rzymu. Spotykamy się tutaj z okazji 35. Kongregacji Generalnej Towarzystwa Jezusowego. Ty uczestniczysz już w trzeciej Kongregacji. Patrząc przez ich pryzmat, jak Ci się wydaje, w jaki sposób wpłynęły one na nasze postawy i w ogóle na życie i zaangażowanie jezuitów w ostatnich 25 latach?
Zacznę od wyznania, że kiedy żegnaliśmy poprzedniego generała, o. Hansa Petera Kolvenbacha odczułem wielkie wzruszenie. Brałem udział w Kongregacji, która go wybrała na generała. Miałem wtedy zaledwie 35 lat. Niemal więc całe moje kapłaństwo w Towarzystwie Jezusowym przeżywałem pod jego kierownictwem. Od niego nauczyłem się bardzo wiele, w każdym wymiarze mojego życia, przede wszystkim w tym najbardziej ludzkim i duchowym. W tym czasie nasz zakon przeżył wielką ewolucję. Przede wszystkim Towarzystwo Jezusowe przyjęło z całą powagą nauczanie Soboru Watykańskiego II. Niektóre elementy tego magisterium są dziś bardzo mocno obecne pośród jezuitów. Takim tematem jest przede wszystkim inkulturacja. Od 1983 roku, kiedy o. Kolvenbach został wybrany generałem w naszym zakonie wiele się w tym względzie zmieniło. Weźmy choćby taki przykład: mniej więcej połowa delegatów przybywających wówczas z Indii to byli misjonarze z Europy czy ze Stanów Zjednoczonych. W tym roku wszyscy delegaci z Indii są rodowitymi Hindusami. Podobnie ma się sprawa z Afryką i Ameryką Łacińską. To znaczy, że Towarzystwo Jezusowe wzięło na serię wezwanie do wejścia w kulturę krajów, w których głosimy Ewangelię. Można więc powiedzieć, że dzisiaj nasz zakon jest naprawdę wielokulturowym.
Innym procesem, który obserwuję w ciągu tych lat jest nasza praca z laikatem. Kiedy kończył się Sobór, większość naszych dzieł było prowadzonych przez samych jezuitów. Dzisiaj już we wszystkich dziełach apostolskich współpracujemy z innymi. To znaczy, że nasze szkolnictwo, duchowość, aktywność społeczna muszą być prowadzone inaczej niż kiedyś.
Jeszcze innym problemem są relacje naszego zakonu z Kościołem i z Jego hierarchią. Moje doświadczenie zakonu jest takie, że my naprawdę chcemy służyć Kościołowi z całą szczerością. Ta szczerość czasami powodowała napięcia i problemy, które jednak dziś należą już do historii.
Wreszcie, uczestnictwo w Kongregacjach Generalnych dało mi okazję spotkania współbraci o niezwykłym poziomie duchowym i ludzkim. Spotykamy ludzi tak bardzo różnych, pochodzących z różnych krajów, kultur, mówiących różnymi językami, w różnym wieku. Czujemy się jednak jednością, co może wyrastać jedynie z głębokiego doświadczenia wiary. Tutaj wszyscy uświadamiamy sobie, że jesteśmy jednym ciałem, a być chrześcijaninem to znaczy być naśladowcą Jezusa, otwartego i przyjmującego każdego człowieka, zwłaszcza tego najbardziej potrzebującego pomocy.
Pamiątkowe zdjęcie z 1977 roku. Arturo Sosa SJ (w drugim rzędzie pierwszy z prawej) i o. Jerzy Sermak SJ (w ostatnim rzędzie drugi z lewej). (fot. archiwum autora)
Pierwszym celem obecnej Kongregacji był wybór nowego generała zakonu. Wybraliśmy już o. Adolfo Nicolasa. Ty go dobrze znasz. Razem uczestniczyliście w poprzedniej Kongregacji i razem byliście w komisji przygotowującej obecną. Co możesz powiedzieć o nowym przełożonym generalnym Towarzystwa Jezusowego?
To, co przede wszystkim chciałbym powiedzieć o nowym generale, to że jest on po prostu dobrym człowiekiem. Ta dobroć wypływa z jego głębokiego życia duchowego. O. Adolfo Nicolas jest naprawdę Bożym człowiekiem, człowiekiem modlitwy. I chyba właśnie stąd płynie jego uprzejmość, umiejętność słuchania i prostota wypowiedzi, a nade wszystko jego wielka wewnętrzna wolność. Szczerze mówi to co myśli. Jego życiowa droga jest bardzo bogata. Urodził się w Hiszpanii, ale niemal całe swoje życie jako jezuita spędził na Dalekim Wschodzie, przede wszystkim w Japonii i na Filipinach. Powiedziałbym o nim, że swoim życiem potwierdził wezwanie Soboru Watykańskiego II. On się naprawdę inkulturował, szczególnie w Japonii. Mówi i pisze po japońsku, co na pewno nie jest łatwą sprawą. Miał także różnorodne doświadczenia apostolskie. Pracował w centrach społecznych i duchowościowych, był prowincjałem a potem także prezydentem Konferencji Prowincjałów Dalekiego Wschodu. Doświadczył także ubóstwa, opiekując się emigrantami. Myślę więc, że ta różnorodność jego życiowych doświadczeń będzie także wielką szansą dla całego naszego zakonu, widzianego nie jako konfederacja prowincji i asystencji, ale jako jedno ciało służące chwale Bożej i dobru ludzi. Jego życiowe doświadczenie pomoże mu prowadzić Towarzystwo Jezusowe drogą jedności w całej naszej różnorodności.
W tej pracy Ojciec Generał będzie się opierał na wszystkich swoich współbraciach, ale przede wszystkim na swoich najbliższych współpracownikach. Mimo, że wracasz do Wenezueli, zostałeś mianowany doradcą Generała. Jak widzisz swoje nowe zaangażowanie w zakonie?
Ta forma doradztwa, którą ja mam realizować jest czymś nowym w Towarzystwie Jezusowym. Dotychczas wszyscy asystenci i współpracownicy Generała mieszkali razem z nim w Kurii Generalnej w Rzymie. Jak powiedział o. Nicolas, ja mam być tzw. “doradcą dojazdowym”. Nie zostały jeszcze doprecyzowane moje obowiązki. Generałowi zależało, żeby w gronie swoich doradców mieć też przedstawicieli z terenu, ufając że w ten sposób doradztwo będzie pełniejsze i bardziej konkretne. Będziemy się spotykać kilka razy w roku, aby zastanawiać się nad sprawami, które o. Generał będzie nam przedstawiał do przemyślenia. W międzyczasie będziemy się komunikować, posługując się elektronicznymi środkami komunikacji, których o. Nicolas jest wielkim zwolennikiem i znawcą. Zaraz po Kongregacji będziemy się zastanawiać nad tym, jak wcielać w życie to wszystko, co w czasie dwóch miesięcy 35 Kongregacji Generalnej przygotowaliśmy. Na pewno też wkrótce o. Generał określi priorytety dla pracy apostolskiej całego zakonu.
Bardzo dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że na następne spotkanie nie przyjdzie nam czekać następne 30 lat.
Za: www.deon.pl