„To, co przeżywamy, daje nam wszystkim ogromną lekcję pokory” – mówi Blanca Garcia, lekarka pracująca na oddziale intensywnej terapii w dwóch szpitalach w Madrycie.
Pani Garcia jest członkiem Wspólnoty Życia Chrześcijańskiego (CLC) w La Ventilla (Madryt). Jej zaangażowanie, zakorzenione w głębokim doświadczeniu Boga, sprawia, że z przyjemnością podejmuje rozmowę i daje świadectwo. COVID-19 spowolnił nasze życie, wielu z nas wciąż nie wierzy w to, co się dzieje. Pracując niestrudzenie, Blanca Gracia snuje bardzo głęboką refleksję:
„Proszę Boga, aby ta sytuacja pomogła nam zobaczyć to, co najważniejsze, abyśmy zrozumieli, że nie jesteśmy bogami i że nie możemy zrobić wszystkiego sami”.
- Przeżywamy straszne chwile, jesteśmy ciągle zasypywani wiadomościami, które trudno przyswoić. Czy teraz w szpitalach, w których jesteś, leczysz ludzi bezpośrednio na COVID-19?
Tak, na co dzień jest to praktycznie 80% naszych pacjentów. Musieliśmy zwiększyć liczbę łóżek dla pacjentów w stanie krytycznym. Wcześniej było 8 łóżek na oddziale intensywnej terapii. Teraz jest 8 łóżek dla pacjentów z COVID-em i 3 na oddziale intensywnej terapii (nie z COVID-em) w oddzielnej jednostce oraz 5 kolejnych dla zarażonych COVID-em na innym oddziale. Został on tak przeorganizowany, aby trafiały na niego wyłącznie osoby z koronawirusem. Zostanie on zapełniony w ciągu najbliższych kilku dni, a pozostały nam tylko trzy respiratory. Jest tak wiele osób, które muszą być na oddziale intensywnej terapii, że jesteśmy załamani. Rokowania dla tych, którzy są starsi i mają choroby współistniejące są tragiczne. Zdjęcia rentgenowskie wskazują, że mają tak ostre zapalenie płuc, że nie są w stanie oddychać. Żaden podręcznik medycyny nie mówi, jacy pacjenci mogą zwalczyć tę chorobę i z czym wiąże się takie leczenie na OIOM.
- Wielu ludziom mówi się, że jeśli mają objawy, powinni się izolować w swoim pokoju. Co się dzieje, gdy trafiają na pogotowie?
W zależności od symptomów i ich nasilenia są badani. Jeśli objawy są łagodne, zazwyczaj wypisuje się ich do domu w izolacji. Jeśli mają jakieś poważniejsze objawy, takie jak zmęczenie lub uporczywą gorączkę, wykonuje się prześwietlenie klatki piersiowej i test COVID. Niektórzy z nich zostaną przyjęci, a inni zostaną odesłani do domu na leczenie i do izolacji. Niektórzy pacjenci, których stan jest bardzo poważny, odczuwają bardzo duże zmęczenie, mają zapalenie płuc z niskim nasyceniem tlenem… Mogą zostać skierowani bezpośrednio na OIOM (jeśli spełniają pewne kryteria), chociaż zazwyczaj pacjenci są przysyłani do nas bezpośrednio z oddziałów. Są to pacjenci, u których po kilku dniach od przyjęcia do szpitala stan zaczyna się pogarszać, z dnia na dzień dochodzi do pogłębienia się zatoru płucnego.
- Jak odbierasz nasze oklaski, które słyszysz codziennie o 20:00?
One bardzo mi pomagają. Kilka dni temu wróciłam do domu bardzo zmęczona, odczuwając duchową pustkę… I wtedy te oklaski podniosły mnie na duchu. Poza tym były to urodziny sąsiadki, a cała okolica śpiewała jej „Sto lat”.
- Nigdy wcześniej nie ceniliśmy waszej pracy tak bardzo. Jak teraz postrzegasz siebie i swoich kolegów?
Niestety, właśnie teraz jestem przytłoczona liczbą pacjentów, których codziennie trzeba zbadać. Czuję się bardzo samotna, ponieważ nie ma czasu na dzielenie się wątpliwościami czy informacjami z kolegami. Ale najgorsze jest to, że w jednym z dwóch szpitali jestem sama na dyżurze dla 15 pacjentów COVID, plus 3 na OIOM (na razie) i odpowiadam na wszystkie wezwania z oddziału od pacjentów, których stan się pogarsza. Odczuwam ogromną odpowiedzialność i czuję się jakbym szła na wojnę… Codziennie trzeba decydować, kto ma być przyjęty na OIOM, a kto nie. Trudna jest świadomość, że w innej sytuacji pewnie byśmy go przyjęli…
- To straszne, że ludzie umierają samotnie…
To jest najgorsze. I informowanie ich krewnych przez telefon… [cisza] Muszę powiedzieć, że rodziny są bardzo wyrozumiałe. Kiedy informuje się rodzinę, że trzeba zaintubować pacjenta, niektórzy mówią: „Dziękuję bardzo za całą pracę, którą pani wykonuje”. Jestem przytłoczona tą sytuacją.
- Jak przekazywać spokój… Jak to zrobić z wiarą, z Jezusem?
Cóż, spokój jest potrzebny nam wszystkim. Wiesz, że jeśli zostaniesz w domu i będziesz stosował się do zaleceń, wszystko będzie dobrze. Wraz z krewnymi chorych staram się robić wszystko, co możliwe, by dać im pewność siebie. Ale przede wszystkim, przeżywam tę sytuację głęboko razem z pacjentami.
Kiedy są przyjmowani na OIOM, przed intubacją staram się spojrzeć im w oczy, potrzymać za rękę, dać im nadzieję, powiedzieć im, że wszystko będzie dobrze, że nie przyjmujemy ludzi na OIOM, jeśli nie mamy nadziei…
Prawda jest taka, że ci z nas, którzy mają Bożą siłę, mają szczęście. Kiedy proszą mnie, żebym się za nich pomodliła, robię to i proszę, abyśmy modlili się razem. To tak, jakbym sama mówiła do Boga, albo jakby Jezus mówił do pacjenta. To ostatnie kilka minut, kiedy będzie przytomny, więc staram się traktować go tak, jakby był ojcem mojego najlepszego przyjaciela i staram się wyjaśniać wszystko jak najdokładniej. Zawsze też jasno pokazuję, że to, co robimy, jest poparte naukowymi dowodami.
- Wszyscy wiemy, że jesteś zmęczona i dajesz z siebie wszystko. Co robisz, żeby odpocząć?
Myślę, że wydobywam teraz najlepszą wersję siebie. A najlepszą rzeczą w tej chwili jest studiowanie po powrocie do domu, co inne kraje robią lepiej. Czytam wiadomości, które codziennie przychodzą z Włoch, z Chin, zapoznaję się z protokołami, które wyszły ze szpitala w moim mieście. Albo rozmawiam z kolegami z innych szpitali, by zobaczyć, jak sobie radzą… Momenty izolacji są naprawdę momentami kontaktu ze sobą.
Przyznaję, że jestem tak zmęczona, że trudno się modlić, trudno milczeć… Jedyne, co mogę wtedy robić, to zacząć płakać.
Aby odpocząć, włączam muzykę, łączę się w modlitwie z ludźmi na Instagramie, uczestniczę w jakimś koncercie, czytam kilka modlitw, które zostały do mnie wysłane. Dla mnie to jest odpoczynek w Panu i dziękczynienie za dzień.
- Dostajesz mnóstwo wiadomości…
Wiele, wiele, wiele przesłań otuchy, wyrazów miłości. Dają mi dużo siły. Wiadomości od mojej rodziny, przyjaciół, z mojej wspólnoty WŻCh, od ludzi, których nie znam…
- Czy masz czas na obserwowanie działań organizowanych za pośrednictwem sieci społecznościowych?
Tak, wiem, że jest wiele propozycji. Ale my, pracownicy służby zdrowia, chcemy tylko wrócić do domu, odpocząć przez chwilę… Właściwie to nie jesteśmy w kwarantannie, raczej przychodzimy z wojny.
- O co dzisiaj prosisz Boga?
Żeby to się wreszcie skończyło. Żebyśmy potrafili wydobyć z tego dobro. Żebyśmy przestali wierzyć, że jesteśmy Bogiem i że możemy zrobić wszystko, że możemy nad wszystkim dominować. Żebyśmy zrozumieli, że wszystko zależy od Boga, a my jesteśmy ograniczeni, ponieważ jesteśmy ludźmi.
Dlatego nadszedł czas, by przemyśleć na nowo życie, zdać sobie sprawę, że musimy zadbać o wszystkich, o planetę, zastanowić się…
Lekarze też powinni to usłyszeć: nie bawmy się w bycie bogami! Wszystko to pomaga nam być bardziej pokornymi. To daje nam wszystkim ogromną lekcję pokory i pozwala docenić rzeczy naprawdę ważne. Codziennie uczę się czegoś nowego i wychodzę zmęczona, ale wdzięczna. To, co przeżywamy, jest bardzo trudne, ale staram się to przeżywać z Bogiem. To pomaga mi zachować radość i wchodzić w głąb siebie.
- Dostrzegam w tobie wielką nadzieję , bije od ciebie pokój…
I czuję się bardzo posłana i wspierana przez moją rodzinę, przez WŻCh. Każdego dnia otrzymuję setki wiadomości pełnych modlitwy, zachęty i wsparcia. Mogę tylko podziękować Bogu za to, że tak się teraz czuję. Są dni, kiedy dużo płaczę, ale chcę dać z siebie wszystko. To bardzo ważne, że w tym momencie pomagam ludziom przejść przez to doświadczenie. Później będzie refleksja nad tym, co się wydarzyło i krytyka, ale teraz trzeba dawać.
Wywiad ukazał się na stronie Wspólnoty Życia Chrześcijańskiego. WŻCh jest „świeckim, światowym stowarzyszeniem katolickim, ruchem inspirowanym duchowością św. Ignacego z Loyoli wyrosłym z Sodalicji Mariańskich”. Przeczytaj więcej o tym ignacjańskim ruchu i dowiedz się jak do niego dołączyć.
Za: www.jezuici.pl