Z o. Józefem Zapolskim SVD, proboszczem parafii św. Franciszka z Asyżu w Dolega, w południowo-zachodniej Panamie, rozmawia Krzysztof Kołodyński SVD.
Krzysztof Kołodyński: Cieszę się, że znalazłeś czas, aby opowiedzieć o Twojej obecnej sytuacji. Powiedz, gdzie obecnie jesteś?
Józef Zapolski: Pracuję w parafii pw. św. Franciszka z Asyżu. Kilka lat temu tę parafię przejęliśmy po franciszkanach. Jesteśmy u podnóża ogromnego wulkanu Bar (3474 m n.p.m.) w Panamie. Siedzibą parafii jest mała miejscowość Dolega. Do parafii należy jeszcze 45 stacji. Są to mniejsze i większe miejscowości.
Większość ludzi zajmuje się rolnictwem. Spora część jeździ do pracy do większego miasta David (25 km). Z miasta David, które jest stolicą prowincji Chiriqui, jadąc na zachód, mamy już tylko 55 km do granicy z Kostaryką.
Indianie Ngöbe stanowią 10-15% naszej parafii. Ogromna część społeczeństwa ma korzenie indiańskie i ogólnie mówi się na nich Latinos (Biali Panamczycy). To wielka mieszanka pochodzenia indiańskiego z wpływami Hiszpanów i innych obcokrajowców. Społeczność dzieli się na Indian i Latinos.
Jak sobie radzicie z pandemią? Domyślam się, że praca w tym czasie zmieniała swój charakter. Pewnie czegoś nie udało się zrobić? A może pojawiły się nowe aktywności?
Bardzo uciążliwym czasem była całkowita kwarantanna. Nie można było wychodzić z domów. W tym czasie jako proboszcz otrzymałem specjalne pozwolenie, tzw. salvo conducto, które umożliwiało mi poruszanie się po terenie gminy. Mogłem docierać do chorych, zagrożonych. Organizowaliśmy różnoraką pomoc. Wójt jednak prosił mnie, abym nie nadużywał tego pozwolenia, a na pewno nie wyjeżdżał dalej. Transmitowaliśmy odprawiane Msze święte. Oczywiście nie wszyscy mają Internet, ale zachęcaliśmy do gromadzenia się w rodzinach. Instruowaliśmy ludzi jak wykorzystywać połączenia komórkowe do wyświetlania transmisji na telewizorach.
Czy ktoś pomagał Ci w organizowaniu tych transmisji?
Tak. Mam tutaj dwóch współbraci, którzy pełnią funkcję wikarych. Od dłuższego czasu jest ze mną współbrat Eugene z Ghany. Od niedawna jest z nami Huy Xuan Peter z Wietnamu. Uczy się jeszcze hiszpańskiego, ale jest bardzo sprytny w technicznych sprawach, prowadzi ogród, hoduje ptactwo. Muszę przyznać, że tworzymy dosyć zgraną ekipę. Pochodzimy z trzech różnych kontynentów, ale staramy się dogadywać, rozumieć i sobie pomagać. Udało się to wypracować, choć początki nie były łatwe (śmiech).
Jakie są największe problemy, z którymi się obecnie mierzycie? Z czym borykają się miejscowi ludzie?
Tutejsza ludność mierzy się z problemami chyba uniwersalnymi dla całego świata. Ubóstwo, dysproporcje społeczne, brak pracy lub złe wynagrodzenie. W pandemii wiele osób straciło pracę. Bezrobocie się zwiększyło i sytuacja jest bardzo poważna. Jak oni żyją? To tylko Pan Bóg wie. Często wspierają się rodzinnie. Koszą trawę u sąsiadów, czy u bogatszych ludzi. Ciężko pracują na polach, nierzadko na zboczach wulkanu. Najmują się u tych, którzy mają plantacje. Indianie ciężko pracują przy zbiorze owoców i warzyw, nawet w deszczu. Uprawiają ziemniaki, cebulę, sałatę, kapustę, kalafior.
Jak teraz jest z uczestnictwem we Mszach i życiem parafialnym?
Wiele wspólnot niesamowicie dba o swoje kaplice i kościoły. Ostatnio doświadczam, że serce parafii w Dolega jest troszkę zostawione samemu sobie. Duża grupa, która jest odpowiedzialna za nasz kościół, trochę osłabła. Wycofali się. To zapewne strach przed pandemią. Osoby starsze boją się, bo niektórzy zachorowali. Tę lukę trochę wypełnili młodsi. Przychodzą, sprzątają kościół. Zorganizowała się grupa do serwisu medycznego. Wchodzącym do kościoła spryskują ręce i mierzą temperaturę. Raz w tygodniu, gmina organizuje całkowitą dezynfekcję pomieszczeń parafialnych. Brakuje tych, którzy otwierali kościół, okna i przygotowywali miejsce do modlitw. Sam się tym zająłem, choć miałem taką małą frustrację w sercu. Czy nie ma komu się tym zająć? Nawet mnie korciło, że powiem, że chyba po biskupa zadzwonię, aby nam otwierał świątynię. Jednak tego zaniechałem. Teraz przestałem narzekać. Idę, otwieram kościół i te prozaiczne czynności robię sam. Mam większą świadomość, że podobne realia dotknęły innych kapłan w na świecie. Myślę, że z czasem te funkcje powrócą do tych, którzy będą chcieli włączyć się w przygotowanie liturgii.
Zrozumiałem, że im więcej zrozumienia i miłości wobec ludzi, tym lepiej. Bo można głosić piękne kazania, można – jak pastorzy protestanccy – wymyślać błyskotliwe aktywności. Wspominam takiego, który w wybranym momencie rzucał do góry mikrofon i zręcznie go łapał, ku uciesze widzów. Można nawet krzyczeć, bo ma się dary Ducha Świętego. Ja jednak ostatnio odkrywam i mówię to ludziom, że dar Ducha Świętego przejawia się w postawie matek, które troszczą się o swoje dzieci i zawożą do przychodni kiedy te zachorują. Kiedy dbają o swój dom, męża i rodzinę. Tutaj Duch Święty przejawia się w cichej posłudze serca, a nie w graniu na emocjach i robieniu show.
Na jakiej wyprawie byłeś ostatnio?
W ostatnią sobotę [22 maja – przyp. red.] byłem w Dos Ríos (Dwie rzeki), to nieopodal. O godzinie 20.00 wprowadzano na nowo całkowitą kwarantannę, ale zanim zaczęła obowiązywać, to odprawiłem tam dwie Msze św. w wigilię Zesłania Ducha Świętego.
W ostatnim artykule do „Misjonarza” pisałeś, że spośród 45 wiosek, docierasz ostatnio jedynie do 12. A co z pozostałymi?
Mieszkańcy jeszcze boją się gromadzić. Dają znak, że jeszcze wstrzymują się przed kontaktem z ludźmi spoza ich środowiska. Na ile to możliwe, duchowo łączą się z nami na modlitwie i przez Internet. Dowiedziałem się, że otwierają swoje kaplice i dbają o nie. Jestem w kontakcie z nadzwyczajnymi szafarzami Najświętszego Sakramentu. Prosiłem ich, aby weryfikowali stan Świętych Hostii. Deklarowałem gotowość do przyjazdu. Oprócz tego mamy tzw. Parafialny Komitet Zdrowia. Pierwszą czynnością członków komitetu w danej wiosce jest troska o swoją kapliczkę od strony zagrożenia epidemicznego. Regularnie zdają raporty o sytuacji i potrzebach danej wspólnoty. Komitet nadzoruje stosowanie zaleceń epidemicznych przyjętych przez Ministerstwo Zdrowia. Wchodzi w to wyposażenie w środki dezynfekujące, zakup termometru bezdotykowego i maseczek.
Józefie, poproszę Cię jeszcze o kilka słów do współbraci. Mam tu szczególnie na myśli tych, którzy pracują w podobnych realiach i stają wobec nowych wyzwań duszpasterskich.
Tak. Nie mamy łatwej sytuacji. Sami możemy doświadczyć burzy pandemii i jakiś kryzysów. Emocjonalne, psychiczne, wyczerpanie fizyczne, czy jakaś tęsknota. To wszystko są sprawy ludzkie. To samo dotyczy naszych wiernych, a szczególnie w małżeństwach. Zatroskanie o najważniejsze potrzeby. Lęk o bliskich, których nie można odwiedzić w szpitalu. Wiem, że niektórzy nawet nie śpią. Boją się o zdrowie, życie, o najbliższych. I podobnie jest z nami. Zastanawiamy się, czy jak zachorujemy, to będzie ktoś, kto się nami zajmie, kto zorganizuje odpowiednią terapię. A jak moi najbliżsi w Polsce zachorują, to co będzie? Czy będą mógł ich zobaczyć? Przychodzą też problemy związane z naszym życiem, naszą samotnością. Z naszymi uczuciami, relacjami. Również możemy się w tym pogubić. Słabniemy, tracimy zapał, a nawet narażeni jesteśmy na depresję. Jednak sądzę, że nie ma się co bać. Zaufać Panu Bogu. Nie bać się kontaktów z ludźmi. W jakiejkolwiek sytuacji jesteśmy, wychodźmy im naprzeciw. Dobrym krokiem są odwiedziny ludzi najbardziej cierpiących i biednych. Jesteśmy dla nich często jedyną nadzieją. I oczywiście trzeba mieć na uwadze wszystkich parafian bez wyjątku. Interesować się ich sprawami.
Otwierajmy się, a nie zamykajmy na innych. Nie nakładajmy na ludzi zbędnych ciężarów. Czy to w przygotowaniu do sakramentów, czy innych sprawach. Nie utrudniajmy im życia. Nie bądźmy sędziami. Pamiętajmy o naszych pracownikach świeckich i pamiętajmy, ile im zawdzięczamy. Doświadczam, że w tym ważna jest osobista modlitwa i Msza święta.
Dziękuję za tą osobistą refleksję i za cały wywiad oraz piękne zdjęcia.
Ja również serdecznie Cię pozdrawiam. Do usłyszenia i zobaczenia!
Rozmawiał: Krzysztof Kołodyński SVD
Za: Komunikaty SVD
Za: www.werbisci.pl