Dziennik „Chicago Tribune” zamieścił 15 czerwca obszerne wspomnienie o zmarłej 5 bm. karmelitance s. Marii Józefie od Trójcy Przenajświętszej. Ta 92-letnia zakonnica, która jedną trzecią swego życia spędziła za kratami Karmelu w Des Plaines na przedmieściach Chicago – przed wstąpieniem do zakonu Ann Russell Miller – była znaną w tym mieście filantropką, żoną milionera i matką dziesięciorga dzieci.
Urodzona 30 października 1928 w San Francisco przyszła siostra Maria Józefa od Trójcy Przenajświętszej OCD pochodziła z bogatej rodziny kolejowego biznesmena Richarda Russella. 15 czerwca 1948, mając 20 lat, poślubiła czołowego menedżera w branży energetycznej Richarda Kendalla Millera, z którym doczekała się 10 dzieci, 28 wnuków i 16 prawnuków.
Oboje małżonkowie byli głęboko religijni, angażując się w działalność charytatywną i stojąc na czele ok. 12 organizacji. Wspomagali także badania naukowe, za co otrzymali m.in. nagrodę kalifornijskiej Fundacji Naukowej.
Złożyli sobie przyrzeczenie, że po śmierci jednego z małżonków druga strona spędzi resztę życia, oddając się Bogu w zakonie. Richard zmarł na raka w 1984 i pięć lat później Ann wstąpiła do zakonu karmelitanek. Na jej przyjęcie pożegnalne w dniu jej 61. urodzin – 30 października 1989 w katedrze Wniebowzięcia NMP w San Francisco – przybyło ok. 800 przyjaciół i znajomych, niektórzy nawet z Wielkiej Brytanii i Hawajów. Z kolei jej obłóczyny, po pięcioletnim nowicjacie, w 1994 opisywały ogólnokrajowe media. Powiedziała wówczas gazecie „San Francisco Examiner”: „Dwie trzecie swego życia dałam światu i teraz pozostałą jedną trzecią chcę poświęcić swojej duszy i Bogu”.
Na inną przyczynę wstąpienia do Karmelu wskazała jej najstarsza córka Donna, której pierwsze dziecko – syn zaraz po urodzeniu ciężko zachorowało i groziła mu śmierć. „Nie byliśmy pewni, czy przeżyje i wówczas moja mama powiedziała: «Ślubuję mojemu Ukochanemu Panu [Chrystusowi], że jeśli mój wnuk przeżyje, to ja będę codziennie przez cały rok uczestniczyła we Mszy św.». To było 50 lat temu i babcia wypełniła ten ślub, stając się w końcu karmelitanką”.
Ale jeszcze przedtem lubiła podróżować i uprawiać sport, nazywając siebie m.in. „najstarszą kobietą-płetwonurkiem”. Prowadziła także badania archeologiczne w Izraelu i latała na lotni. Kiedyś jeden z jej wnuków powiedział komuś, kto do niej zadzwonił, że „babcia nie może podnieść słuchawki, bo teraz lata lotnią”.
Aby codziennie uczestniczyć we Mszy św,, nierzadko milionerce musiał towarzyszyć jakiś zaproszony przez nią ksiądz. Jeszcze pozostając „w świecie” zaprzyjaźniła się z Matką Agnes – założycielką w 1959 klasztoru karmelitanek w Des Plaines – jednego z 61 w USA. I to tam przyszła Ann po śmierci ojca i męża, prosząc o przyjęcie do klasztoru. W 1990 w jednym z wywiadów tak wspominała tamto spotkanie i rozmowę z Matką Agnes: „Wiesz, myślę, że moje miejsce jest tutaj”, na co przełożona odparła: „Tak, moja droga, wiem o tym”.
Karmelitanki nie mogą prawie w ogóle spotykać się z ludźmi i wychodzić z klasztoru, chyba że ze względów zdrowotnych. U s. Marii Józefy chęć kontaktu z ludźmi przełożyła się na pisanie listów. Otrzymywała ich średnio ok. 300 miesięcznie. „Ludzie prosili ją o modlitwę i lubili dzielić się z nią swoimi problemami. Jej listy były małymi dziełami sztuki” – wspominała jej córka Donna Casey. Dzięki technologii Zoom mama i babcia – zakonnica mogła pożegnać się przed śmiercią ze swoją liczną rodziną. Jako jedne z jej ostatnich słów córka zapamiętała te: „Wiem, że spotkam się z twoim ojcem w niebie”. 5 czerwca odeszła na to spotkanie, otoczona swoimi siostrami z Des Plaines. Tam też została pochowana na klasztornym cmentarzu.
o. jj (KAI Tokio) / Chicago