We Lwowie, pomimo trwającej wojny, został otwarty klasztor kapucynów. Zakonnicy, którzy na terenie Ukrainy posiadają już osiem placówek, zdecydowali się na kolejną, aby w tym trudnym dla Ukrainy czasie, być jeszcze bardziej znakiem troski Boga o naród pogrążony w cierpieniu.
Do Lwowa kapucyni przybyli po raz pierwszy 315 lat temu. Niestety, kilkanaście lat później władze austro-węgierskiej monarchii zmusiły ich do opuszczenia miasta. Drugi raz sprowadził ich do Lwowa św. abp Józef Bilczewski w 1904 r. Jednak w 1946 roku decyzją władz radzieckich ponownie opuścili miasto. Tym razem otwierają swój niewielki, mieszczący się na peryferiach miasta klasztor, po raz trzeci.
„Ten dom, który dzisiaj otwieramy, ma być dla braci, którzy mają żyć Ewangelią. A jak będą żyć Ewangelią, to nie mogą wtedy siedzieć, nie mogą się zamknąć, nie mogą nic nie robić. Żyjąc Ewangelią można zawojować świat, poczynając od Lwowa” – podkreśla br. Błażej Suska, przełożony kapucyńskiej kustodii na Ukrainie.
Zanim doszło do otwarcia własnego klasztoru, zakonnicy mieszkali przez pewien czas w wynajętym mieszkaniu w bloku, rozeznając potrzeby duszpasterskie miasta. Jedną z kapucyńskich inicjatyw, zwłaszcza docenianą w czasie trwającej wojny, są nocne adoracje Najświętszego Sakramentu. „Na początku były to nocne czuwania raz w miesiącu, aby nie było za ciężko dla ludzi. Ale przyszła wojna. Wydawało się, że trzeba czuwania zrobić częściej. I tak robimy je każdego tygodnia” – mówi br. Zbigniew Sawczuk.
Podczas ceremonii poświęcenia lwowskiego klasztoru, której przewodniczył biskup pomocniczy archidiecezji lwowskiej Edward Kawa, wiele osób podkreśliło fakt, że zakonnicy, także ci pochodzenia polskiego, zamiast uciekać z Ukrainy, otwierają nową placówkę.
Mariusz Krawiec SSP/vaticannews.va / Lwów
KAI