To wyjątkowa pielgrzymka, bo prócz tego, że głosi Ewangelię, stara się edukować spotkanych ludzi w zakresie ochrony przed zachorowaniem na AIDS. Jego siostra zmarła na tę chorobę 10 lat temu.
Kapucyn codziennie pokonuje około 30 kilometrów ciągnąc za sobą wszystko, co posiada. Nie ma żadnych pieniędzy. Jest w pełni zależny od dobrej woli i gościnności osób, na które natrafia po drodze.
“Tylko trzy razy odmówiono mi gościny. Niestety, wszystkie te przypadki dotyczą księży” – mówi Monti portalowi Crux. Mimo tego się nie zraża i dodaje, że w trakcie swej pielgrzymki nauczył się ufać ludzkiej dobroci.
Wędrówkę rozpoczął pod koniec sierpnia zeszłego roku, zaraz po swych 40. urodzinach. Od tego czasu przeszedł przez Brazylię, Urugwaj, Argentynę, Boliwię, Chile i Peru. Zazwyczaj chadza sam, ale niekiedy dołączają się do niego inni kapucyni. Jednak samotność w drodze nie jest dla niego największym problemem, bo jak św. Franciszka cieszy go podziwiana przyroda. To od patrona swego zakonu wziął również pomysł na pielgrzymowanie, bo to on wezwał swych braci do nieustannej wędrówki.
Jednymi z osób, które spotkał po drodze są migranci z ubogiej Wenezueli, którzy pokonują całą Amerykę Południową uciekając przed biedą. Niektórzy, gdy widzą jego ciemną karnację i pchany wózek, podejrzewają że jest złodziejem, a gdy zaczyna mówić o HIV – że narkomanem. Sam stara się wszędzie gdzie jest przełamywać szkodliwe stereotypy i głosić Jezusa. Rzadko zakłada habit, by ludzie nie traktowali go specjalnie i nie wyróżniali jako księdza.
Obecnie przebywa w Peru, następnie planuje udać się do Kolumbii, a docelowo do Kanady. Tam kończy pierwszy etap podróży, wsiada w samolot i leci do Senegalu, by w Afryce rozpocząć drugi.
“Robię coś bardzo zwyczajnego, po prostu idę. Myślę, że ludzie mogą znaleźć swoje, podobne sposoby na to, by dawać innym osobom nadzieję” – podsumowuje swą drogę brat Monti.
Za: www.deon.pl