W jubileuszowym roku z okazji 140 lat od założenia sióstr józefitek, w ich dawnym domu macierzystym we Lwowie, a obecnie państwowym ośrodku wychowawczym dla dzieci, odbyło się uroczyste otwarcie izby pamięci poświęconej św. Zygmuntowi Gorazdowskiemu, który działał w tym mieście przed przeszło stu laty.
Święty Zygmunt Gorazdowski zasłynął we Lwowie jako wielki opiekun ubogich oraz wychowawca dzieci i młodzieży. Dla lepszego realizowania misji założył w tym mieście Zgromadzenie Sióstr Świętego Józefa. Po zakończeniu II wojny światowej siostry zostały zmuszone do opuszczenia wszystkich swoich placówek na terenie ówczesnego Związku Radzieckiego. Ich powrót do Lwowa był możliwy dopiero w latach 90. XX wieku, ale bez możliwości odzyskania ich dawnych obiektów wychowawczych i klasztorów. Tym bardziej bezprecedensowym stało się otwarcie izby pamięci św. Zygmunta i poświęcenie ikony z jego wizerunkiem w greckokatolickiej kaplicy na terenie dawnego domu sióstr józefitek, a obecnie państwowego domu wychowawczego dla dzieci.
„Dobrze, że św. Zygmunta Gorazdowski znowu staje się dla nas przykładem do naśladowania, jako ten, który potrafił służyć wszystkim – mówi greckokatolicki biskup Stepan Sus. – Nie obawiał się łączyć w sercu różne narody: polski i ukraiński. Służył ludziom, nie patrząc na ich przynależność religijną czy narodową. To dobrze, że na Ukrainie, szczególnie w tym czasie, kiedy jest tyle bólu, cierpienia, tyle dzieci osieroconych, dajemy jako przykład, światłych ludzi”.
Obecnie w ośrodku wychowawczym, któremu patronuje postać św. Zygmunta Gorazdowskiego uczy się 247 niepełnosprawnych dzieci. Część z nich, także z terenów objętych działaniami zbrojnymi, mieszka tutaj na stałe.
Kim był św. Józef Gorazdowski
Józef Gorazdowski urodził się w listopadzie 1845 r. w Sanoku, w rodzinie szlacheckiej. Podczas rzezi galicyjskiej był kilkumiesięcznym niemowlęciem, i wówczas niańka – chcąc go uratować – ukryła go pod kołem młyńskim. Wtedy nabawił się choroby płuc, która nękała go przez całe życie. Widział w niej działanie Opatrzności: “Bogu dziękuję za chorobę, bo gdyby nie ta choroba, nie byłbym został księdzem i nigdy bym nie był zadowolony, rozminąwszy się ze swoim powołaniem”.
Rodzicom zawdzięcza głęboką formację religijną i gorący patriotyzm – jego ojciec był posłem na Sejm, a po wybuchu Powstania Styczniowego całkowicie zaangażował się w pomoc powstańcom. Osiemnastoletni Zygmunt także przyłączył się do oddziałów powstańczych, jednak po klęsce wrócił do Przemyśla, gdzie mieszkała jego rodzina, a ojciec prowadził zakład introligatorski i niewielki sklep galanteryjny. Po ukończeniu gimnazjum z bardzo dobrym wynikiem podjął w 1864 r. studia prawnicze we Lwowie, ale po dwóch latach odkrył, że jego prawdziwym powołaniem jest kapłaństwo.
Trudna droga do kapłaństwa
Lata seminaryjne były czasem intensywnego rozwoju duchowego – wówczas niezwykle rozwinął się jego dar modlitwy, a kontemplowanie Męki Chrystusa codziennie o godz. 15.00 stało się niezmiennym punktem programu w jego pracowitym życiu. Jednak nie otrzymał świeceń w przewidzianym terminie – gwałtowny nawrót choroby tuż przez święceniami zmusił go do powrotu do domu. W stanie zawieszenia i niepewności przeżył całe dwa lata, dopiero w 1871 r. stan jego zdrowia poprawił się na tyle, że w lipcu otrzymał święcenia z rąk abp. Franciszka Ksawerego Wierzchlejskiego. Kilka miesięcy wcześniej, gdy Pius IX uroczyście oddał Kościół pod opiekę św. Józefa, młody Gorazdowski złożył swój prywatny ślub – że całe życie poświęci ubogim.
Wikary, katecheta, wychowawca
Ówczesna Galicja dostarczała nieograniczonych pól działalności ludziom, którzy pragnęli angażować się w pracę na rzecz ubogich. Corocznie umierało tu z wycieńczenia i niedożywienia ok. 50 tys. osób, przeciętna życia wynosiła 27 lat, tłumy żebraków były prawdziwą plagą w większych miastach – bieda galicyjska była przysłowiowa. Toteż od pierwszych dni kapłaństwa (został wikarym w położonym 10 km od Sokala Tartakowie) ks. Gorazdowski pomagał biednym, chodził po domach parafian, pielęgnował chorych. Oprócz biedy materialnej i pijaństwa dostrzegł także wielką nędzę duchową i zatrważającą ciemnotę religijną chłopów. Dla wiejskich dzieci i ludu napisał “Katechizm”, który stał się prawdziwym przebojem wydawniczym, a dotarł także do Polonii za oceanem.
Dla młodzieży napisał inne, bardzo popularne i znane książki – “Niezapominajki – przestrogi i rady dla młodzieży żeńskiej” oraz “Rady i przestrogi na całe życie. Pamiątka dla młodzieży męskiej przy ukończeniu szkół”, w końcu, po przepracowaniu kilku lat w rozmaitych miasteczkach, już we Lwowie wydał “Zasady dobrego wychowania”. W późniejszych latach wydawał też tani dziennik dla ubogich “Gazetę Codzienną”.
Ksiądz Dziadów
Lwów, do którego przybył w 1878 r., by objąć funkcję wikarego, był miastem, w którym pracował do końca życia. Tu założył zrzeszające księży Towarzystwo “Boni Pastores”, został też redaktorem naczelnym czasopisma “Bonus Pastor”. Jednak jego prawdziwym powołaniem i służbą była praca dla ubogich. Z niespożytą energią i mimo słabego zdrowia zbierał pieniądze, wynajdował współpracowników, koordynował działalność. Miał wybitne zdolności organizacyjne, toteż szybko zgromadził wokół siebie grupę wiernych pomocników. Przez 30 lat był sekretarzem Instytutu Ubogich, wraz z księżną Jadwigą Sapieżyną założył “Dom pracy dobrowolnej dla żebraków”. “Z takim człowiekiem działając można zrealizować niejeden zamysł” – mówiła księżna.
W kolejnych latach powstała we Lwowie Kuchnia Ludowa, Zakład dla nieuleczalnie chorych, Internat św. Jozafata, Zakład Dzieciątka Jezus, opiekujący się nieślubnymi i niechcianymi dziećmi, a także ich matkami. Gdy dostrzegał ludzką biedę niezwłocznie reagował tworzeniem dzieła – w ciągu niewielu lat rozwiązał problem oblegających Lwów żebraków dając im pracę, ubogim chorym zorganizował szpital, by mogli odzyskać siły, dla pochodzących ze wsi studentów seminarium nauczycielskiego zorganizował internat. “Tyle instytucji stworzyć, utrzymać je i nimi zarządzać mogła tylko dusza miłująca Boga i bliźnich, dusza z dziecięcą wiarą ufającą Opatrzności” – stwierdził pełen podziwu dla działalności ks. Gorazdowskiego jeden ze współczesnych mu obywateli. Biednym poświęcał swój czas i siły, w porę i nie w porę nachodził wpływowe osobistości Lwowa, aby coś dla nich wyżebrać. Arcybiskup lwowski Seweryn Morawski odnotował w swym dzienniku: “…ks. Gorazdowski, mój perpetuus trapiciel ma dar trapienia w najniedogodniejszej dla mnie porze (…) sfukałem go trochę”.
Ogrom pracy charytatywnej nie przesłaniał podstawowej służby – był cenionym kaznodzieją, jego konfesjonał w kościele św. Mikołaja oblegały tłumy, do umierających z wiatykiem szedł o każdej porze dnia i nocy.
Zgromadzenie Sióstr św. Józefa
W ciągu lat pracy wśród najuboższych skupiła się wokół ks. Gorazdowskiego grupa wiernych współpracowników, wśród nich tzw. siostrzyczki ubogich, niewielkie wspólnoty opiekujące się potrzebującymi. To one oraz tercjarki III Zakonu św. Franciszka stały się pierwszymi zakonnicami Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Józefa. Siostry, które miały być ubogie, serce mieć przy Bogu, a ręce przy pracy, złożyły pierwsze śluby w 1884. W ciągu lat otwierały placówki charytatywne w całej Galicji, chętnie zapraszano je do pracy w szpitalach.
Ich założyciel zmarł 1 stycznia 1920. Mszę pogrzebową odprawiał arcybiskup lwowski, obecni byli świeccy i księża, ale najliczniej przyszli, by pożegnać “swojego księdza”, lwowscy biedacy.
Pięć dni przed śmiercią ks. Gorazdowski spisał testament: “W Zakładzie Św. Józefa mieszkam od pięciu lat w pokoju, którego meble są własnością Zakładu, a nawet moją garderobę sprawiły mi Siostry z funduszów Zgromadzenia, więc jest ona własnością Zgromadzenia. Moje dochody z pensji używałem na inne Zakłady przeze mnie fundowane, albo na dobroczynne cele – przeto nie mam żadnego majątku, którym bym mógł rozporządzić po mojej śmierci”.
Mariusz Krawiec SSP/KAI