Od 17 grudnia 2013 r. Kościół ma nowego świętego. Papież Franciszek postanowił rozciągnąć na cały Kościół kult błogosławionego Piotra Fabra, kapłana i jezuity, wpisując go w poczet świętych. Kim był Piotr Faber? Co ma nam do powiedzenia po niemal pięciu wiekach, jakie mijają od jego śmierci?
Dzieciństwo i młodość
Piotr Faber (Favre) był jednym z pierwszych towarzyszy, których św. Ignacy Loyola pozyskał do swojej paryskiej grupy. Urodził się w 1506 r. w Villaret (Sabaudia), miejscowości otoczonej ośnieżonymi szczytami Alp, na terenie diecezji genewskiej. W dzieciństwie często biegał po zielonych łąkach, opiekując się stadem bydła. Piękny i wzbudzający zachwyt górski krajobraz głęboko zapisał się w jego delikatnej duszy, czystej jak powietrze rodzinnych stron. Świeżością pól i łąk oddycha się, czytając napisany przez Piotra dziennik duchowy, zatytułowany Memoriale[1]. Wiele spośród jego refleksji nawiązuje do krajobrazu i przeżytej wcześniej bliskości z pięknem stworzonej przez Boga natury. Otaczająca go przyroda wzmagała w Piotrze wewnętrzne pragnienie, aby także w życiu duchowym kierować się rytmem zmieniających się pór roku. Duży wpływ na Piotra miała jego rodzina. W niej, obok dobrego przykładu i ducha modlitwy, otrzymał solidną edukację. Bardzo wcześnie, bo od siódmego lub szóstego roku życia, zauważana była jego delikatna i pociągająca osobowość, którą zachował przez całe życie. To ona wzbudzała w ludziach powszechnie zaufanie do jego osoby.
Bardzo wcześnie Piotr poznał na pamięć Mały katechizm. Nie zachowywał tylko dla siebie tego, czego nauczył się o Bogu od swojej matki i proboszcza. To, co posiadał, od razu przekazywał innym. Wchodził na stołeczek i z tego „pulpitu” głosił kazania swoim kolegom, nawiązując do wydarzeń opisanych w Ewangelii. Również dorośli słuchali go z przyjemnością i hojnie obdarzali drobnymi podarunkami: orzechami laskowymi, słodyczami i owocami. Piotr był wrażliwym i uzdolnionym dzieckiem. Już w dzieciństwie doświadczył obecności Boga. Po wielu latach ci wszyscy, którzy go spotykali, wyczuwali w nim świeży powiew Bożego Ducha. Emanował świętością, która miała zapach górskich kwiatów i ziół alpejskich łąk i polan, żywiczny zapach świerków i jodeł z jego ojczystej Sabaudii. Tak o swoim dzieciństwie napisał w Memoriale:
“Pierwszym dobrodziejstwem, za które muszę bardzo podziękować Bogu jest to, że nasz Pan podczas świąt wielkanocnych 1506 roku sprowadził mnie na świat, udzielił mi łaski chrztu i wychowania przez dobrych, katolickich i bardzo pobożnych rodziców. Byli wieśniakami, dysponującymi dostatecznymi środkami materialnymi, by zapewnić mi konieczne środki dla zbawienia mej duszy, zgodnie z celem, dla którego zostałem stworzony. Do takiego stopnia zaszczepili we mnie bojaźń Bożą, że od wczesnego dzieciństwa zacząłem być świadom moich uczynków, co uważam za specjalną łaskę. Mniej więcej w siódmym roku życia odczuwałem niekiedy wielką skłonność do pobożnych uczuć, tak jakby od tego czasu Pan i Oblubieniec mojej duszy chciał nią zawładnąć. Obym potrafił Go przyjąć i pójść za Nim i nigdy nie odłączyć się od Niego” (Memoriale, 1-2).
Spotkanie ze św. Ignacym Loyolą
Kiedy ukończył 10 lat, odczuł w sobie głębokie pragnienie studiowania, dlatego wysłano go na lekcje, których udzielał mu pewien ksiądz w niedalekiej okolicy. Zaś od 12 do 19 roku życia jego nauczycielem był ks. Pierre Velliard, który obok studium tekstów autorów łacińskich przygotowywał go do głoszenia Ewangelii.
Mając 12 lat, Piotr otrzymał natchnienie od Ducha Świętego, by złożyć ślub czystości. Ale lata młodzieńcze nie oszczędziły mu udręk, gwałtownych uczuć, które go dezorientowały i czyniły głęboko niepewnym, powodując głęboki niepokój. Przestał siebie rozumieć. Echa tego doświadczenia można odnaleźć w Memoriale, w którym opisał swoje duchowe zmagania. To właśnie wtedy, w stanie wewnętrznej walki, pełnej bólu i skrupułów, przybył do Paryża, by kontynuować naukę. Pierwszy napotkany kartuz poradził mu, by przeniósł się na ten właśnie uniwersytet jesienią 1525 roku. Zanim spotkał się z Ignacym Loyolą w kolegium św. Barbary, Piotr ukończył w stopniu celującym przedmioty klasyczne, które Ignacy właśnie miał rozpocząć. Piotr był już wtedy w pełni wykształconym specjalistą od języka greckiego. Nawet jego mistrz, Juan de la Peña, gdy miał wątpliwości, konsultował je z nim. Powierzył mu także lekcje powtórek z nowymi studentami.
Krótko potem, w marcu 1530 r., Piotr Faber i Franciszek Ksawery ukończyli pierwszy etap swoich studiów i uzyskali tytuł magistra. Teraz mieli wybrać jeden z trzech wyższych fakultetów. Piotr wahał się; raz myślał o tym, żeby się ożenić, innym razem chciał być lekarzem, prawnikiem lub regentem, doktorem teologii lub prostym księdzem, a może nawet bratem zakonnym. Do tego dołączyły się trudności materialne i duchowe. Dręczyły go skrupuły, nachodziły go pokusy pijaństwa albo pychy, gdy próbował wywyższać się ponad innych studentów.
Ignacy Loyola, widząc swoje braki, poprosił Piotra o korepetycje z filozofii. Piotr chętnie podjął się tego niełatwego zadania, największą zaś nagrodą była życzliwość Ignacego. Pewnego dnia, gdy Piotr wyjaśniał starszemu od siebie o piętnaście lat Baskowi tekst Arystotelesa, nabrawszy odwagi, otworzył swoją duszę przed Ignacym. Był to dla niego początek wielkiej przemiany. Piotr Faber, pełen wahań, nawiązał kontakt z człowiekiem, który otrzymał łaskę pomagania duszom. W ten oto sposób spotkały się napełniająca lękiem niepewność Fabra z uformowaną przez Ćwiczenia duchowne wolą Ignacego; przesadna wrażliwość Fabra z ewangeliczną pogodą ducha i wrodzonym dystansem Baska.
Faber wspomina ten okres w swoim Memoriale: Ignacy „pomógł mi zrozumieć moje sumienie, pokusy i skrupuły, których doświadczałem od dłuższego czasu, nic nie pojmując i nie znajdując drogi pokoju.”. Ignacy pomagał Piotrowi także materialnie: „mieliśmy wspólny pokój, to samo pożywienie i wspólną kasę”. Już na wiosnę w 1537 roku Faber pragnął iść śladami swego towarzysza. Wspominał potem: „doszliśmy do tego by być jednomyślni w pragnieniach i w mocnych postanowieniach, tak właśnie przeżywać nasze życie, by stanowić jedno Towarzystwo”. To właśnie Piotr Faber odprawiał Mszę świętą 15 sierpnia w 1534 roku w kaplicy na Montmartre w Paryżu, gdzie Ignacy i jego pierwsi towarzysze złożyli ślub czystości i ubóstwa. Był to zalążek zatwierdzonego w 1540 roku przez papieża Pawła III zakonu Towarzystwa Jezusowego.
Duchowy mistrz i przewodnik na Bożych drogach
Po tym ważnym wydarzeniu złożenia ślubów, Piotr przebywał w swoich rodzinnych stronach. Odwiedził dom rodzinny. Matka już nie żyła, zobaczył jeszcze ojca, który wkrótce zmarł. Pierwsi towarzysze razem z Ignacym uzgodnili, że spotkają się w Wenecji na początku 1537 r., by następnie, po uzyskaniu błogosławieństwa papieża udać się z pielgrzymką do Ziemi Świętej. Z powodu jednak wojny Wenecji z Turkami żaden statek nie wypłynął, dlatego Ignacy wraz z towarzyszami oddał się do dyspozycji papieża. Piotr Faber otrzymał misję w Parmie, gdzie miał pomagać biskupowi w przepowiadaniu słowa Bożego. Udzielał też wiele Ćwiczeń duchownych opracowanych przez św. Ignacego. Przez jakiś czas był wykładowcą Pisma Świętego na papieskim Uniwersytecie „La Sapienza” w Rzymie.
Piotr Faber, zdaniem św. Ignacego, najlepiej udzielał Ćwiczeń duchownych. Pod jego kierownictwem odprawił je m. in. młody Holender, św. Piotr Kanizjusz, który później został nazwany Apostołem Niemiec w trudnych dla Kościoła czasach reformacji. Dzięki Piotrowi Fabrowi Towarzystwo Jezusowe pozyskało do swoich szeregów także dwóch innych młodzieńców: Francuza Paschazego Broëta, oraz – podobnie jak on – Sabaudczyka Klaudiusza Jaya.
W swoim Memoriale Piotr Faber daje cenne rady dotyczące modlitwy: “Ci, którzy pragną się modlić tylko w czasie przeznaczonym na modlitwę, nie mogą zdobyć solidnej pobożności, chyba, że byłby to cud. Dlatego trzeba mieć wyznaczony czas na modlitwę i często o tym pamiętać, budząc pragnienia, starając się o wytrwałość i lękając się, by nie upaść (Memoriale, 37). Z jego dziennika duchowego wynika też, że był człowiekiem bardzo praktycznym i bystrym obserwatorem ludzi. Jak zauważa, „człowiek nie powinien się martwić o jutrzejszy dzień, lecz ma sobie w taki sposób zorganizować rozkład godzin i czasu, by nie zacząć marzyć, myśleć, cieszyć się lub smucić z powodu tego, co może się dopiero wydarzyć” (Memoriale, 38).
W służbie Kościoła i papieża
Ignacy Loyola, znając niezwykle pogodne usposobienie oraz zrównoważony charakter Piotra, chętnie i często powierzał mu najbardziej delikatne misje na królewskich dworach w Hiszpanii, Portugalii i pośród katolickich książąt w Niemczech pogrążonych w religijnym zamęcie związanym z reformacją. Głównymi narzędziami w jego apostołowania były głoszenie słowa Bożego, spowiedź oraz udzielanie Ćwiczeń duchownych według metody św. Ignacego. Piotr Faber traktował protestantów z największa delikatnością. Wielu spośród nich ujmowała niezwykła uprzejmość i dobroć jezuity. Był bowiem człowiekiem zatopionym w Bogu i „kontemplatywnym w działaniu”.
Czytając Memoriale, można odkryć niezwykłą pobożność w odniesieniu do Boskich Osób, z którymi rozmawiał. Stosował w tym zalecenia św. Ignacego odnośnie ewangelicznej medytacji i kontemplacji. Odczuwał też wielka bliskość z Matką Bożą, zachęcając do częstego odmawiania Różańca. “Prosiłem Najświętszą Pannę, by była we wszystkim moją orędowniczką, ponieważ jest prawdziwym przykładem dziewictwa, posłuszeństwa oraz ubóstwa i ma przeczyste ciało, przejrzysta duszę i świętego ducha. Każda z tych łask objawiła się w Niej z tak wielką mocą Bożą, z taką mądrością i dobrocią, że każda z nich, nawet sama wystarczyła, by zachować pozostałe dwie w całkowitej czystości. To znaczy, przeczyste ciało Dziewicy wystarczyło, żeby żadna nieczystość nie skalała Jej duszy i Jej ducha. Podobnie Jej duch był tak napełniony darami, że było rzeczą niemożliwą, żeby do Jej duszy lub ciała zakradło się coś nieczystego. A Jej dusza cieszyła się taką doskonałością, że wystarczyła ona do oświecenia ducha i ciała” (Memoriale, 45).
Św. Piotr Faber szanował też bardzo aniołów i świętych, często o nich myśląc i powierzając im różne trudne sprawy w dniu ich święta czy wspomnienia. Żył on, można by powiedzieć, w zażyłej przyjaźni ze swoim Aniołem Stróżem. Dokądkolwiek się udawał, powierzał trudne sprawy aniołom-opiekunom danego miasta, okolicy czy kraju.
Można śmiało powiedzieć, że w jego duchowym życiu przenikały się niebo i ziemia, wieczność z doczesnością, religia z polityką, modlitwa z trudem pielgrzymowania, życie światowe na królewskich i książęcych dworach z surowymi umartwieniami, pokorą i adoracją Najświętszego Sakramentu. Dlatego nie dziwimy się, gdy nasz święty pozdrawiał Aniołów, rozmawiał z Panem Jezusem czy Matką Najświętszą.
Prawdziwą reformę Kościoła św. Piotr Faber widział w nawróceniu i świętości kapłanów, tak by przez dobry przykład i gorliwość w modlitwie oraz głoszenie słowa Bożego, pogłębiali wiarę i pobożność powierzonego im przez Boga ludu. Bardzo troszczył się o wiarygodność przekazu słowa Bożego. Sam był kapłanem o sercu przejrzystym, scalonym. Nie było w jego życiu rozdźwięku pomiędzy tym, co sam głosił i jego codziennym życiem. Szczególnie z wielką łagodnością traktował niemieckich luteranów.
Duch rozeznawania
Św. Piotr Faber umiał ocenić i postawić poprawną diagnozę duchową w skomplikowanych sytuacjach, tak w wymiarze religijnym, jak i społeczno-politycznym. Jego sprawozdania z Niemiec z uwagą czytał sam papież i kardynałowie. Był spowiednikiem biskupów, książąt a nawet królów. Gdy pojawiał się na królewskich i książęcych dworach, na rozmowę z nim czekało wielu chętnych. Jednych spowiadał, innym udzielał rad, a gotowym do głębszego nawrócenia udzielał ignacjańskich Ćwiczeń duchownych, częściowo lub w całości. Jego apostolski trud przynosił wiele owoców. Dzięki niemu powstawały kolejne jezuickie kolegia, na dworach obyczaje ulegały poprawie. Osobowość św. Piotra Fabra, do głębi przeniknięta łaską Boża sprawiała, że zarówno ludzie prości, jak i wykształceni, z wyższych sfer jak i z prostego ludu, spontanicznie się do niego garnęli pociągnięci przykładem jego świętego życia. Piotr przez całe życie doświadczał pragnienia świętości, bardzo cenił pokój duszy i czystość serca.
Nie zdążył dotrzeć na obrady soborowe do Trydentu, co było życzeniem papieża. Zmarł w Rzymie, w wieku czterdziestu lat, 1 sierpnia w 1546 roku. Jego duchową głębię i miłość do Jezusa Chrystusa, któremu z oddaniem służył, wyraża następująca modlitwa świętego: „Panie Jezu Chryste, niech mi będzie wolno, aby Twoja śmierć była moim życiem i abym w Twoim umieraniu mógł się uczyć, jak żyć. Niech Twoje zmagania będą mym odpoczynkiem, Twoje ludzkie słabości moją odwagą, Twoje zakłopotanie, moim honorem, Twoja męka, moją pociechą, Twój smutek, moją radością. W Twoim poniżeniu niech mi będzie wolno być wywyższonym. Jednym słowem, obym znalazł wszelkie me błogosławieństwo w Twoich udrękach. Amen”.
Święty na czas nowej ewangelizacji
Ojciec święty Pius IX ogłosił Piotra Fabra błogosławionym 5 września 1872 r., zaś papież Franciszek ogłosił go świętym 17 grudnia 2013 roku, w dniu swoich siedemdziesięciu siedmiu urodzin. Zapewne uznał, że pilnie potrzeba dzisiaj dobrych kapłanów na czas nowej ewangelizacji. Potrzeba „kapłanów zreformowanych” – mądrych i świętych. Takim był św. Piotr Faber.
Zapytany, dlaczego postać Piotra Fabra tak bardzo go inspiruje, które cechy jego osobowości najbardziej do niego przemawiają, papież Franciszek odpowiada: „Dialog ze wszystkimi ludźmi, nawet z najbardziej zagorzałymi przeciwnikami; prosta pobożność i swego rodzaju naiwność; dyspozycyjność nieznosząca zwłoki oraz fakt, że w sposób stanowczy potrafił podejmować ważne i radykalne decyzje, a jednocześnie potrafił być bardzo łagodny, łagodny…” .
–
[1] Polski przekład „Dziennika duchowego” św. Piotra Fabera w przygotowaniu w Wydawnictwie WAM.
Więcej na: www.jezuici.pl