Salezjanin w Maroku: muzułmanie cieszą się, że tu jesteśmy

„Maroko jest przykładem bardzo pozytywnego doświadczenia dialogu międzyreligijnego. Staramy się dawać świadectwo, że ponad różnicami religijnymi wszyscy współpracujemy, aby świat był rodziną, aby unikać terroryzmu oraz wszelkich ekstremizmów” – mówi kard. Cristóbal López Romero SDB. Arcybiskup Rabatu w rozmowie z KAI mówi m. in. o dramacie migrantów i jak Kościół katolicki stara się im pomóc.

Piotr Dziubak (KAI): Eminencjo, znowu coraz więcej zaczyna mówić się o fali imigrantów w kierunku Europy. Coraz trudniej dzisiaj zobaczyć człowieka w drugiej osobie?

Kard. Cristóbal López Romero: Każdy ma prawo do życia zarówno we własnym kraju jak i w każdym innym. Jest to prawo człowieka uznane w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka ONZ. Nie jest ono niestety respektowane, ponieważ bogate kraje, a konkretnie Europa, zamykają się i robi wszystko, aby zapobiec przyjazdowi ludzi, których problemem nie jest to, że są obcokrajowcami, ale to, że są biedni. W Barcelonie żyje 50 tys. Włochów i nikt im nie każe wracać do siebie. Przyjeżdżają Anglicy i nikt ich nie wyrzuca. Rosjanie przyjeżdżają z 500 tys. euro do zainwestowania w jakiś biznes i dostają obywatelstwo. Obecnie mamy kryzys związany z wojną w Ukrainie i przyjęto w Europie setki tysięcy uchodźców. Nie zrobiono tego jednak w przypadku osób pochodzących z Syrii, a tym bardziej z Afryki. Można uznać, że istnieją dwie miary i dwa sposoby działania. W działaniach migracyjnych ustanowionych przez kraje Unii Europejskiej jest dużo egoizmu. Dla krajów o tradycji chrześcijańskiej jest to hańba, bo gościnność jest jedną z cnót wynikających z miłości bliźniego i nakazem Chrystusa. Kraje te powinny bardziej otwarcie regulować zjawisko migracji, podchodzić z większą hojnością. W międzyczasie kraje europejskie nadal plądrują biedne kraje Afryki poprzez międzynarodowe korporacje oraz nieuczciwe prawo handlowe i gospodarcze. Jest to sytuacja, która naprawdę wymaga natychmiastowej zmiany.

KAI: Dla wielu osób, które uciekają, zwłaszcza z krajów subsaharyjskich, Maroko jest ostatnim krajem przed dostaniem się do Europy, jednak dla zdecydowanej większości staje się wymuszonym miejscem docelowym, bo dalej nie udaje się im przedostać.

– Maroko stało się krajem migrantów, ponieważ wielu Marokańczyków chce również wyemigrować do Europy. Jest krajem tranzytowym dla mieszkańców Afryki Subsaharyjskiej, których celem jest dotarcie do Europy, ale również krajem docelowym. Wielu z nich, w obliczu trudności związanych z barierami narzuconymi przez Europę, decyduje się lub nie ma innego wyboru, na pozostanie w Maroku. I tak jest. W 2015 i 2017 roku król Muhammad VI uregulował sytuację wielu migrantów. Raz było ich 50 tysięcy, innym razem około 30 tysięcy. Ludzie nadal przybywają ze wszystkich krajów subsaharyjskich i dalszych regionów. W sytuacji wielkiego ryzyka przejścia przez pustynię, są okradani, bici, gwałceni, przybywają z wieloma ranami psychicznymi i fizycznymi, a Kościół robi co może, aby ich przyjąć i im pomagać. Nie mamy środków pomocy dla wszystkich, ale przynajmniej tych, którzy do nas przychodzą, przyjmujemy i towarzyszymy im, aby mogli swobodnie decydować o swojej przyszłości.

KAI: Ktoś mógłby postawić sobie pytanie: dlaczego Papież, biskupi, Kościół tak często mówią o migrantach? Dlaczego poświęcają im tak dużo uwagi i pracy? Dlaczego chcą im pomagać? Przecież migranci są ciężarem dla państw przyjmujących. Dlaczego Kościół to robi?

– Bo Kościół chce naśladować Jezusa Chrystusa. A Jezus Chrystus uczy nas o tym w przypowieści o dobrym Samarytaninie. Powinniśmy wyciągnąć rękę do tych, którzy zostali zranieni, którzy są w trudnej sytuacji. W każdym człowieku widzimy dziecko Boże, i w każdym człowieku widzimy podmiot praw. Widzimy, że z powodu egoizmu narodów i instytucji oraz jednostek, ludziom biednym, których nikt nie broni, odmawia się wszelkich praw. To prawda, że kosztuje to kraje przyjmujące migrantów, ale kiedy analizujemy makroekonomię świata, odkrywamy na przykład, że Europa “hojnie” przekazuje 600 milionów euro rocznie na rozwój Afryki. Tymczasem przedsiębiorstwa międzynarodowe wyprowadzają z Afryki nie mniej niż 20 miliardów euro zysków, plądrując te kraje, które zasługują na sprawiedliwszą zapłatę za swoje surowce i dobra. Musimy szukać Królestwa Bożego, które jest królestwem sprawiedliwości i braterstwa. Kościół musi angażować się w sprawy najuboższych i ludzi naprawdę zagrożonych. Wielu z tych ludzi migruje, ponieważ nie mogą naprawdę godnie żyć we własnych krajach. Gdyby mogli żyć godnie w miejscu, w którym się urodzili, zapewne zdecydowaliby się na pozostanie. Ale kiedy widzą jak się żyje w Europie, to logicznym jest, że chcą opuścić swój kraj, zostawić rodzinę, i wyemigrować.

KAI: W morzu migracji zaskoczyła Księdza Kardynała jakaś historia losu migranta?

– Każdego dnia spotykam migrantów, którzy opowiadają mi swoje historie. Trudności i ograniczenia związane z legalną migracją dobitnie pokazują, jak mafie wykorzystują tę sytuację. Jakiś czas temu spotkałem młodego człowieka, który powiedział, że ma 17 lat. Ale ponieważ został przywieziony do Maroka z obietnicą gry w piłkę nożną w dobrym klubie w Europie, wyrobiono mu fałszywe papiery i wpisano, że ma 17 lat, aby mógł dostać się do jakiejś drużyny jako obiecujący zawodnik. Ten młody człowiek został przywieziony ze stolicy Gwinei, Konakry do Maroka samolotem przez osobę, która obiecała, że zabierze go do Europy, Hiszpanii, Włoch, Francji, aby wybrał sobie piłkarski klub i grał zawodowo. Za to musiał zapłacić ponad 3.000 euro. Rodzina popadła w długi. Gdy tylko znalazł się w Maroku osoba, która przywiozła go wraz z całą grupą, zniknęła i porzuciła ich, z fałszywymi dokumentami i bez kontaktów z nikim w Maroku, czy w Europie. Ten młody człowiek został z niczym, bez domu, bez pieniędzy, bez dokumentów, osamotniony i opuszczony. Człowiek, który przywiózł grupę, pewnie wrócił do Gwinei, aby zebrać znowu grupę młodych chłopaków i zrobić z nimi to samo. Na każdej podróży zarabia 20 lub 30 tys. euro. Więc takie rzeczy się dzieją, bo legalna i normalna migracja jest bardzo trudna, albo zupełnie niemożliwa. W Europie wiele osób uważa, że migracją to przygoda i jakiś kaprys. Dlaczego normalnie nie polecą samolotem do Paryża czy Rzymu? Bo nie mogą, ponieważ muszą starać się o wizę. A taka wiza sporo kosztuje i nie jest łatwa do uzyskania, nie daje się jej ot tak. Natrafiają na olbrzymią barierę przepisów Unii Europejskiej, która nie pozwala na wjazd.

KAI: Często migranci proszą Was o pomoc, o jedzenie, nocleg, lekarza itd. To musi być dużym wyzwaniem dla małej wspólnoty chrześcijan w Maroku.

– Robimy co możemy. Niestety nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim. Dzięki Caritas i wspólnotom zakonnym mamy opcję przyjęcia trzech rodzajów ludzi. W pierwszej kolejności tych którzy są chorzy, psychicznie i fizycznie. Potem, małoletnich bez opieki, którzy są sami w kraju i w końcu kobiety w ciąży lub kobiety z dziećmi. To właśnie dla nich staramy się coś zrobić. Jeśli przychodzi do nas zdrowy 25-letni mężczyzna, mówimy mu, aby niestety sam o siebie zadbał. Nie mamy środków, aby pomóc wszystkim. Choć staramy się opanować sytuacje kryzysowe, to i tak nie jesteśmy w stanie dotrzeć do wszystkich. Taka jest rzeczywistość. Chcemy dać tym ludziom poczucie należnej im godności. Staramy się naśladować Jezusa, który uzdrawiał trędowatych, ale nie wszystkich. Przywracał wzrok niektórym niewidomym, ale nie wszystkim. Wskrzeszał z martwych tylko niektórych, ale nie wszystkich. Czynił to na znak, że On jest światłem świata i On jest zbawieniem. My wszyscy musimy wnieść swój wkład w tę misję nadania godności wszystkim ludziom, bo wszyscy są dziećmi Bożymi. Więc to, co robimy, oprócz pomocy konkretnym ludziom, którzy z niej korzystają, ma to być znakiem i świadectwem dla innych ludzi, państw, dla instytucji międzynarodowych, abyśmy wszyscy budowali Królestwo Boże, które jest królestwem braterstwa, gdzie każdy człowiek powinien czuć się jak w domu, mile widziany z zaspokojonymi podstawowymi potrzebami.

KAI: Czy wspólnoty muzułmańskie w Maroku są aktywne w pomocy imigrantom?

– Jest wielu muzułmanów, którzy indywidualnie, a także poprzez stowarzyszenia, robią wszystko, aby częściowo rozwiązać problem migracji. Nie mają oni organizacji typu Caritas. Meczety nie podejmują inicjatyw w tym zakresie.

KAI: Maroko często jest dawane za przykład dialogu chrześcijan i muzułmanów. Jest tak w istocie?

– Staramy się dawać świadectwo, że ponad różnicami religijnymi wszyscy współpracujemy, aby świat był rodziną, aby unikać terroryzmu oraz wszelkich ekstremizmów. W codziennym życiu my, katolicy, wspólnota mniejszościowa, bo jest nas 30 tys. wśród 37 mln muzułmanów, czujemy się więc nie tylko tolerowani, ale i akceptowani. Czujemy, że jesteśmy szanowani, poważani i że możemy nawiązać przyjazne i braterskie stosunki z wieloma marokańskimi muzułmanami. Nie ze wszystkimi, ale staramy się żyć jak bracia, w przyjaźni. Na tym właśnie polega dialog międzyreligijny, a także wspólna praca na rzecz rozwiązywania wielkich problemów ludzkości. W małych grupach wręcz dzielimy się swoją wiarą, przekazując sobie to, w co każdy wierzy, o co każdy się modli, czym każdy żyje, a nawet modlimy się razem. Jest to więc przykład bardzo pozytywnego doświadczenia dialogu międzyreligijnego w Maroku.

KAI: Czy zdarzyło się, żeby ktoś zapytał katolickiego kapłana: dlaczego tu jesteś? Tu jest mało chrześcijan, może lepiej byłoby dla ciebie żyć gdzie indziej?

– Takie pytania zadają sobie raczej chrześcijanie w Europie. Muzułmanie cieszą się, że tu jesteśmy. To chrześcijanie częściej pytają nas, dlaczego tam jesteśmy marnując swój czas. W rzeczywistości, jako salezjanie, prowadzimy 12 szkół katolickich z 11 tysiącami uczniów, i nawet jeśli wszyscy są muzułmanami, atmosfera w tych szkołach jest prawdziwie katolicka. Nawet jeśli edukacja islamska jest częścią programu nauczania, to są to szkoły katolickie, co oznacza, że ta obecność pośród muzułmanów ma sens. Nie jesteśmy tu po to, aby zdobywać nowych wiernych, nie jesteśmy tu po to, by zwiększać liczbę chrześcijan, by zapełniać kościoły. Jesteśmy tutaj, aby wzrastało Królestwo Boże, tutaj, jak i wszędzie indziej. Pracujemy dla pokoju, sprawiedliwości, wolności, życia, miłości, braterstwa i prawdy. A czynimy to w imię Chrystusa, niosąc krzyż na piersi i pokazując go jako świadectwo. Nikt nie mówi nic przeciwko nam. Wręcz przeciwnie. Spotykamy się z akceptacją i otrzymujemy dowody przyjaźni. Nie możemy zatem zrezygnować z obecności takiej jak ta w Maroku, gdzie dajemy świadectwo całemu światu, że możliwa jest praca i życie razem, muzułmanów i chrześcijan.

KAI: Czy Marokańczyk może poprosić o chrzest? Czy jest to możliwe?

– Marokańczyk może robić co chce w sprawach wyznania, prawo nie zabrania mu przyjęcia innej religii. Dlatego jeśli chce zostać chrześcijaninem, może to zrobić. Ale problem leży w społeczeństwie, które nie jest gotowe, aby to zaakceptować. Prawdopodobnie, jeśli Marokańczyk zostanie chrześcijaninem, zostanie odrzucony przez rodzinę, będzie miał problemy z kolegami w pracy, zostanie opuszczony przez przyjaciół, będzie miał problemy z sąsiadami. Jesteśmy tu po to, aby wypełnić misję Kościoła, która nie polega na tym, by zdobywać więcej wyznawców, ale by budować Królestwo Boże. Jezus powiedział nam, abyśmy szukali Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a reszta będzie nam dana. Nawrócenie nie jest naszą sprawą, jest sprawą Boga. Jeśli Bóg chce, aby niektórzy stali się chrześcijanami, to niech tak będzie. Musimy rozróżniać między nawróceniem, a zmianą religii. Spotkałem chrześcijanina, który został muzułmaninem, aby poślubić muzułmankę. To jest obowiązkowe, choć niesprawiedliwe i tak nie powinno być. Zmienił wyznanie, ale się nie nawrócił. Tak samo mogą robić muzułmanie, którzy stają się chrześcijanami bez nawrócenia. Innymi słowy, musimy odróżnić pojęcie nawrócenia, do którego my, chrześcijanie jesteśmy zobowiązani, od pojęcia zmiany religii.

KAI: Franciszek zachęca do odkrycia znaczenia słowa “braterstwo”. W ten sposób będziemy mogli budować pokój. Jak Ksiądz Kardynał widzi to w Maroku?

– Jest to sprawa fundamentalna. Gdybyśmy wszyscy widzieli w sobie nawzajem braci i siostry, gdybyśmy wszyscy widzieli ludzkość jako jedną rodzinę, w której Bóg jest Ojcem, i że wszyscy jesteśmy Jego dziećmi, to nie byłoby między nami konfliktów. To hańba, że między Ukrainą a Rosją doszło do konfliktu, w którym chrześcijanie są zabijani przez chrześcijan. Każdy konflikt zbrojny jest hańbą. Hańbą jest handel bronią i sprzedaż broni produkowanej przez chrześcijan, która jest sprzedawana w całej Afryce, Azji, co podsyca wojny i konflikty. Powołanie do powszechnego braterstwa stanowi istotę Ewangelii. Kiedy papież Franciszek podpisał w 2019, w Abu Zabi z wielkim imamem Al-Azharu Dokument o Ludzkim Braterstwie niektórzy zaczęli go krytykować. A przecież Ewangelia to braterskie przesłanie Jezusa Chrystusa. Bóg chce, aby wszyscy ludzie byli braćmi i zostali zbawieni. Bóg jest Ojcem wszystkich. Nie rozumiem więc, jak niektórzy kardynałowie, czy niektórzy biskupi i chrześcijanie traktują Papieża jako heretyka, bo podpisał dokument o braterstwie ludzi. Jest to szokujące, ponieważ to, co robi Papież, przypomina nam o istocie chrześcijaństwa. Braterstwo ludzi nie narodziło się wraz z rewolucją francuską, narodziło się w Betlejem. Od momentu, gdy Bóg stał się człowiekiem, ludzkość stała się rodziną Bożą i to właśnie swoim nauczaniem próbuje przekazać Papież całej ludzkości.

Za: www.ekai.pl

Wpisy powiązane

Dominikanie: Wszyscy potrzebujemy siebie nawzajem

Michalici: Konsekracja kościoła pw. Matki Bożej Różańcowej w Kuli (Papua-Nowa Gwinea)

Św. Franciszek w Muzeach Watykańskich, na 800. rocznicę stygmatów