Ludzie z całego Sudanu Południowego przybyli na spotkanie z Papieżem, ciesząc się Jego obecnością. Był to prawdziwy wyczyn, bo aby dostać się z odległych zakątków kraju, trzeba skorzystać z łodzi motorowej, helikoptera i samolotu – zaznacza siostra Teresa Lipka ze Zgromadzenia Sióstr Szkolnych de Notre Dame.
Zakonnica pracuje pośród plemienia Nuer w północnej części kraju. Przyznaje, że zaskakuje zaangażowanie miejscowych w wiarę. To świeccy biorą tam odpowiedzialność za niezwykle rozległe parafie – m.in. podejmując decyzję, gdzie ksiądz ma się udać na wyprawę i na jak długo.
Siostry szkolne de Notre Dame posługują w szkole w Old Fangak. Klasy są bardzo przepełnione i niejednokrotnie złożone z osób w różnym wieku. Istnieje jednak bardzo duża potrzeba takiej działalności, bo szacuje się, iż nawet 90 proc. populacji nie potrafi czytać i pisać – zaznacza siostra Teresa Lipka SSDN w wywiadzie dla papieskiej rozgłośni.
„Zobaczyłam, że znalazłam się nawet nie w czasach Pana Jezusa, tylko w okresie wcześniejszym. Tam naprawdę ludzie żyją bardzo prosto, ponieważ jest tam teren bagienny. Nie mamy żadnych dróg, nie ma żadnych samochodów, rowerów czy innych pojazdów. Nie ma też telefonów; jest tylko słaby Internet w ośrodkach misyjnych lub humanitarnych. Ludzie dopiero zaczynają nabywać telefony i komunikować się przez Internet z bliskimi z Dżuby czy Ugandy. My, żeby dotrzeć z Dżuby do Old Fangak, lecimy godzinę samolotem, potem się przesiadamy na helikopter. Półtorej godziny lecimy helikopterem i potem jeszcze płyniemy łodzią motorową godzinę lub dwie, w zależności od poziomu wody. Takie są tam odległości. Panuje wielożeństwo. Już takie młode dziewczynki zostają matkami. Nie mają umeblowania w tych swoich chatkach. Teraz czasem spotka się łóżko, ale zwyczajnie śpią na matach na klepisku. W Kościele jest też tylko klepisko.“
Krzysztof Dudek SJ – Watykan
Za: Vatican News