Ojciec Wojciech Nowak SJ, dyrektor Domu Formacji Duchowej w Kaliszu, opowiada o swoim zaangażowaniu rekolekcyjnym w jednym z krajów skandynawskich, którego konstytucja zakazywała jezuitom wjazdu na teren państwa. Zapis ten zmieniono dopiero w 1956 roku. Do dzisiaj nie ma tam ani jednej wspólnoty Towarzystwa Jezusowego, ale… Posłuchajmy ojca Wojciecha, który dotarł z rekolekcjami aż za koło podbiegunowe.
Tromsø to miasto w Północnej Norwegii, zwane „Bramą Arktyki”, położone 350 km za kołem podbiegunowym, liczące ok. 70 tys. mieszkańców. Dnia 8 września 1990 roku grupa 9 sióstr karmelitanek – jako fundacja Karmelu Hafnarfjördur na Islandii – przybyła do Tromsø na zaproszenie ówczesnego biskupa Gerharda Goebela.
Obok nowo wybudowanego klasztoru, konsekrowanego w 1998 roku, powstał także dom dla gości, chętnie odwiedzany przez zaprzyjaźnione z siostrami osoby jak i tych wszystkich, których przyciąga kontemplacyjna cisza oraz atmosfera tego niezwykłego, położonego na wyspie Tromsøya i otoczonego górami miejsca.
Karmel w Tromsø szybko stał się dla wielu osób, nie tyko z Kościoła katolickiego, punktem odniesienia w ich egzystencjalno-duchowych poszukiwaniach. Ludzie z przeróżnymi pytaniami i problemami przychodzą do Karmelu na rozmowy z siostrami.
Większość sióstr (obecnie 14), stanowiących wspólnotę Karmelu w Tromsø, ma doświadczenie Ćwiczeń duchowych. Możliwość odprawiania Ćwiczeń duchowych w tym właśnie miejscu była cichym pragnieniem sióstr. Norweżka, którą poznałem w 2018 roku, aktywnie uczestnicząca w życiu lokalnego Kościoła, odważyła się przyjechać na rekolekcje do Kalisza. Doświadczenie tych rekolekcji, jak i dawane świadectwo, były tak mocne, że zrodził się pomysł zorganizowania podobnych rekolekcji także w Tromsø. Pierwsze, które poprowadziłem w tym miejscu, odbyły się w październiku 2019 roku. Nie były to jeszcze rekolekcje ignacjańskie, lecz Modlitwy Jezusowej. Trzeba było przełamać pewną nieufność wobec Ćwiczeń duchowych, kojarzonych z jezuitami i wyobrażeniami o nich. Owocem rekolekcji z 2019 roku są cotygodniowe spotkania grupy modlącej się Modlitwą Jezusową w kościele katedralnym. Rok po pierwszych rekolekcjach, które poprowadziłem w Tromsø, przyszła pora na 6-dniowe Ćwiczenia duchowe w październiku 2020 roku. Chętnych było więcej niż miejsc. Powstała lista oczekujących. Jedna z osób była tak zdeterminowana, że była gotowa nocować w swoim samochodzie na parkingu, a był to już czas temperatur poniżej zera. Ostatecznie w rekolekcjach wzięło udział 10 osób: 3 Norwegów, 2 Finów, 3 Polaków mieszkających na stałe w Norwegii, 1 Japonka i 1 Meksykanin. Wśród tej grupy było 3 pracowników uniwersyteckich z PhD (m. in. oceanograf), położna, pielęgniarka z oddziału intensywnej terapii oraz nauczycielka języka norweskiego. Trzy osoby przyleciały z południa Norwegii, z Bergen i Stavanger. Troje uczestników to członkowie Kościoła luterańskiego, w tym żona pastora. Rekolekcje, które zaproponowałem, były swoistą syntezą Ćwiczeń duchowych w oparciu o „Zasadę pierwszą i podstawową” (ĆD 23). Skupiłem się na tym, jak możemy wejść w kontakt z Bogiem i jak możemy Go doświadczyć. W jakim „języku” mówi do nas Bóg, w jaki sposób objawia się nam i udziela oraz jak my możemy Mu odpowiedzieć naszym życiem.
Zależało mi także na tym, aby podprowadzić rekolektantów do spotkania z żywą osobą Jezusa Chrystusa – kimś realnym, działającym i zatroskanym o nas, z którym możemy mieć bardzo osobistą i intymną relację.
Jednocześnie rekolektanci poznali narzędzia, jakie oferuje duchowość ignacjańska, by pielęgnować żywą relację z Bogiem i „odnajdywać Go we wszystkich rzeczach”.
Odkryciu Boga i spotkaniu z Nim sprzyjała atmosfera ciszy Karmelu i troski sióstr (pyszne jedzenie) oraz piękno otaczającej przyrody, zwłaszcza w październiku, kiedy może ona objawić wszystkie swoje skrywane dotychczas kolory. Pewnego wieczoru, gdy po godz. 21:00 wychodziliśmy z kaplicy po zakończonej Adoracji, na niebie migotała zorza polarna.
Rekolekcje były w języku angielskim, a Msze św. odprawiałem po norwesku. Czymś naprawdę pięknym było doświadczenie jedności wiary między nami, natomiast bólem było dla mnie to, że nie mogłem ze wszystkimi przeżywać komunii eucharystycznej, co nie łatwo było mi do końca wytłumaczyć.
W rozmowach z innymi osobami, potencjalnymi uczestnikami rekolekcji, ujawniło się również to, że język angielski stanowił dla niektórych barierę. Pytali, dlaczego te rekolekcje nie są po norwesku. Wydawało się, że w Skandynawii wszyscy mówią po angielsku – Skandynawowie może tak, ale nie wszyscy w Kościele skandynawskim, który jest wielonarodowy.
Uczestnicy na zakończenie rekolekcji dzielili się swoimi odczuciami. Wielu przyznało, że to, co przeżyli przeszło ich oczekiwania. Gdy jedna z protestantek usłyszała, że Bóg jest zarówno ojcem jak i matką, powiedziała, że nie spodziewała się, iż ksiądz katolicki może „powiedzieć coś takiego”. Pozwoliło to jej doświadczać pierwiastka kobiecego i wymiaru matczynego w relacji z Nim.
Rekolekcje okazały się dla wszystkich, jeśli nie „wejściem na Górę Karmel”, to z pewnością rozpoczęciem tej drogi – „drogi” także w sensie ignacjańskim, bo jak wiadomo Ćwiczenia mają kilka etapów. Mam nadzieję, że będą w tym miejscu kontynuowane.
Wojciech Nowak SJ
Za: www.jezuici.pl