Quo vadis europejski kapucynie?

W dniach 30.08 – 02.09 odbył się zjazd ponowicjuszy CECOC w małym mieście Hriňová, leżącym w centralnej Słowacji. Było około 30 braci z 6 następujących krajów: Polska, Słowacja, Rumunia, Węgry, Słowenia i Chorwacja. Organizatorem spotkania był br. Norbert Pšenčík, słowacki prowincjał. Spotkanie miało na celu zaznajomienie braci ponowicjuszy z nowym Ratio Formationis oraz problematyką spotkania prowincjałów Europy w Częstochowie.

Wyjechaliśmy na Słowację w różnych humorach. Wielu z nas musiało opuścić Golgotę Młodych przed jej zakończeniem i zostawić sporo pracy i obowiązków, których się tam podjęliśmy. Te wakacje również były obfite w rozmaite wyjazdy i niektórzy mieli już dosyć atrakcji, i chcieliby po prostu spokojnie pomieszkać w klasztorze. Na dodatek okazało się, że będziemy spać w namiotach, a prognozy pogody na te dni były co najmniej niezachęcające.

Podróż zajęła nam ok. 10 godzin. Po drodze zabraliśmy dwóch braci formatorów z Sędziszowa Małopolskiego – br. Grzegorza Brzezińskiego oraz br. Tomasza Protasiewicza. Z nimi było zajętych 9 miejsc w busie, ale na szczęście ci dwaj ostatni są niewielkich rozmiarów i bez problemu zajęli dwa przednie miejsca obok kierowcy.
Kościół dało się zobaczyć już z daleka. Jest on położony na wzgórzu i wygląda jak mała Poczekajka – od środka dach jest wykonany według tego samego pomysłu. Kościół i klasztor jest na uboczu miasteczka Hriňová liczącego zaledwie 10 tyś. mieszkańców. Wokół roztaczał się malowniczy, górski krajobraz.

Wieczorem, po rozstawieniu namiotów, udaliśmy się do dużego namiotu, gdzie przywitał nas br. Norbert. Mówił po słowacku, więc nam – Polakom – udawało się wiele zrozumieć. Jeden z braci tłumaczył na włoski, a ostatecznie br. Tomasz Wroński tłumaczył na język polski, tak więc po usłyszeniu tej samej informacji w trzech znajomych językach, nikt nie miał wątpliwości o co chodzi.
Br. Norbert nawiązał do pierwszych spotkań braci na początku zakonu franciszkańskiego, które również odbywały się w namiotach. Powiedział też, że wyżywienie tylu braci jest pozostawione Opatrzności Bożej, która wyrażała się hojnością ludzi związanych z klasztorem. Jak się później okazało, od wszelkich potraw, smakołyków i słodkości uginały się stoły i zapewne wspólnota miejscowa nie musiała się troszczyć o jedzenie przez następny tydzień. Myślę, że taka szczodrobliwość odzwierciedla miłość ludzi do tamtejszych braci, którzy posługują im z wielkim oddaniem.
Po kolacji przyszedł gwardian tamtejszego klasztoru w kowbojskim kapeluszu i z rogrzewającym koszyczkiem w garści. Niebo było gwieździste, co zapowiadało chłodną noc. Tak więc wielu rozgrzało się „Tatrzańska Herbatą”, co przy okazji pomogło przełamać bariery językowe.

Przedpołudniem następnego dnia wysłuchaliśmy konferencji nt. formacji w zakonie i Ratio Formationis wygłoszonej przez br. Tomasza Protasiewicza. Po południu z jednym z braci ze Słowacji odbyła się konferencja nt. modlitwy myślnej oraz wymiana naszych doświadczeń w tej materii (ów brat miał nietypowy habit – bez pektorału, wyglądał trochę jak bluza). Trzeciego dnia po śniadaniu wysłuchaliśmy konferencji br. Tomasza Wrońskiego pod wymownym tytułem: „Quo vadis europejski kapucynie?”, który wprowadzał w tematykę spotkania przełożonych Europy w Częstochowie. Mogliśmy również usłyszeć trochę więcej nt. wspólnot św. Wawrzyńca oraz podyskutować na ich temat. Po południu była okazja, by wybrać się na przechadzkę, której celem był wodospad Bystré. Dobrze było trochę rozruszać kości po wielu godzinach siedzenia i słuchania lub siedzenia i jedzenia.

Jeszcze przed samym wyjazdem na Słowację otrzymaliśmy wiadomość, by wziąć ze sobą kąpielówki. Wiele było pomysłów, do czego są one potrzebne, jednak przed samym wieczorem przedostatniego dnia nic nie było pewne. W ramach rekreacji wieczornej trzeciego dnia była możliwość udania się na odkryty basen. Jak słyszałem z relacji, warunki były dosyć spartańskie (do czego byliśmy już zaprawieni), bo temperatura na zewnątrz była nie zachęcająca do kąpieli, jak i temperatura samej wody. Była to jednak okazja do wzięcia gorącego prysznicu, co było dla wielu główną motywacją, by się tam udać.

Ostatniego dnia po wspólnej mszy z jutrznią oraz po śniadaniu rozjechaliśmy się do swoich krajów. I tak jak nie chciało się przyjeżdżać, tak też nie chciało się odjeżdżać, bo po tych kilku dniach można było nawiązać relację z nowymi braćmi. Było to bardzo dobre doświadczenie, otwierające oczy na problemy zakonu w kontekście CECOCu (który do tej pory brzmiał co najmniej abstrakcyjnie) oraz całej Europy. Jednak najcenniejsza rzeczą była możliwość spotkania się z braćmi z wielu podobnych, ale jednak różnych krajów.

tekst br. Bartosz Łosicki, fot.: br. Krzysztof Puzio

Za: www.kapucyni.pl

Wpisy powiązane

Dominikanie: Wszyscy potrzebujemy siebie nawzajem

Michalici: Konsekracja kościoła pw. Matki Bożej Różańcowej w Kuli (Papua-Nowa Gwinea)

Św. Franciszek w Muzeach Watykańskich, na 800. rocznicę stygmatów