O heroizmie kobiet w atakowanej przez wojska rosyjskie stolicy Ukrainy pisze w swoim kolejnym liście przełożony dominikanów w tym kraju, o. Jarosław Krawiec OP. Swoje uwagi spisywał 8 marca, o godzinie 16.45 (15.45 czasu polskiego).
Dziś zacznę od Fastowa, bo prowadzony tam przez dominikanów i świeckich wolontariuszy Dom św. Marcina de Porres od samego początku wojny jest miejscem ucieczki i oddechu dla ludzi w straszny sposób nią dotkniętych. Jedna z pań, która schroniła się w Fastowie, a teraz jest już bezpieczna w Polsce, pochodzi z Hostomla, oddalonego od Kijowa o kilkanaście kilometrów. Opowiadała kilka dni temu, że w mieście została jej córka Wiktoria wraz z małym synkiem. Jak wielu mieszkańców osiedla „Pokrowskyj” znaleźli się w rosyjskiej niewoli bez wody, jedzenia, ogrzewania. Nieustanie pod lufami automatów. Inny pan szczerze wyznaje: „Jestem Rosjaninem i wstyd mi za to. Oni zamienili Hostomel w swoją bazę wojskową. Ludzie żyją tam w strasznych warunkach, także moja córka”. Mieszkańcy stali się żywą tarczą chroniącą armię wroga. Nie tylko zresztą w Hostomlu, ale w wielu innych miejscach Ukrainy.
Takimi opowieściami można by zapisać już grube księgi, a mury fastowskiego kościoła i Domu św. Marcina coraz bardziej przesiąknięte są ludzkimi łzami, tęsknotą za bliskimi, z którymi nie ma kontaktu, za domem i pokojem. Rozmawiałem dziś z o. Miszą, do którego dodzwonić się w tych dniach jest naprawdę trudno i pytam go na koniec, a co dobrego mam napisać, bo sporo mi opowiadał o ludziach, którzy się schronili u nich z Fastowa, Irpinia, Buczy, Kijowa… Zaskoczyłem go tym pytaniem, choć on bynajmniej nie należy do pesymistów i ponuraków. Ale dobra dużo się dzieje. Według mnie, gdybyśmy wzięli wagę, choćby taką jaką trzyma Temida, grecka bogini i uosobienie sprawiedliwości, prawa i wiecznego porządku, to „dobra szala” zdecydowanie przeważy. Dzięki zaangażowaniu ogromnej liczby szlachetnych ludzi z Ukrainy i Polski każdego dnia spod naszego kościoła wyjeżdżają autobusy z uchodźcami. Czasami kilka dziennie. Te same transporty, które przyjeżdżają po ludzi, przywożą nam żywność i leki.
Dlatego chcę dziś podziękować i nisko pokłonić się z wielkim szacunkiem wszystkim kierowcom, którzy siadają za kierownice autobusów, ciężarówek, busów oraz swoich prywatnych osobowych samochodów i jadą w miejsca, gdzie ludzie bardzo potrzebują pomocy. Wśród nich są także księża, a czasem siostry zakonne. Do naszego klasztoru w Kijowie przyjechali dziś ojcowie Walentyn i Wiaczesław z Dunajowiec (diecezja kamieniecko-podolska). Przywieźli cały bus jedzenia, w tym kilka wiaderek ręcznie robionych pierogów oraz mnóstwo warzyw. Te rzeczy od razu pojechały do sióstr Misjonarek Miłości (tych od św. Matki Teresy), które prowadzą w stolicy Ukrainy ośrodek dla bezdomnych i potrzebujących. Od wielu lat, my bracia dominikanie, dwa razy w tygodniu odprawiamy dla nich Msze święte, zwykle po angielsku, bo siostry pochodzą z różnych krajów.
Dojechały też rzeczy wysłane nam kilka dni temu z Warszawy od Charytatywnych Freta oraz podarunek od ks. Piotra z Legionowa. Piotr wiele lat służył w Ukrainie, a dziś odprawia w naszym dominikańskim kościele św. Jacka w Warszawie comiesięczne msze w języku ukraińskim. Człowiek wielkiego serca dla Ukrainy! Rzeczy dotarły najpierw pociągiem z Polski do Żytomierza, a dziś dostarczył je nam swoim samochodem pan Leonard z „Domowego Kościoła”. To są naprawdę dzisiejsi bohaterowi codzienności! Jadą do miejsc objętych wojną wioząc pomoc humanitarną. Jadą, choć wiedzą, że droga powrotna może być odcięta. Jadą, ryzykując, że zostaną ostrzelani. Podróże często zabierają im wiele godzin, a nawet dni, bo trzeba ominąć zniszczone drogi i mosty, a także czekać w długich kolejkach przy kolejnych punktach kontrolnych, a wcześniej zdobyć paliwo. Uczę się tej nowej rzeczywistości, przekonując się coraz bardziej, że podczas wojny potrzebni są nie tylko żołnierze, ale również ludzie „drugiego planu”. Oni dostarczają żywność i leki. A kiedy trzeba wywożą ludzi w bezpieczne miejsce. Leonard opowiadał, że wczoraj ewakuował z Kijowa młodą rodzinę. Mama miała na rękach niemowlaka. W 2014 roku uciekali z Ługańska, a dziś wojska rosyjskie przeganiają ich z Kijowa. Oby to był ostatni raz, oby wreszcie mogli żyć i wychowywać swoje dzieci w pokoju. Kolega Leonarda, który jest wojskowym, powiedział mu ostatnio: „dzięki temu, że ty pomogłeś mojej żonie wyjechać w bezpieczne miejsce, ja jestem spokojniejszy i mogę z karabinem bronić kraju”. Miał rację. Dobrze, że są tacy ludzie jak Leonard czy księża Sławik i Valik.
8 marca, to Dzień Kobiet. W Ukrainie, to oficjalne święto państwowe i dzień wolny od pracy. Dlatego już wczoraj można było spotkać przekupki sprzedające tulipany przy wejściu do sklepu znajdującego się niedaleko naszego kijowskiego klasztoru. Przede mną w markecie w kolejce do kasy czekał żołnierz z pięcioma bombonierkami. Na pewno dla koleżanek z pobliskiej jednostki. Bardzo rzadko kupuję kwiaty, więc nie wiem ile kosztowały przed wojną, ale teraz na pewno były znacznie droższe. Bez wahania jednak wraz z o. Tomaszem kupiliśmy bukiet 12 tulipanów, bo zdecydowanie warto, by właśnie teraz kobietom, które są wśród nas powiedzieć, jakie są ważne i potrzebne. Kijowska kwiaciarka co prawda przekonywała nas, że parzystej liczby kwiatów się nie daje (bo to na pogrzebowe wiązanki), ale już nie chciało nam się jej tłumaczyć, że mamy pod swoim dachem trochę więcej pań. Zdziwiona, ostatecznie sprzedała nam jednak 12 żółtych tulipanów. Biznes to biznes, a dla nas ta liczba w końcu dobrze się kojarzy, choćby z dwunastoma Apostołami.
Bohaterkami codzienności w moich oczach są także „kobiety za ladą”. Wczoraj stałem w długiej kolejce do apteki, by kupić leki dla chorej osoby. Obserwowałem z podziwem młodą farmaceutkę, która sama pracowała w aptece i każdemu kolejnemu klientowi tłumaczyła z cierpliwością co jest a czego nie ma, i co można czym zamienić. Na dodatek była w stanie odbierać telefony. Ja bym zwariował po godzinie. Innym razem, kończąc zakupy mówię do obsługującej mnie kasjerki, proszę sobie wybrać jedną z czekolad jakie właśnie kupiłem, jest dla pani. Zaskoczona zapytała dlaczego, więc jej odpowiedziałem z uśmiechem, że gdyby jej tutaj nie było, nie mógłbym zrobić potrzebnych zakupów. Wszystkie inne sklepy wokół były zamknięte. W tych warunkach, to co było kiedyś normalną pracą, przynajmniej dla mnie, nabiera teraz nowego, innego i głębszego znaczenia.
Wczoraj zaszliśmy z o. Tomaszem na stację metra. Było po godz. 16:00, a na ulicach w miarę spokojnie, nie wyły syreny. W podziemiach nie brakowało jednak ludzi. Część leżała na peronie na materacach na zajętych już dużo wcześniej miejscach, ktoś czytał książkę, jacyś młodzi ludzie z czułością tulili się do siebie. Dwie rodziny stały razem a ich dzieci wesoło się bawiły. Na ścianie, były wyświetlane kreskówki. Z pewnością wieczorem stacja gęsto wypełnia się ludźmi. Podejrzewam, że tak było ostatniej nocy, bo dość często i chyba nie tak daleko od nas rozlegały się wybuchy.
Ojciec Piotr zapowiadał, że chce dziś, zgodnie z planem zajęć, prowadzić on-line wykład z Pisma Świętego. Oczywiście dla tych z naszych studentów Instytutu św. Tomasza, który mogą i zachcą się przyłączyć. Świetny pomysł.
Od kilku dni mam w pamięci jedno z wezwań do Matki Bożej Nieustającej Pomocy: „Śliczniejsza nad cedry Libanu, Maryjo błagamy Cię”. Przecież dzisiejszy dzień, to także Jej święto.
Serdecznie pozdrawiam prosząc o modlitwę,
Jarosław Krawiec OP, Kijów, 8 marca, godz. 16.45.
Dane bankowe:
Account Name: Polska Prowincja Zakonu Kaznodziejskiego O.O. Domikanow
Address: ul. Freta 10, 00-227 Warszawa, Polska
Bank: BNP PARIBAS BANK POLSKA S.A.Address of bank: 2, Kasprzaka str., Warsaw, Poland
Branch Code: 16000003Account Numbers (IBAN):
PL 03 1600 1374 1849 2174 0000 0033 (PLN)
PL 73 1600 1374 1849 2174 0000 0034 (USD)
PL 52 1600 1374 1849 2174 0000 0024 (EUR)
SWIFT code (BIC code): PPABPLPK
With the note: „War in Ukraine”
KAI