Polski werbista: Papież nadzieją uchodźców z Sudanu Południowego

W czasie pobytu w Sudanie Południowym papież będzie miał przede wszystkim przesłanie do ludzi, którzy wszystko stracili – uważa o. Andrzej Dzida SVD w związku z rozpoczęta dziś wizyta papieża Franciszka w tym kraju. – Chrześcijanie różnych wyznań będą starać się zjednoczyć państwo, którego obywatele tak naprawdę nigdy nie mieli” – powiedział w rozmowie z KAI przełożony wspólnoty misjonarzy werbistów w Lodonga w Ugandzie, pracujących w obozie dla uchodźców “Bidi Bidi”.

Piotr Dziubak (KAI): Jeździmy już dosyć długo samochodem po obozie. To ogromna przestrzeń i bardzo dużo uchodźców.

O. Andrzej Dzida SVD: Tak, to obszar 250 km kw. Przebywa w nim ok. 300 tysięcy osób. Jest podzielony na strefy. Drogi obozowe niestety nie łączą wszystkich stref. W porze deszczowej nie można przejechać samochodem, można próbować przejść pieszo, jeśli poziom wody jest wystarczająco niski. Przejazd z jednej strony obozu na drugą wymaga naprawdę dużo czasu. Przejazdy z naszego domu w Lodonga do obozu mogą trwać 1-2 godziny. Trzeba też pamiętać o powrocie. Żeby zgromadzić ludzi w jednej strefie, a w obozie jest ich 5, potrzeba wielkiego poświęcenia i dobrej organizacji. Staramy się organizować jakieś ciężarówki, ale w większości przypadków ludzie muszą dojść pieszo, a to oznacza, że idą od 1 do 5 godzin w jedną stronę, w zależności, w której części obozu przebywają. Kolejnym problemem jest też to, że jeśli przyjdą z daleka to trzeba dać im jeść. Ich racje żywnościowe pozwalają tylko na przeżycie. A często zdarza się, że nie starcza jedzenia do końca miesiąca. Wyzwań nie brakuje.

KAI: Racje żywnościowe uchodźców bardzo się pomniejszyły w porównaniu z ubiegłym rokiem.

– Niestety, są one zmniejszane co roku. Kiedy wybuchła pandemia Covid-19 pomocowe organizacje międzynarodowe (ONZ, World Food Program) musiały rozdzielić te same pieniądze na różne potrzeby, ponieważ wojna i uchodźcy są nie tylko w Sudanie Południowym. Pamiętajmy o Syrii i o Ukrainie. Może ograniczanie racji żywnościowych jest częścią jakiejś polityki, żeby wymusić na uchodźcach powrót do Sudanu Południowego. Dla naszych ludzi najważniejszą rzeczą jest ochrona życia. Dopóki nie będą się czuli bezpiecznie w ojczyźnie to będą starali się tu zostać.

Kiedyś każdy uchodźca dostawał 8 kg mąki z manioku na miesiąc, teraz to tylko 4 kg. Podstawową rzeczą, którą jedzą jest fasolka. Kiedyś dostawali 6 kg. Teraz często zdarza się, że otrzymują 2 kg na miesiąc. To jest naprawdę bardzo mało. Dodatkowo dostają ok. 1 litra oleju do smażenia na osobę. Jeśli w rodzinie mają osoby starsze, które jedzą bardzo mało albo niemowlęta, które nie jedzą jeszcze takich rzeczy, to udaje im się trochę zaoszczędzić. W przeciwnym razie jest to bardzo trudne, zwłaszcza jeśli w rodzinie jest dorastająca młodzież. Przy słabym wyżywieniu odporność organizmu jest bardzo słaba. Pojawia się wtedy więcej zachorowań na malarię, czy tyfus. Nie można zapomnieć też, że głodne dzieci uczą się słabo. Trudno im się skoncentrować.

KAI: Wjeżdżaliśmy do obozu w różnych strefach. Nigdzie nie było widać żadnego ogrodzenia, bram wjazdowych, strażników. Słowo “obóz” przywołuje takie właśnie skojarzenia, których tu nie ma. Jednak cały czas czuje się ciężką atmosferę przebywania w obozie.

– “Bidi Bidi” to “settlement”, co można przetłumaczyć, jako siedlisko. Zrobiono tak, żeby uchodźcy czuli się bardziej komfortowo, bezpiecznie, bez żadnych ogrodzeń. Zrodziła się koncepcja, żeby tych ludzi przywozić do miejsc jeszcze niezamieszkanych. Czasami to były miejsca pustynne bez żadnej infrastruktury. Każda rodzina dostawała działkę o wymiarach 30 na 30 metrów, żeby mogli ją sobie zagospodarować. Dostawali też proste narzędzia, aby mogli zbudować sobie tradycyjny tukul – domek-szałas z gliny, kryty długą, suchą trawą. Powierzchnia działki mogłaby się wydawać duża. Ale uchodźcy nie budują jednego tukula, tylko kilka. W jednej chatce, która ma 2 na 3 metry śpią. Potrzebują jeszcze osobnej na gotowanie, albo na magazynek, toaletę, w której można się umyć. Oni nie mają toalet tak jak my, w Europie. Codziennie muszą też przynosić wodę. Najpierw wodę dowożono cysternami. Później zaczęły powstawać studnie. Te ostatnie są niestety niewystarczające dla tak dużej liczby osób. Czasami trzeba czekać kilka godzin. W porze suchej to może trwać nawet kilka dni. Każda rodzina potrzebuje ok. 40 litrów wody dziennie. Jeśli 200 rodzin weźmie po 40 litrów ze studni, daje to 8 tysięcy litrów wody. Tutejsze studnie są w stanie dać dziennie od 7 do 15 tysięcy litrów wody. Jeśli miejsce nie jest zasobne w wodę, to taka studnia z ledwością zabezpieczy 200 rodzin. Na przestrzeni 3 km kw. może przebywać nawet tysiąc rodzin.

Nie ma płotów, nie ma ograniczeń w przemieszczaniu się. Uchodźcy nie mogą zagospodarować całej otrzymanej działki, jeśli zbudują na niej tukule. Niektórym udało się stworzyć mini ogródki 5 na 3 metry. Kolejną trudnością jest wydzierżawianie ziemi od lokalnego właściciela. Kiedy widzi on, że po roku ziemia jest zadbana, może powiedzieć, że dziękuje uchodźcy za wspaniałą robotę. Wtedy ten już nie może jej uprawiać. Właściciel wchodzi na gotowe.

KAI: Z badań Jezuickiej Służby Uchodźcom (Jesuit Refugee Service) wynika, że okres powrotu z uchodźctwa do w miarę normalnego życia zabiera nawet 17 lat. Jak Sudańczycy, którymi się opiekujecie podchodzą do kwestii powrotu do kraju?

– Chcą wrócić. Szczególnie było to wyczuwalne po pierwszych dwóch latach pobytu na uchodźstwie w Ugandzie. Entuzjazm i wola powrotu były bardzo duże. Wszyscy myśleli, że wojna w Sudanie Południowym szybko się zakończy. Podpisywano przeróżne porozumienia pokojowe. Politycy południowosudańscy jeździli do różnych krajów. Nic z tego jednak nie wynikało dla małych plemion w Sudanie Południowym, które są mniejszością. Jest tam 100 grup etnicznych. Krajem rządzą praktycznie dwa plemiona: Dinka i Nuer. Członkowie tych dwóch plemion stanowią ponad 70% populacji kraju. Nikt nie chce zrobić spisu powszechnego. To umożliwiłoby przeprowadzenie wyborów w Sudanie Południowym.

Po powstaniu państwa w 2011 roku został wybrany prezydent z plemienia Dinka i wiceprezydent z plemienia Nuer. Po wybuchu wojny w 2013 roku problemy przybrały na sile. Napięcie dodatkowo wzrosło w 2016 roku. Od tamtego czasu wszystkiego strony konfliktu szukają porozumienia. Co chwila ogłasza się pokój. On faktycznie jest, ale w miastach do godzin wieczornych. Poruszając się między miastami na drogach nie jest bezpiecznie. Łatwo jest być napadniętym i ograbionym. Ludzie tracą życie w czasie takich ataków.

Jeśli ktoś żyje na wsi, zajmuje się uprawą roślin jest narażony na straty, ponieważ przemieszczanie bydła przez pasterzy powoduje, że krowy robią szkody na polach. Zdarza się, że rolnikom są kradzione całe plony. Nikt nie wie, czy będzie miał co zebrać z pola. Jest bardzo dużo niepokojów na terenach zamieszkiwanych przez mniejszości plemienne kraju. Do tego wszystkiego dochodzą uzbrojeni rebelianci przeciwko którym wysyłane są wojska rządowe. Żołnierze nie są opłacani przez władze na czas. To kolejny problem.

Ludzie, myśląc o powrocie do kraju, stawiają sobie pytania o bezpieczeństwo. Według różnych danych szacunkowych od 3,5 do 5 mln ludzi zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domostw, ale pozostali na terenie Sudanu Południowego. W stolicy kraju Dżubie też są obozy dla uchodźców.

KAI: A jak wygląda kwestia edukacji dzieci i młodzieży?

– To duży problem. W obozie do podstawówki mogą chodzić wszystkie dzieci mimo przepełnienia. Może się zdarzyć, że w klasie jest 300 uczniów. W Sudanie Południowym nawet to już nie jest pewne, ponieważ nie ma pieniędzy na pensje dla nauczycieli. Ciągłe przemieszczanie się też źle wpływa na kontynuację i systematyczność nauczania. Zwykle rodziny decydują się pozostać w obozie, żeby dzieci miały możliwość ukończenia podstawówki. Później zastanawiają się co dalej. Mężczyźni starają się zadbać o pilnowanie swojej ziemi w Sudanie Południowym. Większość w naszym obozie stanowią dzieci i kobiety.

KAI: Jakie nadzieje mieszkańcy obozu wiążą z przyjazdem papieża do Południowego Sudanu?

– W czasie pobytu w Sudanie Południowym papież będzie miał przede wszystkim przesłanie do ludzi, którzy wszystko stracili. Myślę, że Franciszek będzie też nawiązywał do Świętej Rodziny. W 2022 roku obchodziliśmy Rok Rodziny. Święta Rodzina też doświadczyła czym jest uchodźstwo, uciekając do Egiptu przed prześladowaniami Heroda. Nasi ludzie mają nadzieję powrotu na swoją ziemię. Ważne, żeby ludzie się zjednoczyli w pokoju Chrystusa, a nie tylko w marzeniach i planach pokojowych, programach i hasłach polityków, które zaczęły się w 2016 roku.

Przesłanie “Nigdy więcej”, które biskupi Sudanu i Sudanu Południowego głoszą, nawiązuje do historii Kaina i Abla, żeby przelana krew brata nigdy więcej się już nie powtórzyła. Kościół anglikański jest bardzo prężny w Sudanie Południowym. Chrześcijanie różnych wyznań będą starać się zjednoczyć państwo, którego obywatele tak naprawdę nigdy nie mieli.

Piotr Dziubak (KAI Lodonga) / Lodonga

Wpisy powiązane

Dominikanie: Wszyscy potrzebujemy siebie nawzajem

Michalici: Konsekracja kościoła pw. Matki Bożej Różańcowej w Kuli (Papua-Nowa Gwinea)

Św. Franciszek w Muzeach Watykańskich, na 800. rocznicę stygmatów