W Północnym Kiwu wybuchła kolejna krwawa rebelia. „Kilka tysięcy uchodźców schroniło się w naszej szkole, ośrodku zdrowia i na misji, wierząc, że są to bezpieczniejsze miejsca” – mówi Radiu Watykańskiemu siostra Anna Nowakowska. Misjonarka ze Zgromadzenia Sióstr od Aniołów podkreśla, że kolejny konflikt pociągnie za sobą straszną biedę w tym, tak bardzo doświadczonym od lat zakątku Demokratycznej Republiki Konga.
Siostra Anna wyznaje, że najtrudniejsze chwile ostrzałów przeżywała w Ntamugendze, siedząc skulona na podłodze domu zakonnego wraz z kongijskimi współsiostrami będącymi jeszcze w formacji. „Podziurawiony kulami dach urealnia zagrożenie. Na ile możemy, staramy się nieść wsparcie potrzebującym. Pomagamy uchodźcom, z których większość to kobiety z dziećmi. W szpitalu zajmujemy się rannymi” – mówi misjonarka.
„Ciężarówki z wyrzutniami pocisków były ustawione blisko nas. Jedna niedaleko domu zakonnego, a druga w bliskiej odległości od szkoły podstawowej i kościoła. Wszystkie pociski, które leciały w stronę wzgórz, gdzie są rebelianci, przelatywały nad naszym domem zakonnym. Był straszliwy świst lecących pocisków i odgłos wybuchów, jak już eksplodowały. Ten hałas był przejmujący i zatrważający zarazem – relacjonuje siostra Anna. – Ja jestem pierwszy raz w takiej sytuacji, więc też mi trudno przewidzieć, co dalej będzie. Smutne jest jednak to, że ta wojna wybuchła teraz, kiedy ludzie zebrali z pól fasolę, soję czy kukurydzę. Plony te mają w domach, więc rebelianci, kiedy wchodzą do zajmowanych domów, z łatwością wyważają drzwi, i zabierają to, co ludzie zgromadzili po zbiorach. Teraz pola są poorane przez bomby i przez pociski, więc to, co mnie też jakoś przeraża, to fakt, że konsekwencją tej wojny będzie wielka bieda, ponieważ ludzie stracili już bardzo wiele”.
Siostra Anna wyznaje, że serce jej płacze, jak widzi ubogi majątek, z którym uchodzą ludzie: matę do spania, garnek, zapas fasoli czy prowadzone na sznurku kozy. „Na razie ludzie mają jeszcze co jeść. Przynieśli swoje zapasy, pozbierali, co było u nas w ogrodzie, ale to wkrótce zacznie się kończyć” – mówi misjonarka podkreślając, że obok żywności bardzo potrzebne są podstawowe leki.
„To, co po wojnie będzie nas tu czekać, to odbudowa ich zniszczonych domów i będzie wielka bieda. Po pierwsze brak jedzenia, bo wszystko to, co gdzieś w domu próbowali przechować, zostanie zrabowane przez rebeliantów. Niektórzy stracą albo już stracili zwierzęta. U nas ludzie hodują kozy, krowy, barany, to jest kapitał na przyszłość. Będzie też problem ze szkołą. Jeśli rebelia zakończy się przez wakacje, to i tak część uczniów nie będzie mogła kontynuować nauki, ponieważ rodziny będą tak biedne, że nie będzie ich stać na zapłacenie za szkołę – mówi misjonarka. – Teraz ludzie potrzebują mydła, potrzebują środków do prania. Też potrzeba leków. Dzieci chorują, jest też zimno w nocy. Więc potrzebne są środki na gorączkę, na przeziębienie. Potrzebne będą też leki na malarię, ponieważ w naszym regionie występuje ona obficie. Wszystko to, co mówię, to są rzeczy pierwszej potrzeby. Z drugiej strony nasz ośrodek wspomaga też dzieci niedożywione, czy dzieci w sytuacji, kiedy matka umiera przy porodzie albo później i dziecko zostaje osierocone. Kupujemy dla nich specjalistyczne mleko i ludzie przychodzą po nie nawet z odległych terenów, wiedząc, że tutaj otrzymali kiedyś pomoc i że to mleko mogą otrzymać za symboliczną złotówkę. Troska o pożywienie, odbudowę domów i zapewnienie podstawowych rzeczy takich, jak: mydło, cukier, sól, jakiś materac, koc, czy garnek, to będą rzeczy, których każda rodzina będzie potrzebowała”.
Siostra Nowakowska wskazuje, że choć o wybuchu kolejnej rebelii mówiło się już od kilku miesięcy, to ludzie wierzyli, że do niej nie dojdzie. Przywołuje też opinię miejscowych, że kiedy jest zamęt, to łatwiej grabić znajdujące się na tym terenie surowce mineralne. Bo właśnie bogactwa naturalne Północnego Kiwu są jednym z powodów kolejnych rebelii, które z większym lub mniejszym natężeniem trwają w tym regionie od 27 lat. Stolicę tego kongijskiego regionu, którą jest Goma, miał odwiedzić na początku lipca papież Franciszek, ale z powodów zdrowotnych musiał wizytę odłożyć w czasie. „Zapowiedź tej wizyty była dla ludzi wielką nadzieją. Włączyli się aktywnie do przygotowań – mówi siostra Nowakowska. – Od maja spotykali się w miejscu, gdzie miał przybyć Franciszek, na wspólnej modlitwie z biskupem w intencji tego wydarzenia. Cały czas trwa modlitwa i ludzie naprawdę żyją nadzieją na tę wizytę papieża”.
Posługującym w Kongu misjonarkom można pomóc:
SEKRETARIAT MISYJNY ZGROMADZENIA SIÓSTR OD ANIOŁÓW
ul. Broniewskiego 28/30, 05-510 Konstancin-Jeziorna
numer konta: 70 8002 0004 0209 2858 2002 0001 z dopiskiem „Kongo”
Beata Zajączkowska/vaticannews.va / Goma
KAI