Papież w szpitalu pediatrycznym: dziękuję za miłość z jaką mnie przyjęliście

W niedzielne popołudnie, po Mszy w Ecatepec i wizycie w tamtejszym seminarium duchownym, Ojciec Święty wrócił śmigłowcem do centrum stolicy. Z lądowiska przejechał papamobile ponad sześciokilometrową trasę do szpitala pediatrycznego, noszącego imię jego pierwszego dyrektora Federica Gomeza. Po drodze, jak to już stało się tradycją, owacyjnie pozdrawiali go zebrani wzdłuż ulic ludzie. Samo spotkanie w szpitalu miało wyjątkowy przebieg.

To było z pewnością jedno z najbardziej wzruszających spotkań tej pielgrzymki. „Federico Gómez”, do którego pojechał Papież, to olbrzymi państwowy specjalistyczny pediatryczny szpital kliniczny z tzw. III stopniem referencyjności. Przyjmowani są tam mali pacjenci wyłącznie z bardzo poważnymi schorzeniami, gdy inne placówki w kraju nie mają już możliwości dalszego leczenia.

Szpital jest bezpłatny, a tym samym dostępny dla dzieci z biednych rodzin z całego kraju. A przecież obszary nędzy są tutaj ogromne. Rocznie przyjmuje się w nim 255 tys. pacjentów, co oznacza, że każdego dnia pomoc medyczną otrzymuje tam 800 dzieci. Jak powiedział mi jego dyrektor generalny dr José Alberto García Aranda, największy procent stanowią dzieci cierpiące na choroby nowotworowe. Szpital został założony w 1943 r. i ma dziś 27 oddziałów specjalistycznych. Przeprowadza się w nim najbardziej skomplikowane operacje mózgu i serca, a także transplantacje wielu organów. Dzieci z najbiedniejszych regionów Meksyku stanowią aż 95 proc. wszystkich pacjentów.

To właśnie do tego miejsca przyjechał Franciszek. Jako że jest to placówka państwowa, przy wejściu prócz dyrekcji szpitala czekała na Papieża żona prezydenta Meksyku, aktorka Angélica Rivera Hurtado. Jako pierwsza dama jest ona także zaangażowana w charytatywną pomoc tej placówce.

Ojciec Święty od razu po przywitaniu skierował się do czekających w holu wejściowym dzieci. Posuwał się wzdłuż rzędu wózków inwalidzkich bardzo powoli, gdyż zatrzymywał się przy każdym z dzieci, całował je, rozmawiał z nimi. Maluchy były zachwycone, niektóre robiły sobie z Papieżem selfie, a Franciszek chętnie pozował. Mali pacjenci dostawali od Ojca Świętego różańce, wielu z nich z kolei ofiarowało Papieżowi swoje laurki i rysunki.

W jednej z dużych sal oficjalnie przywitała Papieża pierwsza dama. W kilku spontanicznych słowach wyraziła radość i wdzięczność, że Franciszek zdecydował się tam przybyć. Powiedziała też, że tak jak prosił Papież, mali pacjenci dużo się za niego modlą, by Bóg dał mu swe światło i siłę. Także Ojciec Święty skierował do dzieci krótkie przemówienie. Na początku zapytał je, czy to prawda, że się będą za niego modlić. Gromkie „tak” jednoznacznie to potwierdziło. Po tym Franciszek wyraził wdzięczność Bogu, że dał mu możliwość spotkania się w tym szpitalu z chorymi i ich rodzinami. Nawiązał też do pewnej sceny biblijnej.

„Jest taki fragmencik w Ewangelii, który opowiada nam o życiu Jezusa, gdy był On dzieckiem. Był malutki jak niektórzy z was. Pewnego dnia Jego rodzice – Józef i Maryja – przynieśli Go do Świątyni, aby ofiarować Go Bogu. A tam spotkali starca imieniem Symeon, który, gdy Go zobaczył, bardzo zdecydowanie, z wielką radością i wdzięcznością wziął Go w ramiona i zaczął błogosławić Boga. Widok Dzieciątka Jezus wywołał w nim dwie rzeczy: uczucie dziękczynienia i chęć błogosławienia. To znaczy, dziękował Bogu i chciał pobłogosławić ten starzec. Symeon jest «dziadkiem», który uczy nas tych dwóch zasadniczych postaw życiowych: dziękczynienia, a następnie błogosławienia” – powiedział Papież.

Franciszek dodał zaraz, że on też błogosławi chorym. Podobnie błogosławią im lekarze i cały personel, kiedy ich leczą. On sam identyfikuje się z osobą Symeona.

„Ja tutaj – i to nie tylko ze względu na wiek – czuję się bardzo blisko tych dwóch rzeczy, których uczy Symeon. Z jednej strony, po przekroczeniu tych drzwi widok waszych oczu, waszych uśmiechów i waszych twarzy zrodził u mnie chęć dziękczynienia. Dziękuję za miłość, z jaką mnie przyjęliście, za to, że mogłem zobaczyć miłość, z jaką tutaj troszczą się o was i z jaką wam towarzyszą. Dziękuję za wysiłek tak wielu ludzi, którzy robią to, co mogą, abyście mogli szybko wyzdrowieć. Jakże ważne jest czuć, że się o nas troszczą i towarzyszą nam, że nas kochają, i wiedzieć, że starają się jak najlepiej zadbać o nas, dlatego wszystkim tym ludziom mówię: Dziękuję! Dziękuję!” – powiedział Papież.

Franciszek raz jeszcze powtórzył, że pragnie chorych pobłogosławić. Chce prosić Boga, by błogosławił i towarzyszył im, ich rodzinom i wszystkim, którzy w tym szpitalu pracują. Ma tu na myśli wszystkich, którzy nie tylko lekarstwami, ale także za pomocą „miłościoterapii” pomagają chorym, by ten czas był przeżywany z większą radością. Nawiązał też do postaci Maryi.

„Czy znacie Indianina Juana Diego? Znacie czy nie? Niech podniosą rękę ci, którzy go znają. Gdy wujek małego Juana Diego chorował, był on bardzo zatroskany i niespokojny. A w owej chwili ukazuje mu się Panienka z Guadalupe i mówi mu: «Niech nie kłopocze się twoje serce i niech cię nic nie niepokoi. Czyż nie jestem tutaj ja, która jestem twoją Matką?». Mamy swoją Matkę, prośmy Ją, aby podarowała nam swego Syna Jezusa. A teraz, dzieci, poproszę was o coś. Zamknijmy oczy i poprośmy o to, czego pragnie dzisiaj nasze serce. Zachowajmy chwilkę ciszy z zamkniętymi oczami, prosząc wewnątrz naszą Matkę o to, czego chcemy. I teraz razem odmówmy Zdrowaś Mario” – powiedział Papież.

Z kolei nastąpiła cała seria pięknych gestów. Nie wszystkie były wcześniej przewidziane. Najpierw przyprowadzono do Papieża dziecko, któremu Franciszek podał doustnie szczepionkę. W ten sposób rozpoczęto podjętą na szeroką skalę kampanię szczepień. Później nieoczekiwanie jedno z dzieci podbiegło do Papieża i objęło go. Widząc to inne dzieci także spontanicznie rzuciły się w stronę Franciszka, tuląc się do niego z wielką czułością.

Następnie Ojciec Święty wyszedł na dziedziniec i złożył tam kwiaty pod posągiem św. Franciszka, modląc się przez chwilę. Z kolei udał się do sąsiedniego budynku, gdzie znajduje się oddział hematoonkologii. Tam także czekały na niego dzieci na wózkach inwalidzkich, które po chwili zaczęły skandować: Se ve, se sente, el Papa esta presente – co znaczy: „Widzimy i czujemy, że Papież jest z nami”.

Franciszek, tuląc i całując każde z dzieci, podszedł m.in. do kilkunastoletniej dziewczynki w charakterystycznej chuście na głowie, zakrywającej skutki chemioterapii. Siedząc na wózku, zaczęła śpiewać po łacinie „Ave Maria” Charlesa Gounoda pięknym głosem wprawnej śpiewaczki. Papież wyraźnie wzruszony wysłuchał śpiewu do końca. Na twarzach wielu obecnych tam ludzi widać było łzy…

Ojciec Święty miał następnie przejść do zamkniętej części oddziału. Po drodze jednak dyrektor szpitala pokazał mu pokój zabaw dla dzieci. Nie byłoby może w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że ze środka sufitu zwisał tam dzwon. Wytłumaczono Franciszkowi, że bije on tylko wtedy, gdy komisja lekarska orzeknie, że leczenie nowotworu zostało zakończone u konkretnego pacjenta sukcesem. W ostatnich dwóch tygodniach, po bardzo długiej przerwie, komisja wydała takie orzeczenie w przypadku dwóch małych pacjentów. Zapytano więc Papieża, czy chciałby tego dzwonu posłuchać. Ten zgodził się bez wahania. Wszedł do pokoju, w którym czekały wyleczone dzieci i ich rodzice. Każde z nich pociągnęło za dzwon. Na końcu za sznur pociągną także Franciszek. Świat dowiedział się o dwóch wyleczonych z nowotworów małych pacjentach szpitala „Federico Gómez”…

Następnie Franciszek wszedł na zamkniętą część oddziału, już bez obecności kamer. Tam spotkały się z Papieżem chore dzieci, które nie były w stanie zejść na wcześniejszą część spotkania.

Po kilkunastu minutach Franciszek opuścił szpital i wrócił do nuncjatury. Przed wejściem do środka podszedł jeszcze do czekających na niego i skandujących ludzi. Na końcu poprosił o mikrofon i udzielił wszystkim błogosławieństwa.

Z Meksyku ks. Leszek Gęsiak, Radio Watykańskie

Więcej na: Radio Watykańskie


 

Słowo Ojca Św. Franciszka wypowiedziane podczas wizyty w szpitalu pediatrycznym im. Federica Gómeza

Pierwsza Damo,
Panie Ministrze Zdrowia,
Panie Dyrektorze,
Członkowie Patronatu,
Rodziny tu obecne,
Przyjaciele, Drogie Dzieci,

Dobry wieczór!

Dziękuję Bogu za to, że podarował mi tę możliwość przybycia w odwiedziny do was, spotkania się z wami i waszymi rodzinami w tym szpitalu. Dzielenia z wami małej chwilki waszego życia i wszystkich osób, pracujących jako lekarze, pielęgniarki, członkowie personelu i wolontariusze, którzy was doglądają, wielu ludzi, którzy dla was pracują. Dziękuję.

Jest taki mały fragmencik w Ewangelii, który opowiada nam o życia Jezusa, gdy był On dzieckiem. Był malutki jak niektórzy z was. Pewnego dnia Jego rodzice – Józef i Maryja – przynieśli Go do Świątyni, aby ofiarować Go Bogu. A tam spotkali starca zwanego Symeonem, który gdy Go zobaczył, bardzo zdecydowanie, z wielką radością i wdzięcznością wziął Go w ramiona i zaczął błogosławić Boga. Ujrzenie Dzieciątka Jezus wywołało w nim dwie rzeczy: uczucie dziękczynienia i chęć błogosławienia.

Symeon jest „dziadkiem”, który uczy nas tych dwóch podstawowych rzeczy: dziękczynienia, a następnie błogosławienia.

Osobiście czuję się tutaj (i to nie tylko z powodu wieku) bardzo blisko tych dwóch nauk Symeona. Z jednej strony, po przekroczeniu tych drzwi widok waszych oczu, waszych uśmiechów i waszych twarzy zrodził chęć dziękczynienia. Dziękuję za miłość, z jaką mnie przyjęliście, za ujrzenie miłości, z jaką troszczą się o was i wam towarzyszą. Dziękuję za wysiłek tak wielu ludzi, którzy robią to, co mogą, abyście mogli szybko wyzdrowieć.

Jakże ważne jest poczuć, że się o ciebie troszczą i towarzyszą ci, że cię kochają i wiedzieć, że ludzie szukają najlepszego sposobu troski o ciebie, dlatego wszystkim tym osobom mówię: dziękuję.

Chcę was też pobłogosławić. Chcę prosić Boga, aby was pobłogosławił, aby towarzyszył wam i waszym rodzinom, wszystkim osobom, które pracują w tym domu i starają się, aby tych uśmiechów było z każdym dniem coraz więcej. Wszystkim osobom, które nie tylko lekarstwami, ale także za pomocą „miłościoterapii” pomagają, aby ten czas był przeżywany z jak największą radością.

Czy znacie Indianina Jana Diego? Gdy wujek małego Janka był chory, był on bardzo zatroskany i niespokojny. I w owej chwili ukazuje mu się Panienka z Guadalupe i mówi mu: „Niech nie kłopocze się twoje serce i niech cię nic nie niepokoi. Czyż nie jestem tutaj ja, która jestem twoją Matką?”

Mamy swoją Matkę, prośmy Ją, aby podarowała nam swego Syna Jezusa. Zamknijmy oczy i poprośmy Ją o to, czego pragnie dzisiaj nasze serce i odmówmy razem „Zdrowaś, Mario…”

Niech Pan i Dziewica z Guadalupe zawsze nam towarzyszą. Dziękuję bardzo. I proszę, nie zapominajcie modlić się za mnie.

Więcej na: Radio Maryja

Wpisy powiązane

VIII Zebranie pallotyńskiej Regii w Rio de Janeiro

Orędownicy dla młodych

Ks. Leszek Kryża SChr: Jeździmy na Ukrainę by pokazać, że zgodnie z apelami Papieża Franciszka – nie zapominamy o wojnie