Papież w parafii Pierwszych Narodów prowadzonej przez oblatów kanadyjskich

Od wielu lat nasza parafia jest świętym miejscem spotkania, dialogu, pojednania i służby – powiedział jej proboszcz ks. Susai Jesu OMI, witając Franciszka w kościele Najświętszego Serca Pierwszych Narodów w Edmontonie. Gorąco podziękował mu za to, że poświęcił “swój zwyczajowy czas wypoczynku letniego, aby odwiedzić Kanadę i zbliżyć się do ludów tubylczych naszej ziemi”.

“Czujemy się głęboko zaszczyceni, przyjmując tutaj Waszą Świątobliwość i otrzymując jego błogosławieństwo na wiele posług, proponowanych ludowi Bożemu, który przychodzi do nas” – mówił dalej kapłan. Zapewnił, że wierni chcą być zjednoczeni wokół niego “w tej pielgrzymce uzdrowienia, pojednania i nadziei, pragnąc kroczyć razem do miejsc bólu, aby ofiarować ludziom uzdrowienie, które przynosi Jezus”. Wyraził życzenie, aby spotkanie to mogło dać wszystkim nową siłę do wspólnego kroczenia do Chrystusa, “do tego Królestwa, w którym wszyscy są jedno” oraz poprosił o Ojca Świętego o błogosławieństwo zapewniając go jednocześnie o stałych modlitwach wiernych “za niego i za jego posługę dla dobra Kościoła”.

Po proboszczu Ojca Świętego powitało dwoje miejscowych parafian. Wyrażając wielką radość z jego przybycia do tego miejsca, zapewnili go, że ich parafia “od wielu lat pracuje, aby być miejscem uzdrowienia i pojednania”. Podkreślili, że są głęboko poruszeni tym, że mogą go przyjąć już w pierwszym dniu jego wizyty duszpasterskiej w Kanadzie, po czym przedstawili pokrótce historię i dzień dzisiejszy parafii Najświętszego Serca Pierwszych Narodów oraz działające tam osoby i pełnione posługi.

Jako pierwsza zabrała głos członkini Rady Parafialnej Candida Shepherd, która jest miejscową parafianką od połowy lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Podkreśliła z dumą, że jest metyską z prowincji Alberta, dodając, że będzie zawsze wdzięczna za “sposób, w jaki nasza wspólnota zachowuje więź z duchowością naszych tubylczych przodków i nasz głęboki związek ze stwórcą i z moją drogą katolicką”.

Po niej przedstawił się Bill Perdue – przewodniczący Rady Finansowej parafii. On z kolei od początku wzrastał w tej dzielnicy, został tam ochrzczony w 1963 i od tamtego czasu zawsze się tutaj modli. Pochodząc również z rodziny metyskiej wyraził dumę z przeżywania swej wiary katolickiej w parafii, która “uznaje i szanuje moich przodków tubylczych i irlandzkich”.

Kościół ten powstał jako parafia, która przyjęła ludzi różnych narodów przybyłych do Kanady jako imigranci. Świątynię wznieśli w 1913 ludzie z całego świata, wśród których byli Włosi, Portugalczycy, Hiszpanie, Chorwaci, a ostatnio dołączyli do nich Erytrejczycy. Pod kierunkiem tubylczego kapłana, oblata ks. Gary’ego Laboucane’a parafia zaczęła wcielać tradycje autochtoniczne do kultu katolickiego i w 1991 stała się Narodową Parafią Tubylczą Kanady.

Dziś kościół Najświętszego Serca Pierwszych Narodów jest wsppólnotą zróżnicowaną etnicznie, obejmującą różne Pierwsze Narody Kanady, Metysów, Inuitów i katolików erytrejskich, jak również mieszkańców edmontońskiej dzielnicy McCauley. Będąc parafią tubylczą, przyjmuje ona serdecznie wszystkie ludy, “gdyż wszyscy jesteśmy częścią jedynego kręgu życia” – stwierdzili jej przedstawiciele. Podkreślili, że to sam “Chrystus stoi pośrodku świętego kręgu życia, który rozpoznajemy w nauczaniu o kręgu medycznym ludów autochtonicznych”.

Podstawową wartością tej wspólnoty jest troska o ubogich i potrzebujących, a wiele osób, którym ona służy, żyje na progu ubóstwa, są uzależnieni i bezdomni. Pod tym względem jest to najaktywniejsza parafia w archidiecezji edmontońskiej. Utrzymuje też żywe kontakty z innymi parafiami i organizacjami, co nie tylko wzmacnia poczucie wspólnotowości, ale też pomaga lepiej zaspokajać potrzeby innych. Współpraca ta obejmuje zarówno inne parafie i stowarzyszenia katolickie, m.in. Rycerzy Kolumba, jak i organizacje innych wyznań, np. Armię Zbawienia. “Dzięki tym kontaktom, mimo że jesteśmy jedną z najuboższych pod względem finansowym parafii archidiecezji, możemy codziennie obsługiwać setki osób” – powiedzieli delegaci parafii.

Zaznaczyli, że są wprawdzie biedni materialnie, ale bogaci w wierze i praktykowaniu miłosierdzia, zwłaszcza w poradnictwie w zakresie bólu i modlitwach o uwolnienie [od złych duchów?]. “Zawsze mamy świadomość, iż jesteśmy uczniami Jezusa Chrystusa, gdy służymy tubylcom i jest na to wielkie zapotrzebowanie w naszej społeczności lokalnej” – powiedział B. Perdue.

Wiele z tych wyzwań można wyprowadzić z kanadyjsko-indiańskiej spuścizny szkolnego systemu rezydencjalnego, łącznie z tym, którym zarządzał tutejszy Kościół katolicki – zwrócili uwagę mówcy. Podziękowali Ojcu Świętemu “za wysłuchanie naszych głosów, a jego dzisiejsza obecność umożliwia nam zmierzenie się z naszą traumą, zrozumienie jej, uwolnienie się od niej i przejście jej”. Wyrazili też przekonanie, iż kościół Najświętszego Serca, odnowiony niedawno, “będzie służył jako miejsce odnowy i pojednania między autochtonami tej ziemi a tymi wszystkimi, którzy zdecydują się przybyć tu teraz i w przyszłości”.

Kościół ten ucieleśnia to, co nazywamy “Pojednanie” [Reconcili-ACTION], w którym ogarniamy wyniki pracy Komisji Prawdy i Pojednania Kanady działaniem, aby żyć jak uczniowie Chrystusa w służbie cierpiących – mówili przedstawiciele parafii. Wyrazili mocne przekonanie, że każde dziecko jest ważne a każda kobieta i dziewczyna są święte. Wskazali, że “obecność tutaj papieża, który sam bronił podstawowych praw dzieci i świętował ważność rodziny, jest uznaniem naszego przekonania, że każde dziecko ma prawo do posiadania rodziców i dziadków w swoim życiu, prawo do uczczenia swej kultury, tubylczej lub nie oraz do własnego głosu”.

Kościół nasz jest miejscem, do którego ci, którzy przeżyli uraz szkoły rezydencjalnej, mogą przyjść z rodzinami i zgromadzić się jako wspólnota, która wszystkich włącza i w którym będziemy nadal zachowywać i przywracać do życia języki, sztuki i muzykę tubylcze, wcielając dumę z tego w nasze przyszłe pokolenia” – zapewnili członkowie wspólnoty parafialnej.

Po zakończeniu przemówienia dwojga parafian, grupa muzyczna z parafii poprowadziła krótką modlitwę śpiewem.

„Kościół jest domem, gdzie można pojednać się na nowo, gdzie można spotkać się, aby zacząć od nowa i razem wzrastać” – powiedział papież podczas spotkania z rdzennymi mieszkańcami i z członkami wspólnoty parafialnej w kościele Najświętszego Serca Jezusowego w Edmonton. Obok mieszkańców tamtejszej dzielnicy spotykają się tam osoby z różnych wspólnot Pierwszych Narodów, Metysów i Inuitów a także imigranci pochodzącymi z różnych krajów.

Odnosząc się na wstępie do charakteru wspólnoty parafialnej, Ojciec Święty zaznaczył, że ukazuje ona „dom dla wszystkich, otwarty i inkluzywny”. Franciszek zauważy też że również w Kościele dobra pszenica jest zmieszana z kąkolem. Dlatego podjął obecną pielgrzymkę pokutną. „Boli mnie myśl, że katolicy byli zaangażowani w politykę asymilacji i emancypacji, która umacniała poczucie niższości, ograbiając wspólnoty i pojedyncze osoby z ich tożsamości kulturowej i duchowej, odcinając ich korzenie i podsycając postawy uprzedzenia i dyskryminacji, a także, że odbywało się to również w imię edukacji rzekomo chrześcijańskiej” – wyznał papież. Wskazał, że edukacja musi zawsze zaczynać się od poszanowania i promowania talentów, które już istnieją w człowieku. Nie jest ona i nigdy nie może być czymś, co można odgórnie narzucić.

W swoim przemówieniu Ojciec Święty skoncentrował się przede wszystkim na kwestii pojednania. Podkreślił, że dokonuje się ono w Jezusie i jego krzyżu a, cytując słowa Jana Pawła II skierowane w 1984 roku do rdzennych mieszkańców Kanady, stwierdził, że „Chrystus, w członkach swojego Ciała sam staje się Indianinem” I to On jedna na krzyżu, łączy na nowo to, co wydawało się niewyobrażalne i niewybaczalne, ogarnia wszystkich i wszystko. Zjednoczył najbardziej odległe ludy, uzdrowił i uczynił wszystko pokojem.

Odnosząc się do cierpień ludności rodzimej Franciszek zaznaczył, że „nic nie może wymazać doświadczenia pogwałconej godności, doznanej krzywdy, zdradzonego zaufania. Nigdy też nie może się zatrzeć wstyd nasz, wierzących. Trzeba jednak zacząć od nowa, a Jezus nie proponuje nam słów i dobrych postanowień, ale krzyż” – wskazał papież. Zachęcił tamtejszą wspólnotę wiernych do spojrzenia na Jezusa ukrzyżowanego, „ponieważ właśnie to na drzewie krzyża cierpienie przemienia się w miłość, śmierć w życie, rozczarowanie w nadzieję, opuszczenie w komunię, oddalenie w jedność. Pojednanie to nie tyle nasze dzieło, jest to dar, który wypływa z Ukrzyżowanego, to pokój, który płynie z Serca Jezusa, to łaska, o którą trzeba prosić” – stwierdził Ojciec Święty.

Franciszek podkreślił, że pojednanie dokonuje się w Kościele będącym żywym ciałem pojednania. Wyznał, że ogarnia go złość i wstyd na myśl, że wierzący zamiast promować pojednanie, narzucili swój własny wzorzec kulturowy. Wskazał, że Bóg nie przymusza, nie tłumi i nie uciska; natomiast zawsze miłuje, wyzwala i pozostawia wolnymi. „Nie można głosić Boga w sposób, który jest sprzeczny z Bogiem. …W imię Jezusa, niech w Kościele nie powtórzy się takie postępowanie. Niech Jezus będzie głoszony tak, jak On chce, w wolności i miłości, a każda osoba ukrzyżowana, którą spotykamy, niech nie będzie dla nas przypadkiem do rozwiązania, lecz bratem lub siostrą, których należy miłować, ciałem Chrystusa, które należy kochać. Niech Kościół, Ciało Chrystusa będzie żyjącym ciałem pojednania!” – zaapelował papież. Zaznaczył, że Kościół jest domem, gdzie można pojednać się na nowo, gdzie można spotkać się, aby zacząć od nowa i razem wzrastać. Nie jest zbiorem idei i nakazów do wpojenia ludziom, ale domem gościnnym dla wszystkich. Ma być „świątynią o zawsze otwartych drzwiach, w której my wszyscy, żywe świątynie Ducha, spotykamy się, służymy sobie nawzajem i jednamy się ze sobą” – podkreślił Ojciec Święty. Wskazał, że wspólna modlitwa, wspólna pomoc, dzielenie się historiami życia, wspólnymi radościami i zmaganiami – to wszystko otwiera drzwi do pojednawczego dzieła Boga.

Franciszek zapewnił, że Bóg idzie z nami i bardzo chętnie spotyka nas wspólnie. Bóg „towarzyszy nam w naszych pustyniach: nie mieszka w pałacach niebieskich, ale w naszym Kościele i pragnie, by ten stał się domem pojednania” – stwierdził papież na zakończenie swego przemówienia.

st (KAI) / Edmonton


Pełna treść przemówienia:

Drodzy bracia i siostry,

dobry wieczór!

Cieszę się, że jestem pośród was i ponownie widzę twarze różnych przedstawicieli ludności rdzennej, którzy odwiedzili mnie w Rzymie kilka miesięcy temu. Ta wizyta wiele dla mnie znaczyła: teraz jestem w waszym domu, jako przyjaciel i jako pielgrzym na waszej ziemi, w świątyni, w której spotykacie się, by jako bracia i siostry chwalić Boga. W Rzymie, po wysłuchaniu was, powiedziałem wam, że „skuteczny proces uzdrawiania wymaga konkretnych działań” (Przemówienie do delegacji ludów rdzennych Kanady, 1 kwietnia 2022). Cieszę się, widząc, że te działania już się rozpoczęły w tej parafii, w której spotykają się osoby z różnych wspólnot Pierwszych Narodów, Metysów i Inuitów, wraz z mieszkańcami lokalnych dzielnic, którzy nie wywodzą się spośród ludności rdzennej oraz z różnymi braćmi i siostrami imigrantami. Oto dom dla wszystkich, otwarty i inkluzywny, taki, jakim powinien być Kościół, rodzina dzieci Bożych, w którym gościnność i przyjęcie, typowe wartości kultury rdzennej, mają fundamentalne znaczenie: gdzie każdy winien czuć się mile widziany, niezależnie od tego co przeżył i od swych indywidualnych okoliczności życiowych. Chciałbym wam też podziękować za waszą konkretną bliskość wobec tak wielu ubogich – którzy są liczni nawet w tym bogatym kraju – okazywaną poprzez miłosierdzie. Tego pragnie Jezus, który powiedział nam i zawsze powtarza w Ewangelii: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40).

Jednocześnie, nie możemy zapominać, że także w Kościele dobra pszenica jest zmieszana z kąkolem. I właśnie z powodu tego chwastu chciałem podjąć tę pielgrzymkę pokutną, rozpoczynając ją dziś rano od przypomnienia zła, doznanego przez rdzenne ludy od wielu chrześcijan, i z wielkim żalem prosząc o wybaczenie. Boli mnie myśl, że katolicy byli zaangażowani w politykę asymilacji i emancypacji, która umacniała poczucie niższości, ograbiając wspólnoty i pojedyncze osoby z ich tożsamości kulturowej i duchowej, odcinając ich korzenie i podsycając postawy uprzedzenia i dyskryminacji, a także, że odbywało się to również w imię edukacji rzekomo chrześcijańskiej. Edukacja musi zawsze zaczynać się od poszanowania i promowania talentów, które już istnieją w człowieku. Nie jest ona i nigdy nie może być czymś, co można odgórnie narzucić, bo wychowanie to przygoda wspólnego poznawania i odkrywania tajemnicy życia. Dzięki Bogu, w takich parafiach jak ta, poprzez spotkania, dzień po dniu budowane są fundamenty uzdrowienia i pojednania.

Pojednanie: dziś wieczorem chciałbym podzielić się pewnymi refleksjami związanymi z tym słowem. Co na jego temat podpowiada nam Jezus? Co oznacza ono dla nas dzisiaj? Drodzy przyjaciele, pojednanie dokonane przez Chrystusa nie było zewnętrznym porozumieniem pokojowym, rodzajem kompromisu, który ma zadowolić strony. Nie był to też pokój zrzucony z nieba, ustanowiony odgórnie lub poprzez podporządkowanie sobie drugiego człowieka. Apostoł Paweł wyjaśnia, że Jezus jedna łącząc razem, przez uczynienie z dwóch odległych rzeczywistości jedną rzeczywistość, jedną rzecz, jeden lud. A jak tego dokonuje? Przez krzyż (por. Ef 2, 14). To Jezus jedna nas między sobą na krzyżu – na tym drzewie życia, jak lubili go nazywać starożytni chrześcijanie.

Wy, drodzy bracia i siostry z ludów rdzennych, możecie nas wiele nauczyć o życiodajnym znaczeniu drzewa, które, złączone z ziemią poprzez swe korzenie, daje tlen dzięki swym liściom i karmi nas swoimi owocami. Wspaniale jest też dostrzec symbolikę drzewa przedstawioną w fizjonomii tego kościoła, gdzie pień łączy z ziemią ołtarz, na którym Jezus jedna nas w Eucharystii, „akcie kosmicznej miłości”, który „jednoczy niebo i ziemię, obejmuje i przenika całe stworzenie” (Enc. Laudato si’, 236). Ta symbolika liturgiczna przywodzi na myśl wspaniały fragment wypowiedzi św. Jana Pawła II w tym kraju: „Chrystus ożywia centrum całej kultury. Tak więc nie tylko chrześcijaństwo jest związane z ludem indiańskim, ale Chrystus, w członkach swojego Ciała sam staje się Indianinem” (Liturgia Słowa z Indianami Kanady (15 września 1984): Nauczanie papieskie, VII, 2, Poznań 2002, s. 264). I to On jedna na krzyżu, łączy na nowo to, co wydawało się niewyobrażalne i niewybaczalne, ogarnia wszystkich i wszystko. Wszystkich i wszystko: ludy rdzenne przypisują wielkie znaczenie kosmiczne tzw. „punktom kardynalnym”, rozumianym nie tylko jako geograficzne punkty odniesienia, ale jako wymiary obejmujące całą rzeczywistość i wskazujące drogę do jej uzdrowienia, reprezentowane przez tzw. „koło medyczne”. Ta świątynia podejmuje tę symbolikę punktów kardynalnych i nadaje im znaczenie chrystologiczne. Jezus krańcami swojego krzyża objął punkty kardynalne i zjednoczył najbardziej odległe ludy, uzdrowił i uczynił wszystko pokojem (por. Ef 2, 14). Tam wypełnił Boży plan: „aby wszystko pojednać” (por. Kol 1, 20).

Bracia, siostry, co to oznacza dla tych, którzy noszą w sobie tak bolesne rany? Wyobrażam sobie, jak trudno jest dostrzec jakąkolwiek perspektywę pojednania tym osobom, które doznały tak wielu cierpień od mężczyzn i kobiet, którzy powinni dawać świadectwo życia chrześcijańskiego. Nic nie może wymazać doświadczenia pogwałconej godności, doznanej krzywdy, zdradzonego zaufania. Nigdy też nie może się zatrzeć wstyd nasz, wierzących. Trzeba jednak zacząć od nowa, a Jezus nie proponuje nam słów i dobrych postanowień, ale krzyż, tę skandaliczną miłość, która pozwala na przebicie sobie stóp i nadgarstków gwoździami i okaleczenie głowy cierniem. Oto kierunek, w którym należy podążać: spoglądać razem na Chrystusa, na miłość zdradzoną i ukrzyżowaną dla nas; spojrzeć na Jezusa, ukrzyżowanego w tak wielu wychowankach szkół rezydencjalnych. Jeśli między sobą i wewnątrz nas samych, chcemy pojednać się z przeszłością, z doznanymi krzywdami i zranionymi wspomnieniami, z traumatycznymi wydarzeniami, których nie może uleczyć żadna ludzka pociecha, nasze spojrzenie musi być wzniesione ku Jezusowi ukrzyżowanemu, a pokój należy czerpać z jego ołtarza. Ponieważ właśnie to na drzewie krzyża cierpienie przemienia się w miłość, śmierć w życie, rozczarowanie w nadzieję, opuszczenie w komunię, oddalenie w jedność. Pojednanie to nie tyle nasze dzieło, jest to dar, który wypływa z Ukrzyżowanego, to pokój, który płynie z Serca Jezusa, to łaska, o którą trzeba prosić.

Jest jeszcze jeden aspekt pojednania, o którym chciałbym powiedzieć. Apostoł Paweł wyjaśnia, że Jezus przez krzyż pojednał nas w jedno ciało (por. Ef 2, 14). O jakim ciele mówi? O Kościele: Kościół jest tym żywym ciałem pojednania. Kiedy jednak pomyślimy o nieusuwalnym cierpieniu, jakiego doświadczyło w tych miejscach wiele osób, wewnątrz instytucji kościelnych, można jedynie poczuć złość i wstyd. Stało się tak, gdy wierzący dali się zeświecczyć i zamiast promować pojednanie, narzucili swój własny wzorzec kulturowy. Taka postawa zanika z trudem, także z religijnego punktu widzenia. Istotnie, wygodniejsze wydaje się wpojenie w ludzi Boga, niż pozwolenie ludziom, by zbliżyli się do Niego. Ale to się nigdy nie udaje, ponieważ Pan nie przychodzi w ten sposób: nie przymusza, nie tłumi i nie uciska; natomiast zawsze miłuje, wyzwala i pozostawia wolnymi. Nie wspiera swoim Duchem tych, którzy podporządkowują sobie innych, tych, którzy mylą Ewangelię pojednania z prozelityzmem. Nie można bowiem głosić Boga w sposób, który jest sprzeczny z Bogiem. A jednak, ileż razy działo się tak w historii! Podczas gdy Bóg zwyczajnie i pokornie proponuje Siebie, my zawsze mamy pokusę, by narzucać Go, i w Jego imię narzucać siebie. Jest to pokusa światowa, by sprawić, że zejdzie On z krzyża, by objawić Go poprzez władzę i pozory. Jednak Jezus dokonuje pojednania na krzyżu, a nie przez zejście z krzyża. Na dole, wokół krzyża, byli ci, którzy myśleli o sobie samych i kusili Chrystusa, powtarzając Mu, żeby ocalił siebie (por. Łk 23, 35-36), nie myśląc o innych. W imię Jezusa, niech w Kościele nie powtórzy się takie postępowanie. Niech Jezus będzie głoszony tak, jak On chce, w wolności i miłości, a każda osoba ukrzyżowana, którą spotykamy, niech nie będzie dla nas przypadkiem do rozwiązania, lecz bratem lub siostrą, których należy miłować, ciałem Chrystusa, które należy kochać. Niech Kościół, Ciało Chrystusa będzie żyjącym ciałem pojednania!

Samo słowo pojednanie jest praktycznie synonimem Kościoła. Termin ten w rzeczywistości oznacza „uczynienie na nowo soboru”. Kościół jest domem, gdzie można pojednać się na nowo, gdzie można spotkać się, aby zacząć od nowa i razem wzrastać. Jest miejscem, w którym przestajemy myśleć o sobie jako o jednostkach, aby uznać się za braci, patrząc sobie w oczy, przyjmując historię i kulturę innego człowieka, pozwalając, aby mistyka wspólnoty, tak miła Duchowi Świętemu, sprzyjała uzdrowieniu zranionej pamięci. To jest droga: nie decydować za innych, nie szufladkować wszystkich w ustalonych schematach, ale stanąć przed Ukrzyżowanym i przed bratem, aby nauczyć się podążać razem. Taki jest Kościół i niech takim będzie: miejscem, gdzie rzeczywistość zawsze przewyższa ideę. Taki jest Kościół i niech takim będzie: nie zbiorem idei i nakazów do wpojenia ludziom, ale domem gościnnym dla wszystkich! Taki jest Kościół i niech takim będzie: świątynią o zawsze otwartych drzwiach, w której my wszyscy, żywe świątynie Ducha, spotykamy się, służymy sobie nawzajem i jednamy się ze sobą. Drodzy przyjaciele, gesty i wizyty mogą być ważne, ale większość słów i działań pojednania dzieje się lokalnie, we wspólnotach takich jak ta, gdzie pojedyncze osoby i rodziny podążają ramię w ramię, dzień po dniu. Wspólna modlitwa, wspólna pomoc, dzielenie się historiami życia, wspólnymi radościami i zmaganiami – to wszystko otwiera drzwi do pojednawczego dzieła Boga.

Jest taki obrazek podsumowujący, który może nam pomóc. W tej świątyni, ponad ołtarzem i tabernakulum widzimy cztery słupy typowego namiotu tubylczego, który, jak się dowiedziałem, nazywany był “tepee”. Namiot ma wielkie znaczenie biblijne. Kiedy Izrael szedł przez pustynię, Bóg mieszkał w namiocie, który był rozbijany zawsze, kiedy lud się zatrzymywał: był to Namiot Spotkania. Przypomina on nam, że Bóg idzie z nami i bardzo lubi spotykać nas wspólnie, gdy się zbieramy, by obradować. A kiedy Bóg stał się człowiekiem, Ewangelia mówi dosłownie, że „rozbił swój namiot pośród nas” (por. J 1, 14). Bóg jest Bogiem bliskości, w Jezusie uczy nas języka współczucia i czułości. Trzeba to rozumieć za każdym razem, gdy przychodzimy do kościoła, gdzie On jest obecny w tabernakulum; to słowo oznacza właśnie namiot. Bóg zatem rozbija swój namiot pośród nas, towarzyszy nam w naszych pustyniach: nie mieszka w pałacach niebieskich, ale w naszym Kościele i pragnie, by ten stał się domem pojednania.

Jezu, ukrzyżowany i zmartwychwstały, który mieszkasz w tym swoim ludzie, który pragniesz jaśnieć poprzez nasze wspólnoty i kultury, weź nas za rękę i nawet na pustyniach historii prowadź nasze kroki na drodze pojednania. Amen.

tłum. o. Stanisław Tasiemski OP (KAI) / Edmonton

Wpisy powiązane

Michalickie misje w Zambii

Odznaczenie dla ks. Jana Wojczyńskiego SChr

Kamerun: nowy kościół marianów – sanktuarium św. Jana Pawła II