Po raz pierwszy przywoływano nad nami wstawiennictwa świętych w czasie, gdy otrzymywaliśmy sakrament chrztu. Wtedy zostaliśmy obdarowani towarzystwem starszych braci i sióstr, którzy przeszli tą samą drogą, co my, doświadczyli jej trudów, a teraz są w rękach Boga.
„Chrześcijanie w walce ze złem nie rozpaczają. Chrześcijaństwo kultywuje nieuleczalną ufność: nie wierzy, że negatywne i destrukcyjne siły mogą zwyciężyć. Ostateczne słowo odnośnie do historii człowieka to nie nienawiść, to nie śmierć, to nie wojna. W każdej chwili życia towarzyszy nam ręka Boga, a także dyskretna obecność wszystkich wierzących, którzy «odeszli przed nami ze znakiem wiary» (Kanon Rzymski). Ich istnienie mówi nam przede wszystkim, że życie chrześcijańskie nie stanowi nieosiągalnego ideału. Jednocześnie nas pociesza: nie jesteśmy sami, Kościół składa się z niezliczonych braci, często anonimowych, którzy nas poprzedzili i którzy poprzez działanie Ducha Świętego są zaangażowani w sprawy ludzi wciąż żyjących na ziemi” – powiedział Ojciec Święty.
Franciszek dodał, iż wstawiennictwa świętych przywołujemy także w czasie udzielania sakramentu małżeństwa, które staje się dla dwojga młodych ludzi źródłem ufności.
„Kto naprawdę kocha, ten pragnie i ma odwagę, by powiedzieć «na zawsze», ale wie, że potrzebuje łaski Chrystusa i pomocy świętych, aby żyć w małżeństwie na zawsze. Nie jak mówią niektórzy: «tak długo, jak trwa miłość». Nie, na zawsze. W przeciwnym razie lepiej nie zawierać małżeństwa. Albo na zawsze, albo w ogóle. Dlatego w liturgii małżeństwa przywoływana jest ich obecność: obecność świętych. A w chwilach trudnych trzeba mieć odwagę spojrzenia ku niebu, myśląc o wielu chrześcijanach, którzy przeszli przez cierpienie i ustrzegli biel swoich szat chrzcielnych, opłukując je we krwi Baranka (por. Ap 7,14). Bóg nas nigdy nie opuszcza: za każdym razem, kiedy będziemy tego potrzebowali, przybędzie Jego anioł, by nas podnieść i wlać w nas pocieszenie. «Anioły», czasem z ludzkim obliczem i sercem, bowiem święci Boga są zawsze tutaj obecni, ukryci pośród nas. I choć trudno to zrozumieć, czy nawet sobie wyobrazić, ale święci pozostają obecni w naszym życiu” – kontynuował Franciszek.
Świętych przywołujemy także w czasie sakramentu kapłańtwa. I choć kapłani mogliby poczuć ciężar powierzonej im misji – mówił Papież – to przecież siły oraz pogody ducha dodaje świadomość, że mają za sobą całe niebo i łaskę Pana.
Na zakończenie Franciszek zapytał, kim tak naprawdę jest człowiek i życzył, aby Pan dał wszystkim nadzieję, że będziemy świętymi.
„Jesteśmy prochem dążącym do nieba. Nasze siły pozostają słabe, ale potężna jest tajemnica łaski obecnej w życiu chrześcijan. Jesteśmy wierni tej ziemi, którą Jezus miłował w każdej chwili swojego życia, ale wiemy i chcemy żywić nadzieję w przemianę świata, w ostateczne wypełnienie, gdzie w końcu znikną łzy, niegodziwości oraz cierpienie. Niech Pan da wszystkim nam nadzieję, że będziemy świętymi. (…) Myślimy, że świętość to trudna sprawa, że łatwiej być przestępcą niż świętym… Nie, można być świętym, gdyż pomaga nam sam Bóg. To On nas wspiera. To wielki dar, jaki każdy z nas może złożyć światu. Niech Pan da nam łaskę uwierzenia w Niego tak głęboko, abyśmy stali się obrazem Chrystusa dla tego świata. Nasza historia potrzebuje «mistyków»: ludzi, którzy odrzucają wszelkie panowanie nad innymi, dążących do miłości i braterstwa. Mężczyzn i kobiet, którzy żyjąc, godzą się także na trochę cierpienia, bo biorą na siebie utrudzenie innych. Ale bez tych mężczyzn i kobiet świat nie miałby żadnej nadziei” – zakończył Ojciec Święty.
pp / rv
Drodzy bracia i siostry, dzień dobry!
W dniu naszego chrztu zabrzmiało dla nas wezwanie świętych. Wielu z nas było w tamtej chwili dziećmi, które zostały przyniesione przez rodziców w ramionach. Krótko przed dokonaniem namaszczenia olejem katechumenów, będącego symbolem mocy Boga w walce ze złem, kapłan zaprosił całe zgromadzenie do modlitwy za tych, którzy mieli za chwilę otrzymać chrzest, przywołując wstawiennictwa świętych. Wówczas po raz pierwszy w trakcie naszego życia, zostaliśmy obdarowani towarzystwem tych „starszych” braci i sióstr, którzy przeszli tą samą drogą, co my, zaznali tych samych trudów, co i my i żyją na wieki w objęciach Boga. List do Hebrajczyków określa tę otaczającą nas grupę towarzyszącą wyrażeniem „mnóstwa świadków” (12,1).
Chrześcijanie w walce ze złem nie rozpaczają. Chrześcijaństwo kultywuje nieuleczalną ufność: nie wierzy, że siły negatywne i destrukcyjne mogą zwyciężyć. Ostateczne słowo odnośnie do historii człowieka to nie nienawiść, to nie śmierć, to nie wojna. W każdej chwili życia towarzyszy nam ręka Boga, a także dyskretna obecność wszystkich wierzących, którzy „odeszli przed nami ze znakiem wiary” (Kanon Rzymski). Ich istnienie mówi nam przede wszystkim, że życie chrześcijańskie nie jest nieosiągalnym ideałem. Jednocześnie nas pociesza: nie jesteśmy sami, Kościół składa się z niezliczonych braci, często anonimowych, którzy nas poprzedzili i którzy poprzez działanie Ducha Świętego są zaangażowani w sprawy tych, którzy wciąż żyją na ziemi.
Przywoływanie świętych podczas Chrztu nie jest jedynym, jakie znaczy drogę życia chrześcijańskiego. Kiedy dwoje narzeczonych uświęca swoją miłość w sakramencie małżeństwa, po raz kolejny przywoływane jest dla nich – tym razem jako pary – wstawiennictwo świętych. I to przywoływanie jest źródłem ufności dla dwojga młodych, którzy wyruszają w „podróż” życia małżeńskiego. Kto naprawdę kocha, ten pragnie i ma odwagę, by powiedzieć „na zawsze”, ale wie, że potrzebuje łaski Chrystusa i pomocy świętych. Dlatego w liturgii małżeństwa przywoływana jest ich obecność. A w chwilach trudnych trzeba mieć odwagę spojrzenia ku niebu, myśląc o wielu chrześcijanach, którzy przeszli przez cierpienie i ustrzegli biel swoich szat chrzcielnych, opłukując je we krwi Baranka (por. Ap 7,14). Bóg nas nigdy nie opuszcza: za każdym razem, kiedy będziemy tego potrzebowali, przybędzie Jego anioł, by nas podnieść i wlać w nas pocieszenie. „Anioły”, czasem z ludzkim obliczem i sercem, bowiem święci Boga są zawsze tutaj obecni, ukryci pośród nas.
Również kapłani zachowują wspomnienie wypowiedzianego nad nimi wezwania świętych. To jeden z najbardziej wzruszających momentów liturgii święceń. Kandydaci kładą się, leżąc na ziemi, z twarzą ku podłodze. I całe zgromadzenie, pod przewodnictwem biskupa, przywołuje wstawiennictwa świętych. Człowiek mógłby poczuć się przygnieciony pod ciężarem powierzonej jemu misji, ale czując, że ma za sobą całe niebo, że łaski Bożej nie zabraknie, bo Jezus zawsze pozostaje wierny, można wyruszyć będąc pokrzepionymi, w pogodzie ducha Nie jesteśmy sami.
Jesteśmy prochem, który dąży do nieba. Nasze siły są słabe, ale potężna jest tajemnica łaski, która jest obecna w życiu chrześcijan. Jesteśmy wierni tej ziemi, którą Jezus miłował w każdej chwili swojego życia, ale wiemy, i chcemy żywić nadzieję w przemianę świata, w ostateczne wypełnienie, gdzie w końcu nie będzie łez, niegodziwości i cierpienia.
Niech Pan da nam nadzieję, że będziemy świętymi. To wielki dar, jaki każdy z nas może złożyć światu. Niech Pan da nam łaskę uwierzenia w Niego tak głęboko, abyśmy stali się obrazem Chrystusa dla tego świata. Nasza historia potrzebuje „mistyków”: ludzi, którzy odrzucają wszelkie panowanie nad innymi, dążących do miłości i braterstwa. Mężczyzn i kobiet, którzy żyjąc godzą się także na trochę cierpienia, bo biorą na siebie utrudzenie innych. Ale bez tych mężczyzn i kobiet świat nie miałby żadnej nadziei.
Papież Franciszek