Pierwszy Papież jezuita nawiązał w homilii do nazwy zakonu, która nosi w sobie charakterystyczny rys doświadczenia Zbawiciela wyniesiony z Ćwiczeń Duchowych św. Ignacego. Jezus stanowi nie tylko stały punkt odniesienia dla osobistego życia duchowego, ale także dla apostolskiego działania. „Gdy jakiś jezuita stawia w centrum samego siebie, błądzi” – zaznaczył Ojciec Święty.
„Centralności Chrystusa odpowiada z drugiej strony centralność Kościoła – mówił Papież. – Są to jakby dwa ogniska, których nie można rozdzielać. Nie mogę naśladować Chrystusa, jak tylko w Kościele i wraz z nim. Także w tym przypadku my jezuici i całe Towarzystwo nie jesteśmy w centrum, jesteśmy, jakby rzec, «przesunięci», jesteśmy w służbie Chrystusa i Kościoła, Oblubienicy Chrystusa Pana naszego, a jest nią nasza święta Matka – Kościół Hierarchiczny (por. CD 353). Być ludźmi zakorzenionymi i utwierdzonymi w Kościele – takimi nas chce Jezus. Nie może być dróg alternatywnych czy odrębnych. Owszem, drogi poszukiwań, drogi kreatywne – to jest ważne, bo trzeba iść ku peryferiom, których jest tak wiele. Do tego potrzebna jest kreatywność, ale zawsze we wspólnocie, w Kościele, wraz z tym uczestnictwem, które daje odwagę, by iść naprzód. Służyć Chrystusowi znaczy miłować ten konkretny Kościół i służyć mu wielkodusznie w duchu posłuszeństwa”.
Jak wyjaśnił Papież, ową podwójną centralnością można żyć jedynie wtedy, gdy, jak powiada św. Paweł, zostaniemy zdobyci przez Chrystusa. Tego doświadczył również św. Ignacy Loyola, a oznaczało to drogę własnego poszukiwania, na końcu której odkrywamy, że to nie tyle my znajdujemy Jezusa, co On nas. To rodzi więź z Nim i pragnienie służby, także w trudach, cierpieniu i prześladowaniu.
Franciszek zauważył w tym momencie, że taka duchowa droga musi przechodzić również przez doświadczenie własnej słabości, grzeszności. W takim kontekście św. Ignacy zaleca prośbę o łaskę wstydu i łez nad popełnionym złem, której celem jest osiągnięcie pokory dla budowania Królestwa Bożego mocą łaski, a nie realizowania własnych pomysłów.
„Lubię rozmyślać o schyłku życia jezuity, o jego odchodzeniu – dodał Ojciec Święty. – Przychodzą mi wówczas na myśl dwie ikony owego zmierzchu przychodzącego na jezuitę. Pierwsza to klasyczny obraz św. Franciszka Ksawerego spoglądającego ku Chinom. W sztuce i literaturze mamy wiele ujęć tego odejścia Ksawerego. Mamy tu koniec, bez czegokolwiek, ale przed Panem. Bardzo lubię o tym rozmyślać. Drugi schyłek i jego ikona, która przychodzi mi na myśl, to odchodzenie o. Arrupe. Podczas swojej ostatniej wizyty w obozie dla uchodźców, mówił nam, jakby to był jego łabędzi śpiew: «módlcie się». Modlitwa, zjednoczenie z Jezusem. A powiedziawszy to, wsiadł w samolot i wrócił do Rzymu z wylewem, który rozpoczął jego tak długie i wzorowe odchodzenie. Warto spojrzeć na te dwie ikony dwóch zachodów i powracać do nich. I trzeba nam prosić o łaskę, by i nasz zmierzch był taki, jak ich”.
tc/ rv