Gościa powitał miejscowy ordynariusz abp Fabio Martínez Castilla i przedstawiciele rodzin. Następnie Papież wysłuchał czterech świadectw. Pierwsze przedstawił 14-letni niepełnosprawny. Manuel opowiadał o swojej chorobie, która dotknęła go, gdy miał 5 lat, o swojej wierze i o ewangelizacji, której oddaje się z pomocą wózka inwalidzkiego. Prosił Papieża o modlitwę za młodzież, której życie często pozbawione jest nadziei i dotknięte skutkami przemocy.
Drugie świadectwo złożyła wielopokoleniowa rodzina z diecezji Tapachula. Obecni tam dziadkowie przeżyli już w małżeństwie 50 lat, ucząc swoje dzieci i wnuki wiary i miłości. Mówili o wielkiej wartości życia sakramentami. Prosili Franciszka o modlitwę za ich kraj, dotknięty plagą biedy i bezrobocia, gdzie płace są często niskie, a ceny najpotrzebniejszych produktów bardzo wysokie.
Trzeci głos to słowo Lucy i Humberta, którzy związali się i stworzyli rodzinę, choć dla kobiety, rozwiedzionej matki trójki dzieci, był to już drugi związek. Jako para niesakramentalna żyją razem już 16 lat i mają 11-letniego syna. Mówili o swoim życiu, o grupie wsparcia, do której należą, i o odczuwanej czułości Boga, mimo iż nie mogą przystępować do Komunii św. Wspominali też o swojej pracy charytatywnej i zaangażowaniu w życie Kościoła. Dziękowali Bogu, że pozwala im służyć innym, którzy ich pomocy potrzebują.
Ostatnie świadectwo złożyła 52-letnia pielęgniarka Beatriz, matka samotnie wychowująca córkę. Mówiła o swoim dzieciństwie naznaczonym ubóstwem, a także o tym, że nie uległa w przeszłości namowom, by dokonać aborcji. Wspominała o trudzie wychowania i o katechezie, która pomogła jej zgłębiać słowo Boże i życie sakramentalne. Prosiła Papieża o modlitwę umocnienia dla tysięcy kobiet, które stoją wobec dylematu dokonania aborcji.
W swoim słowie skierowanym do rodzin Franciszek podziękował najpierw za to, że mógł stanąć na ziemi Chiapas. Zwracając się do tych, którzy złożyli świadectwa, wyraził im wdzięczność, że otworzyli przed zebranymi „drzwi swych domów i swego życia”. Następnie odniósł się do tego, co wcześniej usłyszał.
Nawiązując do słów Manuela, wpierw podziękował jego rodzicom, którzy przywieźli go na stadion i na klęczkach podtrzymywali tekst, który odczytywał. Zachęcił wszystkich, by zapamiętali ten obraz rodziców klęczących przed swoim chorym synem. Dalej odniósł się do użytego przez niego wyrażenia: „mieć odwagę”.
„Spodobało mi się to wyrażenie «nabrać ochoty», którego użyłeś na określenie postawy, jaką zająłeś po rozmowie ze swymi rodzicami. Zacząłeś nabierać ochoty do życia, dodawać ochoty swojej rodzinie, przyjaciołom i dodałeś ochoty także nam tutaj zgromadzonym. Dziękuję! Myślę, że to właśnie pragnie czynić Duch Święty pośród nas: dodać nam ochoty, motywować nas, aby nadal stawiać na rodzinę, marzyć, tworzyć życie, które będzie miało posmak ogniska domowego i rodziny. Czy nabieramy ochoty?” – pytał Papież.
Gromkie „tak” było wyraźną odpowiedzią na papieskie pytanie. Franciszek kontynuował, że w wielu chwilach i w różnych postaciach sam Bóg Ojciec dodaje nam ochoty do życia. Możemy się zatem zapytać: dlaczego? Papież uważa, że nie może czynić inaczej, bo Jego imieniem jest miłość, bezinteresowny dar, poświęcenie się, miłosierdzie. On może przemieniać nasze bardzo często rozwodnione spojrzenia, działania i uczucia w weselne wino. Jest w stanie uzdrawiać nasze serca i zachęcać nas nieustannie do rozpoczynania na nowo. Następnie Papież znów nawiązał do świadectwa Manuela.
„Poprosiłeś mnie, Manuelu, abym się modlił za wielu młodych, którzy przeżywają zniechęcenie i są w trudnej sytuacji. Wiemy o tym, nieprawda? Wielu młodych jest bez zapału, bez sił, bez chęci. I – jak to dobrze ująłeś, Manuelu – często postawa ta rodzi się stąd, że czują się osamotnieni, bo nie mają z kim porozmawiać. Pomyślcie, czy wasi ojcowie, wasze matki rozmawiają ze swoimi dziećmi, czy też są zawsze zajęci, zmęczeni? Czy bawią się ze swoimi dziećmi? To przypomniało mi świadectwo, jakie dała nam Beatriz. Powiedziałaś: «Zmaganie zawsze było trudne z powodu niepewności i samotności». Jak często czułaś się naznaczona, osądzona, określana: «to ta». Pomyślmy o wszystkich ludziach, o wszystkich kobietach, które przechodzą przez to, co przeszła Beatriz. Niepewność, niedostatek, częsty brak minimum niezbędnych środków mogą budzić w nas rozpacz, sprawiać, że odczuwamy silny niepokój, gdyż nie wiemy, co robić, aby iść dalej, tym bardziej, gdy mamy na utrzymaniu dzieci. Niepewność zagraża nie tylko żołądkowi, a już i to wiele znaczy, ale może też zagrażać duszy, może nas deprymować, pozbawiać sił i kusić drogami czy alternatywami rozwiązań pozornych, które jednak ostatecznie niczego nie rozwiązują. A ty byłaś dzielna, Beatriz, dziękuję ci! Istnieje taki rodzaj niepewności, który może być bardzo niebezpieczny i może się do nas wkraść, choć nie zdajemy sobie ze tego sprawy, a jest to niepewność rodząca się z samotności i izolacji. Izolacja zaś jest zawsze złym doradcą” – mówił Papież.
Dalej Franciszek poruszył kwestię „zagubienia w samotności”, o której mówili tak Manuel, jak i Beatriz.
„Tę niepewność i izolację, która czyni nas podatnymi na liczne rozwiązania pozorne, o czym wspomniała Beatriz, trzeba zwalczać na różnych płaszczyznach. Jedną z nich jest ustawodawstwo, które musi chronić i zapewniać minimum środków niezbędnych do tego, aby każde domostwo i każda osoba mogły rozwijać się przez naukę i godną pracę. Drugą jest to, co słusznie podkreślili w swoich świadectwach Humberto i Claudia, gdy mówili nam, że szukali sposobu przekazywania miłości Boga, której doświadczyli, służąc i pomagając innym. Prawo i zaangażowanie osobiste to dobry dwumian, aby przerwać spiralę niepewności. I wy to podejmujecie, modlicie się, jesteście z Jezusem, jesteście zintegrowani z życiem Kościoła. Użyliście pięknego określenia: «Komunikujemy z bratem słabym, chorym, potrzebującym, uwięzionym». Dziękuję za to! Dziękuję!” – mówił Papież.
Papież zauważył dalej, że dzisiaj widzimy i przeżywamy na różnych frontach, jak rodzina jest osłabiana i kwestionowana. Często jest wzorcem, który już przeminął i dla którego pod pozorem nowoczesności nie ma już miejsca w naszych społeczeństwach. Są one bowiem opanowywane przez ideologie niszczące istotę rodziny, która jest przecież podstawą zdrowego społeczeństwa.
„Nie ulega wątpliwości, że życie w rodzinie nie zawsze jest łatwe, często jest bolesne i meczące, ale sądzę, że można zastosować do rodziny to, co nieraz już mówiłem w odniesieniu do Kościoła: wolę rodzinę poranioną, która zabiega codziennie o miłość, niż rodzinę i społeczeństwo chore z powodu zamykania się czy wygodnictwa, ze strachu przed miłością. Wolę rodzinę, która ciągle próbuje rozpoczynać na nowo, niż rodzinę i społeczeństwo narcystyczne i mające obsesję na punkcie luksusu i wygody. Ile masz dzieci? Nie mamy, bo oczywiście lubimy jeździć na wakacje, uprawiać turystykę, chcę kupić sobie domek letniskowy. Luksus i komfort. A dzieci się odkłada. I kiedy w końcu chcesz je mieć, to okazuje się, że twój czas już minął. Ile szkody to wyrządziło, nieprawdaż? Wolę rodzinę o obliczu zmęczonym wyrzeczeniami od rodziny o wypacykowanych twarzach, które nie znają czułości ani współczucia” – powiedział Franciszek.
Do wyglądu twarzy, a dokładniej do zmarszczek na niej, wrócił Papież w kolejnej myśli, posługując się pięknym przykładem.
„Nawiązując do zmarszczek, by nieco zmienić temat, pamiętam świadectwo wielkiej aktorki, aktorki kina latynoamerykańskiego. Kiedy już była prawie koło sześćdziesiątki i zaczęły się pojawiać zmarszczki na twarzy, radzono jej to «naprawić». Malutka «naprawka», by móc dalej dobrze pracować. Jej odpowiedź była bardzo jasna: «Te zmarszczki kosztowały mnie wiele pracy, wiele wysiłku, wiele bólu i życie pełne. Nawet nie myślę ich dotykać, są śladami mojej historii». I nadal była wielką aktorką. A w małżeństwie jest dokładnie tak samo. Życie małżeńskie musi odnawiać się każdego dnia. I tak jak powiedziałem wcześniej, wolę rodziny pomarszczone, z ranami, bliznami, które jednak nadal trwają, bo te rany, te blizny, te zmarszczki są owocem wierności tej miłości, która nie zawsze była dla nich łatwa. Miłość nie jest łatwa! Nie jest łatwa, nie! Ale jest to coś najpiękniejszego, co mężczyzna i kobieta mogą dać sobie nawzajem: prawdziwa miłość na całe życie” – powiedział Franciszek.
Na końcu Papież poprosił obecne na stadionie małżeństwa, by odnowiły swoje przyrzeczenia, a narzeczonych, by modlili się dla siebie o łaskę wiernych i pełnych miłości rodzin.
Po odnowieniu przyrzeczeń małżeńskich miała miejsce modlitwa wiernych. Po odmówieniu Ojcze nasz Franciszek udzielił błogosławieństwa, a potem wśród gromkich śpiewów i okrzyków odjechał na lotnisko. Stamtąd odleciał do stolicy Meksyku.
Tu tradycyjnie wszystkie ulice, którymi przejeżdżał Papież, były szczelnie wypełnione pozdrawiającymi go wiernymi. I tak jak w poprzednich dniach, po przybyciu do nuncjatury Franciszek wyszedł do stojących przed nią ludzi, by odmówić z nimi Zdrowaś Maryjo i udzielić błogosławieństwa.
Z Meksyku ks. Leszek Gęsiak, Radio Watykańskie
Więcej na: Radio Watykańskie
Przemówienie Ojca Św. Franciszka wygłoszone podczas spotkania z rodzinami w Tuxtla Gutiérrez
Drodzy bracia i siostry,
Chcę podziękować Bogu za to, że jestem dziś na tej ziemi stanu Chiapas. Dobrze jest być na tej glebie, dobrze jest być na tej ziemi, dobrze jest być w tym miejscu, które dzięki wam ma posmak rodziny, ogniska domowego. Dziękuję Bogu za wasze twarze i za waszą obecność, dziękuję Bogu za to, że Jego obecność tętni w waszych rodzinach. Dziękuję również wam, rodziny i przyjaciele, że obdarzyliście nas swymi świadectwami, że otworzyliście przed nami drzwi swych domów, drzwi swego życia; że pozwoliliście nam być przy swych „stołach”, dzieląc się chlebem, który nas posila i potem w obliczu codziennych trudności. Chlebem radości, nadziei, marzeń i potem w obliczu goryczy, rozczarowań i upadków. Dzięki za to, że pozwoliliście nam wejść do swych rodzin, do swego stołu, do swych domostw.
Manuelu, dziękuję ci za twe świadectwo, a zwłaszcza za twój przykład. Spodobało mi się to wyrażenie, którego użyłeś: „przydać odwagi (echarle ganas) jako postawę, jaką zająłeś po rozmowie ze swymi rodzicami. Zacząłeś przydawać odwagi życiu, przydawać odwagi swojej rodzinie, przydawać odwagi przyjaciołom i przydawać odwagi także nam tutaj zgormadzonym. Myślę, właśnie to właśnie pragnie czynić Duch Święty pośród nas: przydawać odwagi, obdarzać nas motywami, aby nadal stawiać na życie, marzyć i budować życie, które będzie miało posmak ogniska domowego i rodziny.
I o tym zawsze marzył Bóg Ojciec i o to od najdawniejszych czasów walczył. Gdy wydawało się, że wszystko zostało stracone tamtego wieczoru w ogrodzie Eden, Bóg Ojciec przydał odwagi tej młodej parze i powiedział jej, że nie wszystko zostało stracone. Gdy Lud Izraela czuł, że nie podoła już w drodze przez pustynię, Bóg Ojciec zmotywował go manną. Gdy nastąpiła pełnia czasów, Bóg Ojciec przydawał odwagi ludzkości na zawsze, dając nam swego Syna.
Podobnie my wszyscy, którzy tu jesteśmy, doświadczyliśmy, że w wielu chwilach i w różnych postaciach Bóg Ojciec przydał odwagi naszemu życiu Możemy zadać sobie pytanie: dlaczego? Ponieważ nie może czynić inaczej. Może nam przydawać odwagi, ale dlaczego? Albowiem Jego imieniem jest miłość, Jego imieniem jest bezinteresowny dar, Jego imieniem jest poświęcenie się, Jego imieniem jest miłosierdzie. Wszystko to nam pozwolił poznać z całą mocą i jasnością w Jezusie – swoim Synu, który oddał całe swe życie do końca, aby stało się możliwe Królestwo Boże. Królestwo, które wzywa nas do udziału w tej nowej logice, które uruchamia dynamikę zdolną do otwarcia niebios, zdolną do otwarcia naszych serc, naszych umysłów, naszych rąk i wytyczać przed nami nowe horyzonty. Królestwo, które ma smak rodziny i które ma smak życia dzielonego z innymi. W Jezusie i z Jezusem królestwo to jest możliwe. On może przemieniać nasze bardzo często rozwodnione spojrzenia, działania, uczucia w weselne wino. To On jest w stanie uzdrawiać nasze serca i zapraszać nas po raz kolejny, siedemdziesiąt siedem razy do rozpoczynania na nowo. To On jest w stanie czynić zawsze wszystko nowym.
Poprosiłeś mnie, Manuelu, abym się modlił za wielu młodych, zniechęconych, przeżywających trudne chwile. Wielu młodych bez zapału, bez sił, apatycznych. I – jak to dobrze ująłeś Manuelu – często postawa ta rodzi się stąd, że czują się osamotnieni, bo nie mają z kim rozmawiać. A to przypomniało mi świadectwo, jakie przekazała nam Beatriz. Beatriz powiedziałaś: „Zmaganie zawsze było trudne z powodu niepewności i samotności”. Pomyślmy o wielu kobietach, które przeszyły to samo, co Beatriz. Nietrwałość, niedostatek, częsty brak minimum niezbędnych środków mogą budzić w nas rozpacz, mogą sprawiać, że odczuwamy silny niepokój, gdyż nie wiemy, co robić, aby iść naprzód a tym bardziej, jeśli mamy na utrzymaniu dzieci. Brak bezpieczeństwa zagraża nie tylko żołądkowi (a to już wiele znaczy), ale może też zagrażać duszy, może nas deprymować, pozbawiać sił oraz kusić drogami lub alternatywami pozornych rozwiązań, które jednak ostatecznie niczego nie rozwiązują. Istnieje taki rodzaj braku bezpieczeństwa, który może być bardzo niebezpieczny, który może się do nas wkraść, choć nie zdajemy sobie ze tego sprawy i jest to brak bezpieczeństwa, rodzący się z samotności i izolacji. Izolacja zaś jest zawsze złym doradcą.
Manuel i Beariz oboje użyliście, nie zdając sobie z tego sprawy, tego samego określenia, oboje pokazujecie, jak często największą pokusą, z jaką się stykamy, jest „zagubienie się w samotności” a postawa ta wcale nie przydaje nam odwagi i jak mól znieczula nam duszę.
Tę niepewność i izolację, która czyni nas podatnymi na liczne pozorne rozwiązania, o których wspomniała Beatriz, trzeba zwalczać na różnych szczeblach. Jednym z nich jest ustawodawstwo, które winno chronić i zapewniać minimum środków niezbędnych do tego, aby każde domostwo i każda osoba mogły rozwijać się poprzez naukę i godną pracę. Drugim zaś, jak to słusznie podkreślili w swoich świadectwach Humberto i Claudia, mówiąc nam, że szukali sposobu przekazywania miłości Boga, której doświadczyli służąc i pomagając innym. Prawo i zaangażowanie osobiste są dobrym dwumianem, aby przerwać spiralę niepewności.
Dzisiaj widzimy i przeżywamy na różnych frontach, jak rodzina jest osłabiana i kwestionowana. Jak uważa się, że jest wzorcem, który już przeminął i dla którego nie ma miejsca w naszych społeczeństwach, które – pod pretekstem nowoczesności – sprzyjają coraz bardziej systemowi opartemu na izolacji.
Nie ulega wątpliwości, że życie w rodzinie nie zawsze jest łatwe, często jest bolesne i meczące, ale – jak nie jeden raz mówiłem w odniesieniu do Kościoła, a– sądzę, że można to zastosować także do rodziny: wolę rodzinę poranioną, która usiłuje codziennie łączyć miłość, niż społeczeństwo chore z powodu zamykania się i wygodnictwa ze strachu przed miłością. Wolę rodzinę, która ciągle próbuje rozpoczynać na nowo, od społeczeństwa narcystycznego i mającego obsesję na punkcie luksusu i wygody. Wolę rodzinę o obliczu zmęczonym z powodu poświęceń od twarzy upiększonych, które nie mają pojęcia o czułej trosce i współczuciu.
Poprosiliście mnie, abym się modlił za was i chcę rozpocząć to już teraz, z wami. Drodzy Meksykanie, macie jeden plus, powiodło się wam. Macie Matkę, Matkę Bożą z Guadalupy, która zechciała nawiedzić te ziemie i to daje nam pewność, że za Jej wstawiennictwem to marzenie, zwane rodziną, nie zostanie pokonane przez brak bezpieczeństwa i samotność. Jest Ona zawsze gotowa bronić naszych rodzin, naszej przyszłości, jest zawsze gotowa przydać nam odwagi, dając nam swego Syna. Dlatego zachęcam was, byście wzięli się za ręce i abyśmy wspólnie odmówili „Zdrowaś Mario…”.
Więcej na: Radio Maryja