„Jeśli ktoś z was mnie zapyta: «Jak rodzi się nadzieja?», odpowiem: «Z krzyża. Popatrz na krzyż, popatrz na Chrystusa Ukrzyżowanego, a stamtąd przyjdzie do ciebie nadzieja, która już nie ustanie, która trwa aż do życia wiecznego». A ta nadzieja wzeszła właśnie mocą miłości, ponieważ miłość, która «we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma» (1 Kor 13,7) i która jest życiem Boga, odnowiła wszystko, do czego dotarła. Tak więc w wydarzeniu Paschy Jezus przekształcił – biorąc je na siebie – nasz grzech w przebaczenie, naszą śmierć w zmartwychwstanie, nasz lęk w ufność. Oto dlaczego tam, na krzyżu, zrodziła się i zawsze się odradza nasza nadzieja. Oto dlaczego z Jezusem wszelkie nasze ciemności mogą być przekształcone w światło, każda porażka w zwycięstwo, każde rozczarowanie w nadzieję. Każde, tak, każde”.
Ojciec Święty wskazał, że nadzieja rodzi się z miłości: „Nie ma innej drogi, aby pokonać zło i dać światu nadzieję”.
„Mogłoby się wydawać, że to logika przegrywająca, bo ten kto kocha, traci władzę, ten kto daje, wyzbywa się czegoś, a miłość jest darem. W istocie logika ziarna, które obumiera, pokornej miłości jest drogą Boga i tylko ona wydaje owoc. Widzimy to również w nas: posiadanie zawsze pobudza, żeby chcieć czegoś innego. Coś dla siebie otrzymałem i zaraz chcę czegoś nowego, wspanialszego i tak dalej, i nigdy nie jestem zadowolony. To niedobry głód. Im więcej masz, tym więcej chcesz. Kto jest żarłoczny, nigdy się nie nasyci. A Jezus mówi wyraźnie: «Ten, kto kocha swoje życie, traci je» (J 12,25). Jesteś żarłoczny, lubisz dużo mieć, to wszystko stracisz, także życie, czyli: kto kocha to co własne i żyje dla swoich interesów, nadyma się tylko sobą i traci. Kto natomiast przyjmuje, jest dyspozycyjny i służy, żyje na sposób Boga. Wówczas wygrywa, zbawia siebie samego i innych: staje się ziarnem nadziei dla świata. To jest miłość i nadzieja razem: służyć, dawać”.
Papież przypomniał słowa Chrystusa wypowiedziane podczas Ostatniej Wieczerzy: „Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat” (J 16,21).
„Oto dawanie życia, a nie posiadanie go. To właśnie robią matki: wydają na świat nowe życie, cierpią, ale potem są radosne, szczęśliwe, bo dały komuś życie. To napełnia radością. Miłość rodzi życie, a nawet nadaje sens cierpieniu. Miłość jest siłą napędową, która sprawia, że nasza nadzieja posuwa się naprzód. A każdy z nas może sobie postawić pytanie: «Czy kocham? Czy nauczyłem się kochać? Czy uczę się codziennie kochać bardziej?». Bo miłość jest siłą napędową, która sprawia, że nasza nadzieja posuwa się naprzód”.
Ojciec Święty nazwał nadchodzące dni, najważniejsze w całym roku liturgicznym, „dniami miłości”. Uczestnikom audiencji dał do „odrobienia” swego rodzaju „zadanie domowe”.
„Popatrzmy na krzyż, źródło nadziei. Stopniowo zrozumiemy, że żyć nadzieją wraz z Jezusem to uczyć się dostrzegać już od teraz roślinę w ziarnie, Wielkanoc w krzyżu, życie w śmierci. Chciałbym jednak dać wam zadanie. Nam wszystkim dobrze zrobi zatrzymać się przed krucyfiksem – wszyscy go macie w domu – spojrzeć na Ukrzyżowanego i powiedzieć: «Z Tobą nic nie jest stracone. Z Tobą zawsze mogę mieć nadzieję. Ty jesteś moją nadzieją»”.
Na zakończenie katechezy Franciszek poprosił wszystkich obecnych na Placu św. Piotra, by powtórzyli za nim trzykrotnie słowa skierowane do ukrzyżowanego Jezusa: „Ty jesteś moją nadzieją”.
ak/ rv