Za nami 108. Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy, który przypadał w niedzielę, 25 września 2022 roku. Papież Franciszek w specjalnym orędziu pokazuje nam drogę, którą jako chrześcijanie powinniśmy kroczyć.
Z kolei w Księdze Koheleta czytamy:
Wszystko ma swój czas,
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Jest czas rodzenia i czas umierania,
czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono (…)
czas zabijania i czas leczenia,
czas milczenia i czas mówienia,
czas miłowania i czas nienawiści,
czas wojny i czas pokoju. (Koh 3, 1-3,8)
W życiu wielu ludzi pojawił się czas ogromnych, bardzo niechcianych zmian wywołanych agresją Rosji na Ukrainę. Miliony ludzi opuszcza swoich bliskich, swoje domy i z ogromnym lękiem w sercu wyrusza w nieznane.
O. Józef Gwóźdź SVD z uchodźcami z Ukrainy w jednym z ośrodków w Archidiecezji Przemyskiej (fot. archiwum Józefa Gwoździa SVD)
W lutym, będąc jeszcze w Panamie, dowiadywałem się o pierwszej fali uchodźców z Ukrainy, czytając jedynie wiadomości w mediach. Internet informował o wielu pięknych inicjatywach i formach pomocy, których doświadczali ludzie uciekający przed okrucieństwem wojny do Polski. Ta ofiarna pomoc Polaków spotkała się z wielkim uznaniem również w Panamie. W miarę naszych możliwości również tam, poprzez struktury naszego Zgromadzenia, zorganizowaliśmy kolektę oraz podjęliśmy wspólnotowe modlitwy o pokój na świecie, a zwłaszcza na Ukrainie.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że kilka miesięcy później ze względów zdrowotnych będę musiał wrócić do Polski. Nie wiedziałem również, że podejmę pracę wśród uchodźców w ośrodkach recepcyjnych znajdujących się w Przemyślu oraz niedalekich Bieszczadach. Tereny te są mi bardzo bliskie z dwóch powodów. Po pierwsze – to moja rodzinna archidiecezja, a po drugie – to miejsce, gdzie przed wielu laty służyłem jako funkcjonariusz Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej.
Po badaniach i konsultacjach lekarskich podjąłem leczenie oraz rehabilitację w jednym z przemyskich ośrodków. W tym czasie również zostałem poproszony przez ks. dra Marka Machałę, archidiecezjalnego duszpasterza migrantów, o pomoc w pracy z uchodźcami z Ukrainy. Wobec dramatu wojny i wielkiej fali uchodźców, ks. Marek wraz z zespołem Duszpasterstwa Rodzin Archidiecezji Przemyskiej, kierując się ewangelicznym przesłaniem i odruchem serca, w bardzo szybkim czasie stworzył profesjonalną strukturę pomocy migrantom. Są to głównie ośrodki recepcyjne, stworzone w niektórych obiektach kościelnych na terenie Archidiecezji Przemyskiej oraz w ośrodkach turystycznych wynajętych właśnie w tym celu.
Ks. Marek Machała, duszpasterz migrantów Archidiecezji Przemyskiej z uchodźcami z Ukrainy (fot. archiwum Józefa Gwoździa SVD)
Po bardzo długiej i często niebezpiecznej podróży z terenów okupowanych, zastraszeni i przerażeni ludzie mogą się zatrzymać najpierw w przygranicznym Przemyślu, by odpocząć, ochłonąć oraz otrzymać wszelką pomoc. Następnie kierowani są do ośrodków prowadzonych przez duszpasterstwo. Później zazwyczaj przedstawiane są im możliwości wyjazdu do zaprzyjaźnionych parafii lub ośrodków w różnych częściach Europy. Tam mogą zamieszkać, podjąć pracę, posłać dzieci do szkoły i bezpiecznie oczekiwać zakończenia wojny.
Do dzisiaj opiekę taką uzyskało już ponad 1300 osób, w tym 530 rodzin, a w pomoc zaangażowało się ponad 200 wolontariuszy. Są to nie tylko Polacy, ale również Amerykanie, Kanadyjczycy, Francuzi oraz Ukraińcy.
Widząc ogromne cierpienie ludzi, którzy znaleźli się w tak trudnej sytuacji życiowej oraz trudności i potrzeby, z jakimi zmaga się powołany przez ks. Marka zespół, postanowiłem również zaangażować się w ten projekt. Po uzyskaniu zgody moich przełożonych i za aprobatą arcybiskupa Adama Szala, zamieszkałem wraz z ukraińskimi rodzinami w jednym z kilku bieszczadzkich ośrodków prowadzonych przez ks. Marka Machałę.
O. Józef Gwóźdź SVD i ks. Marek Machała z uchodźcami z Ukrainy w Tarnawie Niżnej (fot. archiwum Józefa Gwoździa SVD)
Celem mojego pobytu w tym miejscu jest przede wszystkim pomoc duszpasterska w wymiarze ekumenicznym. Są bowiem wśród nas prawosławni, grekokatolicy, katolicy, żydzi oraz osoby nie identyfikujące się z żadną religią. Nasi podopieczni to głównie matki z dziećmi oraz osoby starsze, które przyjechały z terenów okupowanych przez Rosję. Ich ojcowie, mężowie i bracia musieli pozostać na Ukrainie, aby bronić swojej ojczyzny. Ta rozłąka rodzi ogromy ból, strach i tęsknotę. Niestety, wiele osób przeżywa również żałobę po utracie swoich bliskich, którzy zginęli podczas wojny.
Wszyscy tworzymy tutaj wspólnotę ludzi, których w przedziwny sposób połączył Pan Bóg. Z jednej strony są to migranci, którzy, zanim trafili do nas, często tułali się po świecie, a z drugiej ludzie o niezwykle wrażliwych sercach, którzy otworzyli je przed potrzebującym i służą im z ogromnym poświęceniem.
Obchodząc Dzień Migranta i Uchodźcy, Kościół zaprasza nas wszystkich do pochylenia się nad problemami ludzi, którzy z różnych powodów zmuszeni zostali do opuszczenia swojej ojczystej ziemi, stracili dom albo są daleko od niego. O ile na początku wojny z całym sercem przyjęliśmy w naszych domach i wspólnotach ukraińskich uchodźców, o tyle teraz coraz częściej pojawia się w nas zmęczenie, przychodzą trudności, a czasem nawet zwyczajna zazdrość lub odrzucenie. Niekiedy pojedyncze negatywne przykłady zachowań tego czy innego uchodźcy są powodem do generalizowania naszych osądów i zbyt łatwego wydawania wyroku na wszystkich. Czasem też zapominamy, że ludzie ci przeżyli niewyobrażalną traumę i jest im bardzo trudno odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Bywa i tak, że patrzymy na nich tak, jak gdyby w ich życiu nic się nie wydarzyło i zapominamy o wielkim obciążeniu, jakie w sobie niosą. A przecież często stracili bliskich, dach nad głową, dorobek życia i poczucie bezpieczeństwa. Wiedzą, że nie są u siebie, że zależą od innych. To wszystko jest trudne do uniesienia.
Uchodźcy oglądają informacje z Ukrainy (fot. archiwum Józefa Gwoździa SVD)
We wspomnianym już orędziu na Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy papież Franciszek zachęca nas do wspólnego budowania nowej rzeczywistości, która powstała wskutek wojny. Prosi, aby ją tworzyć razem z migrantami i zobaczyć w nich takich samych ludzi, jak my. Podkreśla, by docenić to, co każdy z nich może wnieść w nasze życie.
Sam przekonuję się codziennie, że słowa te mają wielki sens. Każda z osób, każda rodzina, dziecko, osoba starsza i chora, którą spotykam na swojej drodze, to wielki dar od Boga. Mieszając pod jednym dachem, poznajemy się bliżej, więc patrzę na ich świat z innej perspektywy. Dostrzegam wrażliwość i serdeczność, którą okazują w zwyczajnych codziennych sytuacjach. Stale wyrażają swoją wielką wdzięczność za gościnność, jakiej u nas doświadczają, za tak wielu dobrych ludzi, których spotkali w Polsce. Opowiadają też o swoich strasznych dramatach, trudnościach i krzyżu, który codziennie dźwigają. Pokazują piękno swojej kultury, dzielą się doświadczeniem, które posiadają w różnych dziedzinach i uczą tego, o czym my, żyjąc w spokojnym kraju, czasem zapominamy. Uczą jak kruche jest ludzkie życie i jak łatwo w jednej chwili stracić wszystko, co dotąd stanowiło sens i cel wszelkich życiowych działań.
Trzeba wyraźnie powiedzieć, że powoli przyzwyczajamy się do medialnych doniesień o kolejnych ofiarach, do brutalnych wojennych obrazów, do apeli o pomoc. Nie dotyka nas to już tak mocno. Słuchając dramatycznych historii ludzkich uświadomiłem sobie, że człowiek, który nie doświadczył brutalności wojny, nie jest w stanie sobie ani wyobrazić, ani zrozumieć tej strasznej traumy i strachu.
Zabawa z dziećmi pozwala im zapomnieć o traumie (fot. archiwum Józefa Gwoździa SVD)
Zapadły mi mocno w serce takie słowa jednego z uchodźców: Ojcze, jakie to straszne, kiedy w ciągu kilku sekund słyszysz huk lecącej rakiety i nie wiesz, czy umrzesz teraz, czy za chwilę, czy jeszcze tym razem uda się przeżyć. Nie wiesz, czy przeżyją twoi bliscy. Kiedy biegniesz gdzieś przed siebie w ogromnym przerażeniu i nie możesz nigdzie się ukryć.
To bardzo boli, kiedy patrzysz w oczy niewinnym cierpiącym ludziom, którzy stracili bliskich, nie mają już własnego domu, środków do życia, nie rozumieją języka i zupełnie nie wiedzą, dokąd iść ze swoimi dziećmi lub chorymi rodzicami. Jedyne, co możesz zrobić, to posłuchać, przytulić i po prostu być blisko.
Przebywanie z tymi ludźmi zupełnie zmieniło moje podejście i wyobrażenie o tym, czym jest migracja i kim są uchodźcy wojenni. Spotykam tutaj także wielu wolontariuszy, którzy często, nie będąc ludźmi wierzącymi, dają przepiękne świadectwo człowieczeństwa i uczą mnie prawdziwej chrześcijańskiej bezinteresownej miłości. Uczą bardziej niż niejeden ksiądz, nauczyciel czy rodzic. I myślę, że to właśnie oni usłyszą kiedyś te słowa, które tak dobrze znamy: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie (Mt 25, 34-36).
Ważne, abyśmy wszyscy umieli szczerym sercem modlić się do Boga, a przede wszystkim żyć słowami, które papież Franciszek zawarł w swoim orędziu:
Panie, spraw, byśmy nieśli nadzieję,
aby tam, gdzie panuje ciemność, zapanowało Twoje światło,
a tam, gdzie jest rezygnacja, niech odrodzi się zaufanie w przyszłość.
Panie, uczyń nas narzędziami Twojej sprawiedliwości,
aby tam, gdzie panuje wykluczenie, rozkwitało braterstwo,
a tam, gdzie jest chciwość, rozkwitało dzielenie się z innymi.
Panie, uczyń nas budowniczymi Twojego królestwa
Razem z migrantami i uchodźcami
i ze wszystkimi mieszkańcami peryferii.
Panie, spraw, abyśmy wszyscy nauczyli się
jak pięknie jest żyć, jako bracia i siostry. Amen.
Józef Gwóźdź SVD
Za: www.werbisci.pl