Siostra Lewis miała 75 lat. Większość życia spędziła w swym rodzinnym Karaczi, gdzie wraz ze współsiostrami ze Zgromadzenia Franciszkanek Misjonarek Chrystusa Króla prowadziła „Dom pokoju”. W jednym z nieleczonych wywiadów powiedziała, że chciała odrzuconym dzieciom stworzyć dom oraz przywrócić uśmiech i nadzieję. „Jej śmierć była prostą konsekwencją jej życia. Postanowiła zostać przy chorych dzieciach licząc się z tym, że może to być jej ostatnia posługa. Tak też się stało” – mówi Radiu Watykańskiemu ks. Daniel John, który długie lata współpracował z Matką Teresą Pakistanu, jak mówiono o zakonnicy zmarłej na COVID-19.
„Siostra Routh zobaczyła oblicze Chrystusa w tych dzieciach i nastolatkach, którzy byli marginalizowani, porzuceni i zapomniani przez społeczeństwo. Jej jedynym pragnieniem było służyć odrzuconym, niezależnie na wyznawaną przez nich wiarę. Chciała im stworzyć rodzinę, przez długie lata otaczała serdeczną troską. Jak ważni dla niej byli podopieczni świadczy fakt, że przez pół wieku nie miała swojego pokoju, tylko spała w sali razem z dziećmi, by służyć im pomocą nawet w nocy, gdyby tego potrzebowali. Była dla nich prawdziwą matką – mówi papieskiej rozgłośni ks. Daniel John. – To jej zaangażowanie zostało zauważone i docenione również przez wyznawców islamu, którzy przez lata wspierali finansowo ośrodek. Pogrzeb siostry Routh został zorganizowany przez państwo. To pokazuje, jak bardzo jej posługa miłosierdzia zaowocowała szacunkiem ze strony wielu muzułmanów w tym kraju”.
Prowadzony przez siostrę Ruth „Darul Sukoon”, czyli „Dom pokoju” był schronieniem dla porzuconych i niepełnosprawnych dzieci, cierpiących zarówno na upośledzenie fizyczne, jak i umysłowe. Zakonnica dbała nie tylko o to, by stworzyć im dom i zapewnić edukację, ale zachęcała też do różnorakiej aktywności. W 1998 r. czworo z jej podopiecznych zdobyło medale na Paraolimpiadzie w Stanach Zjednoczonych.
Beata Zajączkowska / vaticannews.va