Z Waszyngtonu Franciszek udał się do Nowego Jorku. W imieniu Kościoła na lotnisku powitali go ordynariusz Nowego Jorku kard. Timothy Dolan i przedstawiciel Watykanu przy ONZ abp Bernardito Auza. Papież przesiadł się z samolotu do helikoptera, którym poleciał z lotniska na Manhattan, gdzie znajduje się katedra św. Patryka. Przyjazd Franciszka sparaliżował ruch w mieście. Mieszkańcy Nowego Jorku są jednak na to przygotowani i z innych powodów. Od kilku dni napływają tam prezydenci i szefowie rządów w związku z rozpoczynającym się zgromadzeniem ogólnym ONZ.
Pierwszą część trasy Franciszek przybył małym fiatem. W pobliżu katedry przesiadł się do odkrytego samochodu, aby móc pozdrowić zgromadzone tłumy. W papamobile towarzyszył mu kard. Dolan.
W neogotyckiej katedrze Franciszek odprawił nieszpory dla duchowieństwa i osób konsekrowanych. Zanim rozpoczął homilię, zapewnił o modlitwie za ofiary tragedii w Mekce. W tłumie pielgrzymów zostało tam stratowanych ponad 700 osób.
Swe rozważanie Papież rozpoczął od zachwytu nad nowojorską katedrą św. Patryka w Nowym Jorku, budowaną przez długie lata dzięki ofiarności wielu ludzi. Papież podkreślił, że może ona być „symbolem pracy pokoleń amerykańskich kapłanów i zakonników oraz wiernych świeckich, którzy pomogli zbudować Kościół w Stanach Zjednoczonych”. Zaznaczył jednak, że przybył na to spotkanie przede wszystkim po to, by móc się wspólnie modlić z Kościołem doświadczonym w ostatnich latach niewiernością niektórych duchownych.
„Przybyłem dziś tego wieczora, bracia i siostry, by wraz z wami, księżmi i osobami konsekrowanymi, modlić się, żeby nasze powołanie nadal budowało wielki gmach Królestwa Bożego w tym kraju. Wiem, że jako kapłani pośród ludu Bożego bardzo ucierpieliście w niedawnej przeszłości, musząc znosić wstyd z powodu niektórych waszych braci, którzy zranili i zgorszyli Kościół w jego najbardziej bezbronnych członkach… Mówię wam słowami Apokalipsy, że «przychodzicie z wielkiego ucisku» (Ap 7,14). Jestem z wami w tym momencie bólu i trudności, dziękując też Bogu za waszą służbę Ludowi Bożemu” – powiedział Papież.
W nadziei, że może to być pomocą w wytrwaniu na drodze wierności Jezusowi Chrystusowi, Franciszek zaproponował refleksję nad dwoma kwestiami. Pierwsza dotyczyła ducha wdzięczności.
„Radość mężczyzn i kobiet, którzy kochają Boga, przyciąga do Niego innych. Kapłani i osoby konsekrowane są wezwani, aby w swoim powołaniu znaleźć trwałe zadowolenie i nim promieniować. Radość wypływa z wdzięcznego serca. Zaprawdę, wiele otrzymaliśmy, tak wiele łask, tak wiele błogosławieństw, i tym się cieszymy. Dobrze będzie przemyśleć na nowo nasze życie z łaską pamięci. Chodzi o pamięć o tym, kiedy po raz pierwszy usłyszeliśmy powołanie, pamięć o przebytej drodze, o tylu otrzymanych łaskach …, a przede wszystkim pamięć o naszym spotkaniu z Jezusem Chrystusem w tak licznych momentach na naszej drodze. Pamięć o zdumieniu, jakie budzi w naszych sercach spotkanie z Jezusem Chrystusem. Siostry i bracia, konsekrowani i księża, trzeba prosić o łaskę pamięci, aby wzrastać w duchu wdzięczności. Zadajmy sobie pytanie: Potrafimy wyliczyć otrzymane błogosławieństwa, czy też o nich zapomnieliśmy?” – pytał Papież.
Drugą kwestią podjętą przez Franciszka była ciężka praca. Wskazał on, że duch wielkodusznej ofiarności może być czasem tłumiony. Dzieje się tak na przykład, gdy ulegamy „duchowej światowości”, która osłabia nasze zaangażowanie w posługę i pomniejsza zadziwienie naszego pierwszego spotkania z Chrystusem.
„Możemy uwikłać się w mierzenie wartości naszych dzieł apostolskich standardami wydajności, dobrego zarządzania i sukcesu zewnętrznego, które rządzą światem biznesu. Nie ulega wątpliwości, że są to rzeczy ważne! Jeżeli powierzono nam wielką odpowiedzialność, to Lud Boży słusznie oczekuje od nas, że będziemy zgodnie z tym działali. Lecz prawdziwa wartość naszego apostolstwa mierzy się tym, jak wygląda ono w oczach Boga. Zobaczenie i ocena rzeczy z perspektywy Boga wymaga, byśmy nieustannie powracali do początków naszego powołania i – nie ma nawet potrzeby tego mówić – wymaga wielkiej pokory. Krzyż ukazuje nam inny sposób mierzenia sukcesu: do nas należy rzucanie ziaren, a Bóg dostrzega owoce naszego trudu. A jeśli czasem nasze wysiłki i prace wydają się niepowodzeniem i nie rodzą owoców, to musimy pamiętać, że jesteśmy naśladowcami Jezusa. A Jego życie, mówiąc po ludzku, zakończyło się niepowodzeniem, klęską krzyża” – powiedział Papież.
Inne zagrożenie wskazane przez Ojca Świętego to zazdrość o nasz wolny czas, kiedy myślimy, że otaczanie się wygodami światowymi pomoże nam lepiej służyć. Problemem w tym rozumowaniu jest to, że może ono osłabić moc codziennego Bożego wezwania do nawrócenia, do spotkania z Panem. W ten sposób nieustannie umniejsza się nasz duch poświęcenia, wyrzeczeń i ciężkiej pracy. Oddala to też od ludzi, którzy cierpią z powodu ubóstwa materialnego i są zmuszeni do podjęcia większych poświęceń, niż my sami.
„Odpoczynek jest potrzebny, podobnie jak czas na wytchnienie i osobiste ubogacania się. Ale musimy nauczyć się odpoczywać w sposób, który pogłębia nasze pragnienie służenia wielkodusznie. Bliskość z ubogimi, uchodźcami, imigrantami, chorymi, wyzyskiwanymi, osobami starszymi cierpiącymi z powodu samotności, więźniami i tylu innymi ubogimi Boga nauczy nas innego sposobu odpoczynku, bardziej chrześcijańskiego i wielkodusznego” – powiedział Papież.
Za wspólną modlitwę podziękował Franciszkowi kard. Dolan. Z właściwym sobie poczuciem humoru zapewnił Franciszka, że jest prawdziwym New Yorkerem, bo mieszka w sercach jego mieszkańców. Nawiązał też do gruntownego remontu, któremu poddana została w ostatnich trzech latach ta świątynia. Odnowę duchową wprowadza obecność Papieża – dodał kardynał.
Z katedry Franciszek udał się znów małym fiatem do stałego przedstawicielstwa Stolicy Apostolskiej przy ONZ. Ta watykańska placówka dyplomatyczna stała się rezydencją Papieża na czas jego pobytu w Nowym Jorku.
K. Bronk, Stany Zjednoczone, lg/ rv
Homilia Papieża Franciszka wygłoszona podczas Nieszporów z kapłanami i zakonnikami w Katedrze Św. Patryka w Nowym Jorku
„Radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń” (1 P 1, 6). Te słowa apostoła przypominają nam coś istotnego. Nasze powołanie należy przeżywać w radości.
Ta piękna katedra św. Patryka, budowana przez wiele lat dzięki ofiarności wielu mężczyzn i kobiet, może być symbolem pracy pokoleń amerykańskich kapłanów i zakonników oraz wiernych świeckich, którzy pomogli zbudować Kościół w Stanach Zjednoczonych. Choćby w dziedzinie edukacji jakże kluczową rolę odegrało wielu księży i zakonników w tym kraju, pomagając rodzicom w przekazaniu ich dzieciom pokarmu, które karmi je na całe życie! Wiele uczyniło to za cenę niezwykłego poświęcenia i z heroiczną miłością. Myślę na przykład o świętej Elżbiecie Annie Seton, która założyła pierwszą w Ameryce katolicką szkołę dla dziewcząt, czy o św. Janie Neumannie, twórcy pierwszego systemu wychowania katolickiego w Stanach Zjednoczonych.
Przybyłem dziś tego wieczora, bracia i siostry, by wraz z wami modlić się, żeby nasze powołanie nadal budowało wielki gmach Królestwa Bożego w tym kraju. Wiem, że jako kapłani pośród ludu Bożego bardzo ucierpieliście w niedawnej przeszłości, musząc znosić wstyd z powodu niektórych waszych braci, którzy skrzywdzili i zgorszyli Kościół w najbardziej kruchych jego członkach … Wiem dobrze, że jak mówi Księga Apokalipsy „przychodzicie z wielkiego ucisku” (Ap 7,14). Jestem z wami w tym okresie bólu i trudności, i dziękuję Bogu za waszą wierną służbę Jego ludowi. W nadziei, że pomogę wam wytrwać na drodze wierności Jezusowi Chrystusowi, chciałbym przedstawić wam dwie krótkie refleksje.
Pierwsza dotyczy ducha wdzięczności. Radość mężczyzn i kobiet, którzy kochają Boga przyciąga do Niego innych. Kapłani i zakonnicy są powołani, aby w swoim powołaniu znaleźć i promieniować trwałym zadowoleniem. Radość wypływa z wdzięcznego serca. Zaprawdę, wiele otrzymaliśmy, tak wiele łask, tak wiele błogosławieństw, i tym się cieszymy. Warto, by przemyśleć na nowo nasze życie z łaską pamięci. Wspomnienie kiedy po raz pierwszy usłyszeliśmy powołanie, pamięć o przebytej drodze, o otrzymanych łaskach …, a przede wszystkim pamięć o naszym spotkaniu z Jezusem Chrystusem, tak często w drodze. Pamięć o zdumieniu, jakie nasze spotkanie z Jezusem Chrystusem budzi w naszych sercach. Trzeba dążyć do łaski pamięci, aby wzrastać w duchu wdzięczności. Być może musimy zadać sobie pytanie: czy potrafimy zliczyć otrzymane błogosławieństwa?
Drugim obszarem jest duch ciężkiej pracy. Wdzięczne serce spontanicznie skłania się do służenia Panu oraz, aby znalazło to wyraz w życiu zaangażowania w naszej pracy. Kiedy już zdamy sobie sprawę, jak dużo Bóg nam dał, to życie pełne poświęcenia, pracy dla Niego i dla innych, staje się uprzywilejowanym sposobom odwzajemnienia się za Jego wielką miłość.
Jeśli jednak jesteśmy uczciwi, to wiemy, jak łatwo ten duch wielkodusznej ofiarności może być tłumiony. Może się to zdarzyć na dwa sposoby, obydwa są przykładami „duchowej światowości”, która osłabia nasze zaangażowanie w posługę o pomniejsza nasze zadziwienie naszego pierwszego spotkania z Chrystusem.
Możemy uwikłać się w mierzenie wartości naszych dzieł apostolskich standardami wydajności, dobrego zarządzania i sukcesu zewnętrznego, które rządzą światem biznesu. Nie oznacza to, że te rzeczy są nieważne! Powierzono nam wielką odpowiedzialność, a Lud Boży słusznie oczekuje od nas możliwości rozliczenia. Lecz prawdziwa wartość naszego apostolstwa jest mierzona wartością, jaką ma ona w oczach Boga. Zobaczenie i ocena rzeczy z perspektywy Boga wymaga nieustannego nawracania się w pierwszych dniach i latach naszego powołania i muszę powiedzieć, wielkiej pokory. Krzyż ukazuje nam inny sposób mierzenia sukcesu. Do nas należy rzucanie ziaren: Bóg dostrzega owoce naszego trudu. A jeśli czasem nasze wysiłki i prace wydają się niepowodzeniem i nie rodzą owoców, to musimy pamiętać, że jesteśmy naśladowcami Jezusa … a Jego życie, mówiąc po ludzku, zakończyło się niepowodzeniem, klęską krzyża.
Inne zagrożenie pojawia się wtedy, gdy stajemy się zazdrośni o nasz wolny czas, kiedy myślimy, że otaczanie się wygodami światowymi pomoże nam lepiej służyć. Problemem w tym rozumowaniu jest to, że może ono osłabić moc codziennego Bożego wezwania do nawrócenia, do spotkania z Nim. Powoli i nieustannie umniejsza to naszego ducha poświęcenia, wyrzeczeń i ciężkiej pracy. Wyobcowuje też ludzi, którzy cierpią z powodu ubóstwa materialnego i są zmuszeni do podjęcia większych poświęceń niż my sami. Odpoczynek jest potrzebny, podobnie jak chwile wolnego czasu i ubogacania się, ale musimy nauczyć się odpoczywać w taki sposób, który pogłębia nasze pragnienie służenia wielkodusznego. Bliskość z ubogimi, uchodźcami, imigrantami, chorymi, wyzyskiwanymi, osobami starszymi żyjącymi samotnie, więźniami i wszystkimi innymi ubogimi Boga nauczy nas innego sposobu odpoczynku, takiego, który jest bardziej chrześcijański i szczodry.
Wdzięczność i ciężka pracy: to dwa filary życia duchowego, o których chciałem rozmawiać z wami dzisiejszego wieczoru. Dziękuję wam za modlitwy i pracę oraz codzienne poświęcenie, jakie podejmujecie w różnych dziedzinach waszego apostolatu. Wiele z nich znanych jest tylko Bogu, ale przynoszą one bogate owoce dla życia Kościoła.
Wiem, że wielu z was jest w pierwszej linii frontu w dążeniu do odpowiedzi na wyzwanie dostosowania się do zmieniającego się krajobrazu duszpasterskiego. Niezależnie od napotykanych trudności i prób proszę was, wraz ze świętym Piotrem, byście się w nich radowali i odpowiadając na nie tak, jak Chrystus: złożył dziękczynienie Ojcu, wziął swój krzyż i radował się!
Drodzy bracia i siostry, za chwilę będziemy śpiewali Magnificat. Powierzmy Matce Bożej powierzone nam dzieło. Wraz z Nią dziękujmy Bogu za wielkie rzeczy, które On uczynił, i za wielkie rzeczy, jakie będzie On nadal w nas działał oraz w tych, którym mamy zaszczyt służyć.
Tłumaczenie: Radio Watykańskie
Więcej (video) na: Radio Maryja