Rozmowa z bratem Romanem Zapadką OMI, kapelanem szpitalnym w Kanadzie. Oblat należy do Prowincji Wniebowzięcia, w której misjonarze w większości posługują wśród Polonii.
Tomasz Jarosz OMI: Jak poznałeś oblatów i co Ci się w nich spodobało, że zdecydowałeś się zostać jednym z nich?
Roman Zapadka OMI: Oblatów poznałem przez jednego z moich współbraci, który jest księdzem, czyli Kazimierza Tyberskiego, który po wstąpieniu do oblatów utrzymywał ze mną kontakt korespondencyjny, pisząc do mnie o św. Eugeniuszu, o Zgromadzeniu, o oblatach. Powiedział mi, że oblaci to także bracia zakonni, którzy wykonują różne posługi na rzecz swojej wspólnoty lub ludzi, a ich posługa często pozostaje w cieniu, nie jest zbytnio eksponowana. Bardzo mi się to spodobało, ponieważ łatwiej jest mi coś robić, służyć bez rozgłosu, że tak powiem.
Czy Kanada zawsze była w Twoich planach, czy też już wcześniej gdzieś posługiwałeś?
Nie brałem pod uwagę pracy w Kanadzie, to stało się dość niespodziewanie. Chciałem pojechać do Afryki, gdzie Polska Prowincja miała misje w Kamerunie i na Madagaskarze. Kilku braci oblatów wyjechało już przede mną, więc nie było potrzeby, aby wyjeżdżał kolejny. Potem otrzymałem propozycję wyjazdu do Kanady. Nie zastanawiałem się zbyt długo. Kamerun i Kanada, oba kraje zaczynają się na literę K, więc pomyślałem, że to będzie dobry wybór.
Nigdy nie postawiłeś stopy na afrykańskiej ziemi?
Przed wyjazdem do Kanady nie. Dopiero w Kanadzie dostałem propozycję bycia takim pionierem i wyjazdu do Kenii, by pomóc w misji. Po siedmiu latach w Kanadzie pojechałem tam i służyłem przez pięć lat. Byłem odpowiedzialny za formację młodzieży i ministrantów, a także za różne projekty na misji, takie jak: projekt wodny, który polegał na dostarczaniu wody pitnej z gór do wiosek; zorganizowaliśmy tartak dla młodych ludzi, gdzie mogli uczyć się stolarstwa i zarabiać na życie, a także posługiwałem wśród bezdomnych i w szpitalach. Byłem bardzo zszokowany sytuacją w lokalnych szpitalach, gdzie często jedno łóżko jest zajęte przez dwóch, a czasem trzech pacjentów.
Jak wygląda Twoja obecna posługa w Kanadzie?
Po Afryce wróciłem do parafii św. Kazimierza, gdzie byłem wolontariuszem w Copernicus Lodge, a także zacząłem robić kursy dla kapelanów szpitalnych i kontynuować edukację. Diecezja szukała kogoś, kto zapewniłby opiekę duchową chorym w szpitalach, a ponieważ miałem odpowiednie przeszkolenie, zostałem kapelanem. Początkowo posługiwałem w siedmiu szpitalach, ale po pewnym czasie zdecydowano, że to zbyt wiele dla jednego człowieka, więc teraz jestem odpowiedzialny za pięć szpitali. Moja posługa polega na odwiedzaniu pacjentów, towarzyszeniu im duchowo i przygotowywaniu ich do przyjęcia sakramentów oraz rozdawaniu komunii świętej.
Co daje ci największą satysfakcję i radość z tej posługi, a także co jest w niej trudne?
Myślę, że najwięcej radości daje mi fakt, że mogę nieść chorym Chrystusa w Komunii Świętej, na którą czekają z niecierpliwością i za którą są bardzo wdzięczni. Widać, że mają nadzieję, że Jezus ich uzdrowi, może niekoniecznie fizycznie, ale duchowo. W rezultacie widzę, jak wielu z nich pogodziło się ze swoją sytuacją, a nawet ze śmiercią. Najtrudniejsze jest to, że wielu pacjentów oczekuje cudu uzdrowienia, chcą być ze swoimi rodzinami tak długo, jak to możliwe, a ja jestem bezradny.