Marianin z Charkowa: wśród ludzi dzieje się cud

Charków cały czas mierzy się z ofensywą rosyjską. „Sytuacja jest stabilnie ciężka. Doświadczamy radości, bo Pan Bóg mocno działa, ale ta Wielka Sobota będzie dla nas trwała jeszcze długo” – powiedział Radiu Watykańskiemu o. Mikołaj Bieliczew, marianin pracujący w Charkowie.

Jak zaznaczył o. Bieliczew, miasto codziennie jest ostrzeliwane. Zostali w nim głównie ci, którzy walczą, pracują oraz wolontariusze pomagający chorym i starszym, którzy nie mogli uciec. Ludzie są bardzo zmęczeni ukrywaniem się w schronach. „Wczoraj był pierwszy ciepły dzień od dłuższego czasu, więc wiele osób poszło na spacer. Niestety, trafili pod ostrzał… Sporo cywilów zginęło, także dzieci, są ranni” – przekazał zakonnik.

Co jest teraz szczególnie ważne, wśród ludzi dokonuje się jednak „cud solidarności”. Codziennie zdarzają się historie, świadczące o niezwykłym otwarciu na siebie nawzajem. Wielu pozostawiło swoje sprawy i pomaga potrzebującym. „Wczoraj zjawił się nieznajomy mężczyzna, który nie był katolikiem, i zaoferował nam mąkę na chleb, nie chcąc nic w zamian. Przyszli też inni, przynieśli jedzenie, żebyśmy mogli je rozdać. To wzrusza, naprawdę to wielki cud, którego dokonuje Bóg na naszych oczach”. Często zdarza się, jak przekonuje o. Bieliczew, że wyczuwane jest silne działanie Opatrzności. „To sytuacje, gdzie widzimy, że nie ma w tym naszych zasług. Bóg kieruje nami, gdzie musimy się udać i komu pomóc i pojawiają się środki” – mówi o. Mikołaj. „Każdy robi to, co może. Jedni walczą, ktoś dostarcza pomoc medyczną, ktoś wypieka chleb. Inni pomagają chorym, ewakuują ich. Poszukują leków, są osoby, która potrafią pojechać po nie do innego miasta – a najbliższa apteka jest od nas oddalona o 150 km”.

Jak przekonuje marianin, ludzie są obecnie w położeniu uczniów, którzy trwają w ukryciu po śmierci Jezusa.

„Ten Wielki Tydzień jest dla nas szczególny, bo nie musimy w żaden sposób pościć, żeby przeżyć smutek czy ból. To nasza codzienność. Bóg trwa razem z nami, czyni wielkie cuda. To czego potrzebujemy, daje nam, od bardzo różnych ludzi. Troszczy się. Otwartość ludzi jest przedziwna. Dlatego to miasto jeszcze żyje. Jesteśmy dziś w tej samej sytuacji jak apostołowie po śmierci Jezusa. Jest jakaś nadzieja, ale zmartwychwstanie… to jeszcze nie dzisiaj. Ta Wielka Sobota będzie dla nas trwała dość długo. Dopóki nie skończy się wojna. Ludzie są zmęczeni, chcą jej końca, a tego nie widać. Trzeba jednak przestać czekać na ten koniec, że będzie dziś czy jutro. Trzeba kroczyć dalej drogą wiary, nadziei i podtrzymywać tych, których trzeba podtrzymać dzisiaj, tych, którzy nie mają wiary, są chorzy i samotni. A może też jesteśmy jak uczniowie, którzy jeszcze Jezusa nie spotkali po Zmartwychwstaniu. Słyszymy, że On zmartwychwstał, ale jeszcze nie dotknęliśmy Jego ran. Z jednej strony doświadczamy tej radości, bo Pan Bóg działa, daje potężne znaki. I my będziemy świętować, bo Jezus prawdziwie Zmartwychwstał. Ale przed nami jeszcze jest droga do przebycia“ – powiedział zakonnik.

Jak zaznaczył o. Bieliczew, bardzo ważne jest obecnie, by wszyscy ludzie dobrze zrozumieli rzeczywistą sytuację na Ukrainie i stosunek Rosji do niej. „Bardzo chciałbym, by ludzie zrozumieli, o co chodzi. To nie jest jakaś tam kolejna wojna. 24 lutego myśleliśmy, że walczymy z Rosjanami. Potem, jak zobaczyliśmy kradzieże i gwałty i morderstwa, myśleliśmy, że walczymy z jakimiś orkami. Zaś po wydarzeniach w Buczy i innych miastach, jesteśmy przekonani, że walczymy z demonami. Dlatego nie można mówić teraz, że jesteśmy narodami braterskimi. Oni są opętani. Droga do uwolnienia jest długa”.

O. Mikołaj podkreślił, że jest bardzo wdzięczny Franciszkowi za akt zawierzenia Rosji i świata Maryi. „Bardzo dużo rzeczy zaczęło się zmieniać. Wystarczy spojrzeć na mapę wojenną od 25 marca i dzisiejszą”. W dalszym ciągu jednak trzeba pracować, by dobrze rozumieć, co dzieje się na Ukrainie. „Takie rzeczy jak w Buczy, dzieją się niestety wszędzie. Mogę opowiedzieć o podobnych historiach spod Charkowa. Nasz naród jest bardzo zły i dotknięty tym co się dzieje. Musimy walczyć z demonem złości i nienawiści w nas, bo pokusa, by się im poddać, jest szalona” – powiedział marianin.

„To, co demoniczne, domaga się odpowiedzi. System zła w Rosji domaga się odpowiedzi. Gdy mamy do czynienia z systemem zła, który poszedł na wojnę z własnym narodem i ten naród odczłowieczył, zdehumanizował, a potem przyszedł do innego kraju, żeby robić z nim to samo, przywiózł mobilne krematoria i tysiące plastikowych worów na zabite ciała Ukraińców… Tego często nie rozumieją ludzie w Europie, na Zachodzie. My też nie rozumieliśmy na początku. Ale oni już wtedy planowali ludobójstwo naszego narodu. To nie mieści się w głowie, jak bardzo było to demoniczne, planowane działanie. To się nie udało, ale walka nie jest skończona. To nie walka o pieniądze czy jakieś zasoby. Ale o naszą duszę. Nasze dzieci są uprowadzane i przeznaczane na adopcję do rodzin rosyjskich. To cały program wcielany w życie” – przekazał zakonnik.

Marek Krzysztofiak SJ/vaticannews / Charków
KAI

Wpisy powiązane

Indie: 8 milionów pielgrzymów złoży hołd relikwiom misjonarza Azji

Ukraiński jezuita wzywa Europę i Watykan do przemyślenia wojny Rosji z Ukrainą

Generał dominikanów wskazuje na aktualność przesłania Piotra Jerzego Frassatiego