„Właśnie upłynął siódmy miesiąc od tragicznej nocy 17 grudnia, gdy tajfun uderzył w naszą wyspę, pustosząc m.in. pobliskie miasto Cagayan de Oro. Prawdopodobnie patrząc z polskiej perspektywy, może się wydawać, że wszystko zostało już «pozamiatane». Nic bardziej mylnego. Tysiące rodzin ciągle koczuje w tymczasowych obozach ewakuacyjnych, często bez dostępu do wody i elektryczności, z dala od osiedli miejskich. Warunki życia tych ludzi uwłaczają godności ludzkiej, szerzą się choroby. W tym kontekście pomoc, którą niesiemy ofiarom, jest dla nich znakiem tego, że Pan Bóg pamięta o swoich dzieciach, zwłaszcza sierotach i wdowach.
Mój ostatni raport o sytuacji pomocy został napisany 14 lutego. Od tamtego czasu wydaliśmy ok. 6000 USD na mleko dla dzieci w wieku od 0-4 lat, dokarmiamy również wszystkie kobiety ciężarne, dostarczając im odżywki i mleko co dwa tygodnie. W tym samym czasie dostarczamy potrzebne produkty i narzędzia, które mogą zapewnić utrzymanie i sens życia. Kupiliśmy kilkanaście maszyn do szycia, specjalnych rowerów, które po polsku chyba trzeba by nazwać rikszą do przewozu pasażerów, kupujemy narzędzia potrzebne do gotowania, pieczenia, przygotowywania soków owocowych. Łącznie od lutego zostało wydane na tego typu projekty ponad 2000 USD.
Ponieważ ofiary tajfunu żyją w bardzo trudnych warunkach sanitarnych, są podatne na wszelkiego rodzaju infekcje i choroby. Ostatnio wykupiłem lekarstwa dla 8-letniej dziewczynki, która zachorowała na tyfus i w bardzo poważnym stanie wylądowała w szpitalu. Jej stan był bardzo ciężki. Infekcja zaatakowała mózg. Poza podawaniem lekarstw, odmawialiśmy w naszej mariańskiej wspólnocie nowennę w jej intencji za wstawiennictwem o. Stanisława Papczyńskiego. Dziewczynka wyzdrowiała, lecz choroba w dość znacznym stopniu uszkodziła jej mózg. Nie wiadomo jeszcze, na ile te zmiany są nieodwracalne. Na same lekarstwa dla tego dziecka wydaliśmy ponad 2000 USD. Jej rodzina nigdy nie dałaby rady wykupić tak drogich leków. To tylko dzięki Waszej ofiarności to dziecko przeżyło. Udzielona została także pomoc wielu innym chorym m.in. opłaciliśmy radioterapię dla chorej na raka matki kilkorga dzieci, szpital i lekarstwa dla innej chorej dziewczynki na gruźlicę kości, szpital dla kilkorga innych dzieci i lekarstwa, które systematycznie dowozimy do centrów ewakuacyjnych.
Dalszą pomocą są objęte dzieci i studenci, w pierwszej kolejności dzieci osierocone przez tajfun. I tak ostatnio wydaliśmy ok. 1000 USD na przybory szkolne, tornistry i tsinelas (czyli polskie japonki), powszechne obuwie na Filipinach. Ponadto opłacamy szkoły wyższe dla kilkorga sierot, m.in. Jima Boya, 21-letniego studenta, który stracił w tajfunie oboje rodziców, trzy siostry i babcie. Tym samym został najstarszym w rodzinie. Średnio cena jednego semestru w miejscowych college’ach i to tych tańszych oscyluje ok. 500 USD, plus dodatkowe koszty na uniform, plus koszty dojazdu. Ale edukacja jest najlepszym i trwałym antidotum na ubóstwo i bycie skazanym na życie na marginesie społeczeństwa.
Oczywiście, poza pomocą ściśle materialną, staramy się myśleć również o potrzebach duchowych poszkodowanych przez grudniowy tajfun. Od marca udało się nam zorganizować kilka pielgrzymek ofiar tajfunu do naszego sanktuarium Bożego Miłosierdzia w El Salvador. Program tych pielgrzymek niemal zawsze był ten sam. Po przyjeździe nasi pielgrzymi mieli szanse wysłuchania konferencji o Bożym Miłosierdziu, modlić się przed Najświętszym Sakramentem, potem mieli przygotowanie do spowiedzi w małych grupach. Było to zarazem szansa na wyrażenie bólu, zwłaszcza dla tych, którzy w tajfunie stracili najbliższych. Najbardziej cierpią rodzice zaginionych dzieci, którzy wciąż żyją nadzieją, że dzieci się odnajdą, a z drugiej strony obciążają się winą za ich utratę, za to, że ich nie upilnowali. (Kilka dni temu spotkałem małżeństwo, które straciło piątkę dzieci. Gościli u nas tuż po świętach Bożego Narodzenia. Gdy spotkałem ich ostatnio, z radością zauważyłem, że spodziewają się kolejnego dziecka.)
Wracając do pielgrzymów: po spowiedzi była celebrowana Eucharystia, a po niej uroczysta agapa – dla wielu pierwszy od wielu dni obfity posiłek.
Owocem pielgrzymki była inicjatywa pomocy w zawarciu sakramentu małżeństwa dla 26 par, żyjących do tej pory w konkubinacie. W czasie spowiedzi stało się jasne, że wielu z nich żyje bez ślubu. Dlatego podjęliśmy staranie, żeby pomoc im żyć w pełni w Kościele. Opłaciliśmy wszelkie przygotowania oraz wymogi biurokratyczne i razem z ks. proboszczem z jednej parafii asystowaliśmy w tym uroczystym momencie, przygotowując im również uroczyste przyjęcie weselne.
Razem z ks. Janem Migaczem wyspowiadaliśmy sporą grupę ofiar tajfunu z jednego z centrów ewakuacyjnych. Spowiedź ta była przygotowaniem do chrztu w Duchu Świętym, jaki mieli otrzymać w ramach seminarium Odnowy. Ostatnio zacząłem jeździć odprawiać mszę niedzielną w jednym z obozów bardzo oddalonych od miasta, wysoko w górach, gdzie – mimo istnienia kaplicy – ofiary tajfunu przez wiele tygodni były pozbawione niedzielnej Eucharystii.
Oczywiście, cały czas staramy się szerzyć kult Bożego Miłosierdzia, rozdając różańce i obrazki z napisem: «Jezu, ufam Tobie». Sam osobiście poświęciłem całe osiedle tymczasowych, bambusowych domków, zostawiając w każdym laminowany obraz Bożego Miłosierdzia.
Ostatnio powstała inicjatywa, żeby rozdawać Pismo Święte. Będzie to połączone z katechezami, jak je czytać i rozumieć.
Bardzo poruszająca historia wydarzyła się, gdy w pewnym centrum ewakuacyjnym rozdawałem mleko. Podszedł do mnie starszy, emerytowany mieszkaniec tego centrum i poprosił o kupno okularów, bo – jak powiedział – jedyne, co mu ocalało z tajfunu to Pismo Święte, ale stracił okulary i bez nich nie może czytać. Bardzo mnie to zawstydziło, że ja w swoim komfortowym życiu, z okularami wiedzy na nosie, nie mam takiej wytrwałości i pokory, żeby otwierać Księgę Życia.
To jest chyba najpiękniejsze w pomocy udzielanej ofiarom tajfunu, że ta pomoc działa w dwie strony i myślę, że oni często bardziej pomagają mnie niż ja im. Dla mnie, człowieka, który ciągle modli się za mało, to chyba jedyna szansa na spotkanie żywego Chrystusa, żyjącego w moich zranionych braciach. Myślę, że to odnosi sie podobnie do Was, ofiarodawców i wspierających naszą misję modlitwą, że to jest wymiana wiary. I nawet jeśli po ludzku traci się pieniądze i czas, zyskuje się skarb w niebie, drogocenną perłę…
Jestem bardzo wdzięczny za wszelką pomoc, którą otrzymujemy z Polski, zwłaszcza za pośrednictwem serwisu gosc.pl i jego czytelników. Jestem również onieśmielony, żeby prosić o więcej, ale rzeczywiście taka pomoc jest ciągle potrzebna. W obliczu tego, że miejscowe władze pomagają w bardzo opieszały sposób, podobnie zresztą jak inne miejscowe organizacje, postanowiliśmy razem z zakonami pracującymi na terenie diecezji Cagayan de Oro przeprowadzić swoją własną, niezależną akcję pomocową, kupując ok. 4 ha ziemi i budując na niej ok. 280 domków. Zostaną one przekazane ofiarom tajfunu całkowicie za darmo. Dodam tylko, że te domki będą odpowiednio duże, odpowiadające wymogom rodzin wielodzietnych i wielopokoleniowych, które spotykamy na Filipinach. To jest nasz najnowszy projekt, który będzie opiewał na ok. 500 tys. USD. Do tej pory mamy zebrane połowę tej kwoty. Chcemy jednak zaufać, powierzając ten projekt Opatrzności Bożej, Miłosierdziu Boga, który troszczy się o najmniejszych, ale posługuje się każdym, kto ma odrobinę dobrej woli. Nasz Bóg jest bogaty w Miłosierdzie i pragnie, żebyśmy my również byli bogaci w uczynki Miłosierdzia, które nas do Niego upodabniają.
Za to Wam bardzo dziękuje, bo to Wasze bogactwo miłosierdzia bardzo porusza moje serce, ale też porusza tych, do których środki pomocy trafiają, przypominając im, że Bóg jest żywy, pamięta i kocha…”
Darek Drzewiecki, MIC
El Salvador City, 20.07.2012
Ofiary można wpłacać na konto Zgromadzenia Księży Marianów:
Zgromadzenie Księży Marianów, Sekretariat Misyjny
ul. św. Bonifacego 9, 02-914 Warszawa
PKO BP SA Oddział 13 w Warszawie, nr 35 1020 1068 0000 1602 0067 2329
z dopiskiem „Dla ofiar tajfunu – Filipiny”
Za: www.marianie.pl