List z Kijowa: od wojny nie da się odizolować

„Wojna jest brutalną rzeczywistością dla każdego, kto mieszka w Ukrainie, kto ma tutaj swoich bliskich. I choć na różne sposoby staramy się ocalić lub odbudować normalność, to tak naprawdę nie da się od wojny odizolować” – pisze w kolejnym Liście z Kijowa przełożony dominikanów na Ukrainie, o. Jarosław Krawiec.

Drogie Siostry, Drodzy Bracia,

najpierw dają o sobie znać telefony. Niemal każdy mieszkaniec Ukrainy ma zainstalowaną w smartfonie aplikację informującą o ogłaszanych alarmach. Kilka sekund później zaczynają wyć syreny. W sobotę były trzy takie sytuacje. Ostatnia, podczas wieczornej Mszy świętej, którą odprawiałem w kaplicy kijowskiego klasztoru. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni, więc nie ma już paniki i nerwów, jak na samym początku wojny. Ale wątpię, że ktokolwiek z nas jest w stanie przyjąć powtarzające się alarmy z zupełną obojętnością. Zwłaszcza te nocne, kiedy najczęściej lecą rosyjskie rakiety i drony. Przyznam, że od ponad półtora roku niemal każdy poranek rozpoczynam od sprawdzenia wiadomości. Nawet kiedy jestem poza Ukrainą i nie budzą mnie w środku nocy wyjące syreny.

Ukraińskie Siły Powietrzne natychmiast informują o zagrożeniach. Tak było sobotę, kiedy kilkanaście trudnych do zestrzelenia hipersonicznych rakiet leciało z terytorium Rosji i Białorusi. Dziwne uczucie, gdy z góry wiadomo, że za chwilę gdzieś mogą zginąć ludzie i zostać zrujnowane domy. Jak 6 lipca w centrum Lwowa, gdzie życie straciło 10 osób, a ponad 40 zostało rannych. I tydzień temu w Krzywym Rogu. Tam rosyjska rakieta trafiła w dzięwięciopiętrowy budynek mieszkalny raniąc ponad 80 osób. Wśród zabitych były 10-letnia Daria i jej mama Natalia. Obok zrujnowanego bloku ludzie ułożyli kopiec z kwiatów i dziecięcych zabawek. Na fotografii widać dwa pudełka z lalkami Barbie. Takimi samymi, o których w tym samym czasie, marzą na całym świecie miliony wychodzących z kina rówieśniczek Darii.

Śledzę wiadomości: „Sobota. O 19:14 Siły Powietrzne poinformowały o wystrzeleniu rakiet z Białorusi. To Kindżały! Winnica, Chmielnicki, Żytomierz! 19:18: Szybki pocisk rakietowy zmierza w kierunku Kijowa. Aktualizacja: Około 19:40 alarm lotniczy został odwołany w większości regionów Ukrainy”. Na myśl przychodzą słowa Psalmu 11: „Bo oto grzesznicy łuk napinają, kładą strzałę na cięciwę, by w mroku razić prawych sercem”.

Nie należy myślenia o Ukrainie koncentrować wyłącznie na terrorze rosyjskich rakiet. Mimo wszystko życie toczy się dalej. Czasem odnosi się nawet wrażenie, że wojna stała się słabo dostrzegalnym tłem zwyczajnego życia. Zakorkowane ulice stolicy, tłumy turystów na popularnych górskich szlakach Karpat czy przepełnione pociągi do Polski, na które kupno biletu w wakacyjne miesiące graniczy z cudem. Kogoś, kto na Ukrainę patrzy z oddali, może to dziwić a nawet irytować. I prowokować pytanie: a może ta wojna nie jest taka straszna, jak o niej opowiadają – już coraz zresztą rzadziej – światowe media? Tak jednak nie jest. Wojna jest brutalną rzeczywistością dla każdego, kto mieszka w Ukrainie, kto ma tutaj swoich bliskich. I choć na różne sposoby staramy się ocalić lub odbudować normalność, to tak naprawdę nie da się od wojny odizolować. Nie pozwalają o niej zapomnieć cmentarze, szpitale oraz mężowie, ojcowie i koledzy walczący na froncie.

Ten list z Kijowa powstał po długiej przerwie. Trudno mi było zabrać się do pisania, mimo powtarzających się pytań przyjaciół: „co u was słychać?” Sporo się również działo w naszym dominikańskim środowisku. Bracia uczestniczyli w pielgrzymkach, rekolekcjach, towarzyszyli młodzieży w wakacyjnych wyjazdach i organizowali warsztaty śpiewu gregoriańskiego. Ogrom pracy wykonali o. Misza i wolontariusze z Fastowa pomagając mieszkańcom Chersonia i okolicznych wsi zalanych po zniszczeniu tamy na Dnieprze. Niezwykle ważna stała się otwarta w mieście kuchnia, gdzie bezpłatne jedzenie mogą otrzymać osoby potrzebujące. Dzięki pomocy polskiego rządu zawieźliśmy na zatopione obszary kilkaset rozkładanych łóżek wraz z rzeczami do spania. W Chersoniu pewna kobieta, której dom został zalany, opowiadała mi, że wielu osobom, którym wydawało się, że po miesiącach okupacji i życia pod ciągłym ostrzałem nic już gorszego przydarzyć się nie może, wywołana przez Rosjan powódź zabrała cały dobytek życia. Podziwiam ich determinację, wolę walki i wdzięczność za okazywaną pomoc.

Odwiedzili nas w lipcu dominikanie z USA i Czech. Towarzysząc o. Jamesowi z Prowincji Najświętszego Imienia Jezus mogłem podpatrywać jego żywą wiarę, której wyraz dawał m.in. błogosławiąc spotykanych ludzi, prosząc ich jednocześnie o modlitwę. To było ważne świadectwo również dla mnie. Przypomnienie, że wśród wielu zadań stojących przed dominikanami w Ukrainie, modlitwa za ludzi i z ludźmi jest kluczowa. Pod koniec czerwca papieski jałmużnik kard. Konrad Krajewski wpadł na kilka minut do naszego klasztoru w Chmielnickim. Bracia Wojciech i Igor poważnie potraktowali jego zachętę do modlitwy i prezent – papieski różaniec. Do codziennego różańca o pokój w Chmielnickim można dołączyć się także na Facebooku. Do takiej modlitwy zachęcał nas również generał Zakonu podczas niedawnej wizyty w Ukrainie.

Zapytaliśmy br. Václava z Czech, co skłoniło go do przyjazdu do Ukrainy i pobytu w Fastowie. Stwierdził, że w jednym z moich listów, które tłumaczył na język czeski, przeczytał o wolontariuszach, którzy uczą miłości bliźniego. Zwłaszcza teraz, kiedy modlimy się za jednego z nich, Denysa, który zginął potrącony na ulicy Kijowa przez pijanego kierowcę, słowa br. Václava brzmią bardzo prawdziwe. Warto szukać takich miejsc, gdzie można uczyć się od innych i z innymi braterskiej miłości!

Z Panią Oksaną poznaliśmy się na samym początku wojny, kiedy udało się jej wydostać z okupowanego przez Rosjan podkijowskiego Irpienia. Jest artystką i przygotowuje wystawę lalek. Zatytułowała ją „Powrót do Irpienia”. Mówi, że to co chce pokazać, to nie tylko lalki, ale prawdziwe ludzkie historie opowiedziane w ten niezwykły sposób. Zastanawiamy się jak najlepiej możemy pomóc rannym żołnierzom z kijowskiego szpitala. W którymś momencie moja rozmówczyni stwierdza: „Wszyscy jesteśmy «rozmajbutnieni»”. Używa wyrazu, którego próżno szukać w słowniku. Słowo «majbutnie» oznacza po ukraińsku „to co ma się stać” i brzmi podobnie, jak angielskie «maybe», choć wyraża stabilną i pewniejszą przyszłość. „Rozmajbutnieni”, czyli jakby pozbawieni przyszłości. Gra słów i znaczeń, która świetnie oddaje ukraińską rzeczywistość. W normalnym życiu chodzimy ubrani w marzenia. Nierzadko z zaplanowaną na wiele lat do przodu przyszłością naszą i dzieci. Owo „rozmajbutnienie”, to odarcie z tego wszystkiego, co chcielibyśmy, aby się wydarzyło. To naga teraźniejszość z planami co najwyżej na jutro, na za tydzień. Oczywiście nie wszyscy w równej mierze chorujemy na „rozmajbutnienie”, ale kiedy pytam o. Miszę z Fastowa o plany na kolejne miesiące czy nawet tygodnie, to nie zawsze mogę doczekać się odpowiedzi.

Marzena z grupy „Charytatywni – Freta” opowiada o ostatniej misji humanitarnej na Charkowszczyznę. „Jak nas znaleźliście na tym końcu świata? – pyta ze zdziwieniem wolontariuszkę z Polski mieszkanka Zawodów, bardzo zniszczonej wsi w okolicach Iziumu, gdzie o. Misza i wolontariusze Domu św. Marcina de Porres pomagają w odbudowie domów i gospodarstw. „To Pan Bóg!” – odpowiada błyskawicznie Marzena. Najwyraźniej to krótkie zdanie mocno dotknęło serca tej kobiety, bo zaczęła płakać ze wzruszenia. A ja słuchając przez telefon opowieści Marzeny myślę o Dobrym Pasterzu, który wyrusza na pustkowie w poszukiwaniu zaginionej owcy.

Podczas niedawnej wizyty w Szwajcarii otrzymałem od Bernarda, dziennikarza cath.ch, kilkadziesiąt mieszczących się w pudełkach od zapałek, figurek uśmiechniętego Jezusa. Podarowały je Małe Siostry Jezusa ze szwajcarskiego klasztoru w Aubonne. To w tej wspólnocie mieszka siostra Marie-Hedwig, o której niezwykłym życiu opowiedział w filmowym reportażu Bernard. W Polsce apostołką uśmiechu była św. Urszula Ledóchowska, a w Szwajcarii pisał o nim o. Maurice Zundel: „Najpotężniejsza siła świata to uśmiech. Uśmiech sprawia, że żyjemy, podobnie jak brak uśmiechu sprawia, że umieramy. Tam, gdzie nie ma uśmiechu, życie przygasa. Tam, gdzie jest uśmiech życie rozkwita. Uśmiech to również coś najbardziej kruchego”. Tak wiele radości podarowały nam siostry Renata i Kamila, orionistki z Korotycza. W lipcu przyjechały do Fastowa i Kijowa z grupą kilkunastu dzieciaków, z których wiele pochodzi z okupowanych i zniszczonych wsi Charkowszczyny. Siostry opowiadają, że czasem dzieci niespodziewanie, przy kolacji, herbacie czy zabawie, zaczynają mówić jak nad ich domem leciały bomby, jak ukrywały się w piwnicach, jak ktoś zginął. Ile bolesnych wspomnień noszą w sobie! Wszystkie po raz pierwszy w życiu były w Kijowie. Obserwowałem z jakim zaangażowaniem zapalają świece w prawosławnym Soborze św. Mikołaja i jak z zachwytem przyglądają się mozaikom kijowskiej Sofii. Nie byłbym sobą, gdybyśmy nie pojechali również do centrum rozrywki. To miejsce z mnóstwem atrakcji zawsze podbija serca dzieciaków. Wiem o tym dobrze, bo dwa lata temu bawiliśmy się tam z grupą irackich uchodźców.

W Lizbonie zakończyły się wczoraj Światowe Dni Młodzieży, w których uczestniczyło razem z siostrą Augustyną kilka młodych osób z parafii w Fastowie, a w Kijowie tuż o świcie powieszono ogromny ukraiński herb na monumentalnym pomniku liczącym wraz z postumentem ponad 100 metrów wysokości. Na tarczy wykonanej z nierdzewnej i lśniącej w słońcu stalowej figury jeszcze kilka dni temu widniał sowiecki sierp i młot. Wybrałem się o poranku w to miejsce, by znad brzegu Dniepru zobaczyć „Matkę Ojczyznę” w nowej, nareszcie ukraińskiej, odsłonie. Ważny symbol w ważnym procesie zrywania z sowiecką przeszłością.

Bardzo proszę o modlitwę za pochodzącego z Charkowa br. Nikitę, który kończy nowicjat i w najbliższą niedzielę będzie składał w Warszawie pierwszą profesję w naszym Zakonie.

Z wdzięcznością za wszelką pomoc okazywaną nam i Ukrainie oraz z nieustanną prośbą o modlitwę,

Jarosław Krawiec OP

Poniedziałek, 7 sierpnia 2023

o. Jarosław Krawiec OP / Kijów
KAI

Wpisy powiązane

Kalendarz wydarzeń Roku Jubileuszowego 2025

Karmelici: Spotkanie Rad Generalnych OCARM i OCD w Rzymie

Alojzy Chrószcz OMI: w Kamerunie małe rzeczy potrafią ludziom dawać radość