Na wstępie poprosił, by nie pytać go misjonarki miłości Matki Teresy, które zostały zamordowane podczas napadu islamistów na ich ośrodek w Jemenie. Ks. Tom nie wie, dlaczego i on nie został zabity. Napastnicy od razu zauważyli, że pochodzi z Indii. Być może liczyli na okup.
Hinduski salezjanin przyznał, że nie może jeszcze mówić o zabitych misjonarkach. Zbyt łatwo się wzrusza. Musi się uspokoić. Zapewnił, że choć schudł o 30 kg, przez cały czas był dobrze traktowany. Nigdy nie grożono mu śmiercią, nie zmuszano do wyparcia się wiary. Zapewniono mu nawet niezbędne lekarstwa na cukrzycę. Najbardziej doskwierała mu samotność, nie miał z kim rozmawiać, bo jego porywacze nie mówili po angielsku, a on nie zna arabskiego.
Podczas spotkania z dziennikarzami ks. Tom opowiadał, że większość czasu spędzał na modlitwie. Dzięki temu zachował pogodę ducha i pełne zaufanie do Pana Boga. “Nigdy się nie bałem. Mówiłem sobie, że nic mi się nie może stać, jeśli Bóg tego nie chce. Nawet włos z głowy mi nie spadnie. To dało mi siłę” – mówił hinduski kapłan. Przyznał, że na początku udało mu się kilka razy odprawić Mszę św., bo wśród rzeczy, które ukradli z kaplicy porywacze, było też kilka hostii. Potem odprawiał Eucharystię już tylko duchowo.
Za: www.deon.pl.