Home WiadomościZe Świata Ks. Łukasz Wiśniewski MIC – misja marianów w Brazylii na filmach

Ks. Łukasz Wiśniewski MIC – misja marianów w Brazylii na filmach

Redakcja

“Ludzie w Brazylii są bardzo otwarci mimo biedy. Co ważne, w przypadku kręcenia filmu, nie boją się kamer. Szczerze i otwarcie opowiadają o swoim życiu, i co dla nas Polaków chyba najważniejsze – wszyscy znają Polskę” – mówi ks. Łukasz Wiśniewski MIC, dyrektorem Centrum Pomocników Mariańskich. Jest on producentem kilku filmów i seriali dokumentalnych, przedstawiających pracę misjonarzy. Odwiedził do tej pory z ekipą filmową takie kraje, jak Kazachstan, Brazylia czy Kamerun. Filmy można obejrzeć na stronie: www.spm.org.pl/filmy-misyjne.

Krzysztof Tomasik (KAI): Jak to się stało, że zacząłeś kręcić filmy misyjne?

Ks. Łukasz Wiśniewski MIC: Zaczęło się trochę nietypowo, ponieważ na klatce schodowej Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Tam spotkaliśmy się z ks. Maciejem Makułą, salezjaninem, ówczesnym szefem Redakcji Programów Katolickich TVP, który zapytał mnie, czy jako marianie nie mamy jakiegoś ważnego i ciekawego miejsca misyjnego na świecie, o którym można by zrobić film. I tak powstał pomysł filmu o Rwandzie. A potem pojawiła się kolejna produkcja o pracy marianów w Kazachstanie. 

I tak się zaczęły kolejne projekty. Teraz cykl filmów: „marianie w Brazylii”.     

– Razem z ks. Makułą i reżyserem Pawłem Jeżem postanowiliśmy zrobić film o pracy marianów w Brazylii z okazji ich sześćdziesięciolecia pobytu w tym kraju. Marianie mają swoje placówki głównie na południu Brazylii, w stanach Parana i Rio de Janerio. Pojechaliśmy z kamerą także do Amazonii, gdzie pracują salezjanie, aby pokazać współpracę w dziele misyjnym. Przy okazji udało się zawieźć trochę pomocy charytatywnej w odległe rejony Amazonii.

Robienie filmu, szczególnie w Brazylii to nie tylko ciężka codzienna praca, ale i wspaniała przygoda…

– Tak to była niezwykła przygoda, ponieważ dotarliśmy do miejsc, do których nie docierają turyści. Może jeszcze niektórym udaje się dotrzeć do Manaus, m. in. do miejscowej opery Teatro Amazonas. Nam dzięki ks. Sławomirowi Drapiewskiemu, salezjaninowi, udało się pojawić z kamerą w faveli nazywanej „dzielnicą nieba”, która z niebem nie ma nic wspólnego, a wręcz jest to istne piekło. Dotarliśmy tam na umówione spotkanie spóźnieni, ale w sumie dobrze się stało, ponieważ była tam strzelanina i dwie osoby zginęły. Nasz przewodnik zaznaczał nieustannie, że tam gdzie są kraty i druty kolczaste, tam jest bardzo niebezpiecznie. Można to zobaczyć każdego dnia po zmroku, około godz. 19.00 nie ma ruchu na ulicy w dwumilionowym mieście. Ludzie boją się spacerować i poruszać po mieście w nocy. 

Amazonia to jednak nie tylko Manaus. Popłynęliśmy łodzią na granicę z Kolumbią do misji salezjańskiej w Iauaretê. Tam nakręciliśmy, jak ciężko i z wielkim oddaniem wśród Indian pracują księża i siostry salezjanki. Przywieźliśmy pomoc humanitarną. Było to wielkie i niezapomniane doświadczenie. W ciągu trzech dni spędziliśmy na łodzi 24 godziny płynąć rzeką Rio Negro.

Jakie wrażenie zrobiła Amazonia?

– Amazonia robi wielkie wrażenie przyrodnicze: las, rzeka jak wielkie morze  i wioski nad rzeką. Z drugiej strony bywa tam również niebezpiecznie. Zdarzają się pirackie napady. Bogu dzięki nie spotkaliśmy się z taki sytuacjami. Wręcz przeciwnie, mieszkańcy byli dla nas bardzo życzliwi, a żyją na codzeiń bardzo biednie. Co ciekawe w większych miejscowościach działają telefony, oczywiście jeśli dostarczą łodzią ropę do generatora prądu. Ogromnymi problemami są alkoholizm i narkotyki. Ponadto jest dużo samobójstw wśród dzieci i młodzieży. W jednej z wiosek, a był to wrzesień, dyrektorka szkoły mówiła, że w tym roku już dziewięcioro dzieci popełniło samobójstwo. Na filmie lokalny przewodnik prowadzący łódkę opowiada, jak jego czternastoletni syn, który miał jak na tamte rejony normalne dzieciństwo, pewnego dnia odebrał sobie życie. 

Dlaczego tak się dzieje?

– W czasie rozmów wskazywano na beznadzieję, brak perspektyw i wielkie odległości, które mogą być przyczyną przede wszystkim poczucia osamotnienia. Do najbliższej miejscowości trzeba płynąć często cały dzień. Do większego miasta płynie się trzy dni. 

Po Amazonii znaleźliście się w Rio de Janeiro…

– Jak dotrze się do Rio de Janeiro, to oczywiście trafia się na favelę. Marianie posługują na największej faveli na Wyspie Gubernatora, liczącej 100 tys. mieszkańców, w parafii św. Sebastiana.  Z kamerą weszliśmy nieoficjalnie. Filmowaliśmy kaplicę i jej otoczenie. Nie mogliśmy pokazać wejścia do dzielnicy, gdzie siedzi młody mężczyzna – strażnik z pistoletem i narkotykami, nie mogliśmy nagrać barykad i strzegących je osiemnastoletnich chłopaków z kałasznikowami. Było tam realnie niebezpiecznie. Wieczorami jeździ się na światłach pozycyjnych, aby pokazać, że jest się miejscowym. 

Jak pracować duszpastersko i humanitarnie w takich warunkach?

– Posługa marianów w Rio de Janeiro przebiega sprawnie, ponieważ współpracują ściśle ze świeckimi. Parafianie rozdają zupę dla bezdomnych, co zresztą jest ich inicjatywą. Zespoły ludzi spotykają się i każdy coś na tę zupę przynosi. Inni gotują, a jeszcze inni rozwożą ją po całej faveli. 

Inną ciekawa inicjatywą na faveli to są treningi judo. Ks. Jan Bącal MIC przy pomocy ludzi, którzy dzięki judo wydostali się ze środowiska faveli, zorganizował szkołę judo. Rodzice, którzy żyjący w faveli, przywożą dzieciaki na treningi. Jak sami mówią, nie mają, gdzie posłać swoich dzieci. Szkoły są, ale ufortyfikowane i dostępne tylko w określonych godzinach. Ludzi nie stać na zajęcia dodatkowe dla dzieci. Ponadto nasza parafia współpracuje z marynarką wojenną.

Marynarką wojenną?! Jak wygląda ta współpraca?

 – Byliśmy świadkami zakończenia roku wspólnego projektu. Było kilkaset dzieciaków. Jednym z uczestników był piętnastoletni mistrz zapasów, który wziął udział w projekcie resocjalizacyjnym marynarki wojennej w wieku dwunastu lat. Był już początkującym dilerem narkotykowym, ale dzięki normalnej nauce i współpracy z marynarką porzucił narkotyki. Do dziś jego matka jest wdzięczna parafii za pomoc synowi. Marynarka wojenna organizuje kursy sportowe i edukacyjne, a parafia jest odpowiedzialna za dobór dzieci. Wolontariusze z parafii jeżdżą i nakłaniają dzieciaki i rodziców do uczestnictwa w zajęciach. Niestety wiele dzieci, które nie skorzysta z takich zajęć, to przeważnie wpada w ręce gangu. Najpierw będzie tzw. „samolocikiem” przenoszącym narkotyki, a potem często ginie w młodym wieku. Przeżywalność w gangu jest zazwyczaj bardzo krótka. Z reguły młodzi ludzie nie dożywają 25 lat. Dochodzi do tego jeszcze brutalność policji. Na tyle, na ile mogliśmy, pokazaliśmy to w naszych filmach. 

Czy tak jak w Rio de Janeiro jest wszędzie w Brazylii?

– Im bardziej na południe, tym jest bezpieczniej. 

Jakie ważne miejsca kultu odwiedziliście?

– Byliśmy w sanktuarium w Aperecidzie, w jednym z największych katolickich świątyń na świecie. Było to w październiku w okolicach odpustu Matki Bożej. Każdego dnia przybywają tam dziesiątki tysięcy ludzi. Co ciekawe nie ma tam tradycji pieszej pielgrzymkowej. Pielgrzymuje się każdym rodzajem transportu. Odwiedzając sanktuaria ludzie przede wszystkim szukają wsparcia duchowego. 

Gdzie jeszcze byliście? 

– Byliśmy w Kurytybie, gdzie od lat 60. XX w. są marianie. Przede wszystkim głoszą kult Bożego Miłosierdzia. Posługują w wielu parafiach stanu Parana, także wśród Indian. Zdarzają się tam różne cuda, jak nawrócenie całej wioski Indian w rezerwacie. Kiedy okazało się, że ugryziony przez jadowitego węża chłopiec po modlitwie kapłana przeżył to nawróciła się cała wioska. O tym też opowiada nasz film. 

I na koniec. Jacy są Brazylijczycy?

– Ludzie w Brazylii są bardzo otwarci mimo biedy. Co ważne, w przypadku kręcenia filmu, nie boją się kamer. Szczerze i otwarcie opowiadają o swoim życiu, i co dla nas Polaków chyba najważniejsze – wszyscy znają Polskę.

Rozmawiał Krzysztof Tomasik


Ks. Łukasz Wiśniewski MIC jest dyrektorem Stowarzyszenia Pomocników Mariańskich (SPM), organizacji działającej przy Zgromadzeniu Księży Marianów, które zajmuje się wsparciem misji mariańskich. Stowarzyszenie powstało w 1994 r. jako odpowiedź na potrzebę wsparcia misjonarzy. Od tego czasu pomagało nie tylko budować struktury misyjne, ale też udzieliło dużego wsparcia ofiarom tajfunów na Filipinach, powodzi w Rwandzie, czy pomogło potomkom polskich zesłańców w Kazachstanie. 

Ks. Wiśniewski MIC  jest producentem kilku filmów i seriali dokumentalnych, przedstawiających pracę misjonarzy. Odwiedził do tej pory z ekipą filmową takie kraje, jak Kazachstan, Brazylia czy Kamerun. W swoich produkcjach stara się uchwycić nie tylko pracę misjonarzy, zwłaszcza mariańskich, ale też warunki życia lokalnej społeczności. Będąc w Brazylii odwiedził zarówno Rio de Janeiro, w tym fawele, ale też Amazonię. Przemieszczał się wraz z filmowcami zarówno drogami, jak i rzekami, spędzając wiele czasu w samolotach i łodziach. W ten sposób docierał do miejsc, których nie widzą turyści i do ludzi, którzy nie mieli do tej pory szansy dać się poznać szerszemu gronu ludzi. Tymczasem ich historie inspirują, cieszą, czasem smucą, ale co najważniejsze, pokazują ludzkie doświadczenia, zarówno te wielkie, jak i małe, codzienne. 

Rozmawiał Krzysztof Tomasik, tom/KAI
SERWIS INFORMACYJNY KONFERENCJI WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ZAKONÓW MĘSKICH W POLSCE

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda