Kolumbijski misjonarz: dzieła miłosierdzia przyszłością Kościoła w Mongolii

Dzieła miłosierdzia przyszłością Kościoła w Mongolii – mówi w rozmowie z KAI o. Yeinson Andrés Galvis Ospina ze Zgromadzenia Matki Bożej Pocieszenia (Consolata), kolumbijski misjonarz w tym kraju.

 

Piotr Dziubak (KAI): Jak długo jest już Ojciec na misjach w Mongolii?

O. Yeinson Andrés Galvis Ospina: Przyjechałem do Mongolii w sierpniu 2016 roku zaraz po moich święceniach.

KAI: To musiał być chyba duży szok zmiana ciepłej i zielonej Kolumbii na surowy klimat i pejzaż Mongolii?

– Oczywiście. Kiedy przyjeżdża się z kraju tropikalnego, pełnego kwitnących kwiatów, bujnej roślinności i lasów, to brakuje tego kolorytu. W Mongolii odnalazłem zupełnie inny rodzaj natury, wielkie stepy. Jest to bardzo fascynujące. Zwłaszcza północ Mongolii przypomina mi moją Kolumbię. Są tam rzeki i drzewa.

KAI: Zwykle myśli się, że łatwiej nauczyć się włoskiego, portugalskiego niż mongolskiego. Jak to było w przypadku Ojca?

– Najłatwiej jest się nauczyć języka zaczynając jako dziecko, słuchając rodziców i bliskich. Gramatyka języków łacińskich też ma wiele niuansów, ale język mongolski ma zupełnie inny sposób odmiany czasowników. Pod pewnymi względami jest trochę podobny do łaciny. Jest trudnym językiem, wymówienie niektórych dźwięków jest bardzo skomplikowane. Dopóki praktykuje się go codziennie na miejscu, to wszystko jest dobrze. Wyjeżdżając na wakacje naprawdę łatwo coś zapomnieć. Dlatego cały czas trzeba ćwiczyć język i obcować na miejscu.

KAI: Trudno głosi się Ewangelię w języku mongolskim? W końcu Ojciec nie pyta miejscowych tylko o drogę albo jak zrobić zakupy…

– Na początku faktycznie było trudno. Moje słownictwo było bardzo podstawowe i dotyczyło spraw związanych z życiem codziennym. Zajęło mi trochę czasu zanim mogłem powiedzieć proste kazanie albo poprowadzić katechezę bez tekstu napisanego wcześniej. Każdy ma swój czas dojrzewania w poznaniu danego języka. Poświęcamy bardzo dużo czasu na naukę mongolskiego. Proszę mi uwierzyć do pierwszego kazania wygłoszonego po mongolsku prowadzi długa droga. Co nie jest oczywiście niemożliwe.

KAI: Czym zaskoczyła Ojca pozytywnie Mongolia i jej mieszkańcy?

– Wydaje mi się, że Mongołowie mają mocno wpisane w ich mentalności wyrażenie: „damy radę”. Czy nam pomożecie czy nie, to my sobie damy radę. Są bardzo odważni. Niektórzy tłumaczyli mi, że to ze względu na bardzo trudny klimat, niskie temperatury, codzienne trudności, którym na przestrzeni wieków musieli stawiać czoła. Takie smutne doświadczenia narodu mongolskiego chyba ich zahartowały w ciągłym pokonywaniu trudności. Dla mnie Mongołowie są bardzo odważni, są bardzo kreatywni, jak mają rozwiązać jakiś problem. Oni nie zatrzymują się rozkładając ręce. Idą naprzód.

KAI: Czy pytają Ojca kim jest papież i dlaczego przyjechał do Mongolii? W radiu i telewizji prowadzone są dyskusje na ten temat?

– Nie zdarzyło mi się, żeby ktoś do mnie podszedł i pytał o coś takiego. Natomiast w kontekście pracy naszych parafii przy okazji kazań, spotkań po Mszy św., katechezie rozmawialiśmy o tym. Opowiadałem naszym wiernym kim jest papież Franciszek, skąd pochodzi, mówiłem o historii jego życia.

W czasie tych rozmów ludzie zawsze pytają o Kościół, o papieża. Poza parafią takie pytania się nie zdarzają. Tu wszystko jest zupełnie inne. Tematy związane z chrześcijaństwem są prawie nieobecne w przestrzeni publicznej, w mediach. W tych dniach ze względu na wizytę papieża jakieś artykuły są publikowane i jest trochę komentarzy. Ale to nie są jakieś wielkie debaty czy serie artykułów.

KAI: Wizyta papieża ma bardziej charakter rodzinny.

– Tak to na razie wygląda. Papież zresztą powiedział to w czasie ostatniej modlitwy „Anioł Pański” w Watykanie. To dużo mówi o tym, co Franciszek chce podkreślić jako następca świętego Piotra, że jest przede wszystkim pasterzem. I właśnie jako pasterz Kościoła przyjechał do nas i z nami jest. Chce z nami spędzić czas, z naszym małym Kościołem, który jednak ma wielką wiarę. Ludzie tutaj, jak już wspomniałem, mają wielkie serca. Ci, którzy są w Kościele, są do tego przekonani. Nie trzeba ich do tego zachęcać. Dla Mongołów fakt, że ktoś przyjeżdża ze względu na nich z tak daleka wywołuje wielki podziw. Pytają też: dlaczego papież tu przyjeżdża, przecież tu specjalnie nic dobrego się nie dzieje? Tak wygląda powszechne myślenie. Fakt, że papież Franciszek „pomimo tego” przyjechał wywołuje dodatkową euforię. Przecież każdy porządny pasterz dba o wszystkie swoje owce. Nie zostawi ich. Jeszcze niedawno papież był na Światowych Dniach Młodzieży w Lizbonie, teraz jest w Mongolii, później będzie we Francji. On jest ciągle w ruchu, jest koczownikiem jak Mongołowie, szukając swoich owiec. Widać z jaką uwagą papież każdego słucha, patrzy i że pragnie pomóc, być blisko. To coś wielkiego i nieoczekiwanego dla narodu mongolskiego. Oni nie oczekiwali, nie wyobrażali sobie czegoś takiego.

KAI: Po sześciu latach pobytu w Mongolii, czego Ojciec oczekuje po tej wizycie papieża?

– Nie chodzi o to, że po pielgrzymce Franciszka będzie jakaś eksplozja ogromnych projektów, że będą później jakieś „fajerwerki” w kontekście naszej misji. Myślę i marzę o tym, żeby wizyta papieża w naszym kraju pokazała Mongołom prostotę Franciszka, Kościoła, który wędruje z biednymi i odrzuconymi na margines. Te sprawy zawsze są ważne dla papieża. Podkreślał to wielokrotnie. Jeśli już, to żeby nastąpił wybuch miłości i gestów miłosierdzia. O czymś takim marzę. Musi to wynikać z prostoty, nie może przeminąć po dwóch, trzech dniach euforii, jak to często się dzieje przy okazji różnych innych wydarzeń. Ufam, że ta pielgrzymka poruszy serca Mongołów.

KAI: Nie jest łatwo być chrześcijaninem w Mongolii…

– Mongołowie są wierzący, ale nie umieją i nie mogą tego wyrazić w sposób otwarty. My często mówimy, że nie można oddzielać wiary od życia codziennego. Staramy się to łączyć. Dla Mongołów jedną rzeczą jest przeżywanie wiary we wspólnocie, w parafii, a drugą życie codzienne. Nie chcą niepokoić wrażliwości innych osób. Niektórzy starają się wyrazić w kogo wierzą, do jakiej religii należą w swoim środowisku, ale nie jest to generalnie dobrze przyjmowane.

KAI: Czego my ludzie Zachodu możemy nauczyć się z doświadczenia Kościoła w Mongolii?

– Myślę, że życie codzienne naszych wspólnot w Mongolii przypomina bardzo pierwsze wspólnoty chrześcijan z początków Kościoła. To doświadczenie, które jest ważne dla innych Kościołów. W Ameryce, w Europie narzekamy, że mało ludzi przychodzi na Mszę św., korzysta z sakramentów. Dla wielu jest to powodem do zniechęcenia. W Mongolii mamy tak cały czas, ponieważ jest nas mało.

Na niedzielnej Mszy św. mamy 4-5 osób. Często nas, księży i sióstr jest więcej. To zupełnie nie odbiera nam odwagi do dalszego działania. Tam gdzie dwóch lub trzech zbiera się w imię Jezusa, On tam jest. To przekonanie umacnia mongolskich chrześcijan. W małej skali przeżywamy naszą wiarę. Drugim elementem, który mógłby być pożyteczny dla innych Kościołów, to doświadczenia wynikające z prowadzenia katechezy. Często ludzie proszą o sakramenty, jakby przyszli do apteki po lekarstwa. Niech mi pan da to, ile płacę? I wszystko się kończy. Tutaj tak nie ma. Przygotowanie do sakramentów to pewien proces. Słowo Boże działa w ludziach i ich prowadzi. Proces przygotowania do sakramentów angażuje zarówno katechetów jak i przygotowujących się. Mała liczba wiernych czy katechumenów wcale nie musi zrażać. Ponadto nie można ograniczać przygotowania do sakramentów do jakiegoś dwugodzinnego spotkania.

KAI: Będziecie uczestniczyć w niedzielnej Mszy św. z papieżem?

– Wszyscy katolicy i inne zaproszone osoby, nie-chrześcijanie, będą uczestniczy we Mszy św. z papieżem w Step Arena w niedzielę po południu naszego czasu. Grupy parafialne, osoby duchowne spotkały się z Franciszkiem dzisiaj, w sobotę.

KAI: Czy papież doda trochę prestiżu Kościołowi w Mongolii?

– Prestiżu albo i nie, ale na pewno obecność Franciszka w Mongolii sprawi, że działalność Kościoła będzie cieszyła się większym uznaniem. Władze i mieszkańcy kraju będą mogli łatwiej dostrzec działanie Kościoła na całym świecie. Papież będąc w Mongolii zwraca się też do całego świata. Nie chodzi o uznanie zasług Kościoła w Mongolii. Chodzi o to, żeby ludzie zrozumieli według jakich intencji działa Kościół. Gesty miłosierdzia poprzez które nikt niczego nie oczekuje w zamian nie są łatwe do zrozumienia dla Mongołów. Dlaczego tu przyjeżdżacie, żeby dzielić się dobrem i to nie jest biznes? Myślę, że taka postawa Kościoła w Mongolii, oparta na konkretnych gestach miłosierdzia, bycie z ludźmi i dla ludzi może pomnożyć dobro w przyszłości.

Piotr Dziubak (KAI Rzym) | Ułan Bator
Za: ekai.pl

Wpisy powiązane

Rzym: międzynarodowe spotkanie Rodziny Wincentyńskiej

Brescia: narodowy spis „miejsc serca”

W Wiedniu rozpoczęła się tradycyjna oktawa św. Stanisława Kostki