– Święty Paweł za darmo nic nie robi – zwierza się lekko żartobliwie siostra Bonawentura, Klaryska od Wieczystej Adoracji. – Kiedy go proszę o pomoc, muszę mu od razu coś obiecać, co najmniej dziesiątkę Różańca.
Nabożeństwo siostry Bonawentury do św. Pawła z Tarsu jest powszechnie znane w bydgoskim Klasztorze Klarysek.
Trzeba przyznać, że autor „Hymnu do Miłości” pomaga jej nawet w drobnych sprawach. Zakonnica marzyła, żeby obrona jej pracy magisterskiej odbyła się 29 czerwca, w święto Piotra i Pawła. Ku jej rozczarowaniu termin obrony wyznaczono na 3 lipca, zwróciła się więc do ukochanego Świętego z prośbą o interwencję. Wkrótce zatelefonowano do niej z uczelni. Promotorowi nie pasował termin lipcowy i chciał się dowiedzieć, czy nie miałaby nic przeciwko przesunięciu obrony na dzień… 29 czerwca.
Z okazji dwutysiąclecia narodzin Apostoła Narodów papież Benedykt XVI ogłosił Rok św. Pawła, który miał trwać od 29 czerwca 2008 do 29 czerwca 2009 roku. W księgarniach pojawiły się nowe książki o Pawle z Tarsu, a w katolickich gazetach liczne publikacje na temat jego życia i apostolstwa. S. Bonawentura – od 2006 roku matka przełożona bydgoskich Klarysek – wszystko skrupulatnie czytała, trwała z siostrami w modlitwie, ciągle jednak czuła pewien niedosyt.
Pod koniec roku jubileuszowego Apostoła Narodów przyjechał do Bydgoszczy pracujący w Kazachstanie ks. abp Tomasz Peta. Pomimo że Klaryski nie zamierzały uczestniczyć w misyjnych wyprawach, zaprosiły go na spotkanie. Relacje misjonarzy zawsze dodatkowo zagrzewają do modlitwy. A arcybiskup skorzystał z okazji, by ponownie zaproponować bydgoskim Klaryskom utworzenie misyjnej placówki w Kazachstanie. Pierwszy raz złożył im taką propozycję blisko 20 lat wcześniej , kiedy był jeszcze duszpasterzem w Oziornoje (obecnie jest metropolitą i ordynariuszem w Astanie). Siostry biły się z myślami. Nad początkowym zapałem zwyciężyła w końcu argumentacja racjonalna. Wydawało się mniszkom, że w nowo powstałym po rozpadzie Związku Radzieckiego kraju, w którym nie istnieje nawet administracja kościelna, bardziej przyda się obecność zgromadzeń czynnych niż klauzurowych i nie podjęły wyzwania.
Ks. abp Peta jest jednak kapłanem, którego cechuje głęboka wiara w potęgę modlitwy. Jego pragnieniem było, by posługa duszpasterska, jaką pełni w dalekim azjatyckim kraju, miała mocne wsparcie modlitewne. A Klaryski od Wieczystej Adoracji, obok całodobowego czuwania przy Najświętszym Sakramencie, ogarniają swoją modlitwą aktualne potrzeby Kościoła, jego dzieła misyjne i apostolskie. To zapewne dlatego metropolita asuański właśnie im ponownie zaproponował , by założyły klasztor we wskazanym przez niego mieście w Kazachstanie. – Jak nazywa się to miasto? – zapytały siostry. – Pawłodar – brzmiała odpowiedź duchownego .
Księdza arcybiskupa kompletnie zaskoczyła entuzjastyczna reakcja zakonnic. Nie rozumiał też, dlaczego wszystkie oczy skierowały się w stronę s. Bonawentury i rozległy się okrzyki: – Matka pojedzie! Matka pojedzie! Siostry były przekonane, że ich przełożona uzna za znak z Nieba, iż w roku Pawłowym wspólnota zakonna, do której należy, otrzymuje propozycję wyjazdu do miasta, w którego nazwie ukryte jest imię jej ukochanego Świętego. Nie myliły się. Wraz z Bonawenturą na wyjazd zdecydowały się jeszcze trzy siostry: Cecylia, Agnela i Beata. Dotarły do Pawłodaru 17 grudnia 2009 roku.
Pawłodar liczy ok. 350 tys. mieszkańców i jest piątym co do wielkości miastem Kazachstanu. Wielkomiejski charakter nosi jednak zaledwie kilka ulic, przy których stoją bloki. Resztę zabudowy miejskiej stanowią parterowe bieda-domki, z krzywymi niejednokrotnie ścianami, pobudowane gospodarskim sposobem z miejscowej cegły, lepionej z gliny zmieszanej ze stepową trawą. Tamtejszy klimat nie rozpieszcza mieszkańców. Latem temperatury sięgają + 40 °C, zimą – 40 °C. Topniejący śnieg sprawia, że wiosną ulice zamieniają się w potoki i bez gumiaków nie można suchą nogą gdziekolwiek się dostać. Mokro, brudno, biednie.
Mieszkający w Pawłodarze katolicy są potomkami zesłańców, głównie Niemców i Polaków, których deportowano do Kazachstanu z ziemi nadbużańskiej w 1936 roku. Po rozpadzie ZSRR powstała możliwość repatriacji i wiele osób o niemieckich korzeniach z niej skorzystało, a w Pawłodarze zostało około dwóch tysięcy katolików. Ta szacunkowa liczba wynika z ilości osób ochrzczonych i nie jest równa liczbie praktykujących. W niedzielnych mszach uczestniczy zaledwie kilkadziesiąt osób, w święta pojawia się w kościele około setki wiernych.
Bydgoskie Klaryski dostały do tymczasowego użytkowania dom (170 m. kw.), od kilku lat niezamieszkały i bardzo zaniedbany. Zaczęła się właśnie mroźna kazachska zima, tymczasem w domu szwankowało ogrzewanie, potem zamarzła woda w rurach. Zakonnice musiały usunąć śnieg sprzed wejścia do piwnicy (kilkaset wiader) , żeby po pojawieniu się dodatnich temperatur zupełnie ich nie zalało.
Siostry nie były nawykłe do ciężkiej fizycznej pracy. Charyzmat Klarysek od Wieczystej Adoracji wskazuje sama nazwa zgromadzenia. Uwielbienie Jezusa Eucharystycznego jest sercem wspólnoty i treścią życia mniszek. Utrzymują się głównie z ofiar. W Bydgoszczy, obok zwykłych zajęć domowych, zajmowały się także dorywczo pracą zarobkową – haftem artystycznym. Wykonywały sztandary oraz szaty liturgiczne.
Najbieglejsza w szyciu i haftowaniu jest siostra Agnela, siostra Cecylia specjalizuje się w malowaniu obrazów o tematyce religijnej, obrazków… na liściach, gra na gitarze, a siostra Beata ma wykształcenie muzyczne, gra na instrumentach klawiszowych.
Te umiejętności były przydatne do przysporzenia środków na utrzymanie klasztoru. Ale w Bydgoszczy, a nie w Pawłodarze! Liczenie na to, że ktoś tutaj zamówi obraz albo sztandar, albo oprawę muzyczną do jakiejś uroczystości i za to zapłaci, to marzenie ściętej głowy. Jednak z czegoś trzeba przecież żyć. Udaje się to dzięki pomocy z Polski. Pieniądze przysyłają rodziny sióstr, przyjaciele, znajomi. Starcza na utrzymanie, ale bardzo skromne.
W sklepie, gdzie zakonnice robią zakupy, nikt nie ma wątpliwości. – Siostry to są biedne – stwierdziła po krótkim czasie sprzedawczyni, obserwując, że kupują jedynie najtańsze towary: ziemniaki, ryż, kaszę, cebulę, margarynę, najlichszą pasztetówkę. Pewnego dnia s. Bonawentura kupiła w sklepie cztery mandarynki. Nie cztery kilogramy, tylko cztery sztuki. Sprzedawczyni była zaskoczona, bo takiej „rozrzutności” się nie spodziewała. – Co takiego się wydarzyło? – dopytywała się. – Jakieś święto? Zakonnica wyjaśniła, że chce wraz siostrami uczcić ważny dla wspólnoty dzień: Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.
Siostry same pieką chleb, bo tak jest taniej, gdyż za darmo dostają od mieszkańców pobliskiej wioski serwatkę. Nie był szczególnie zachwycony poczęstunkiem miejscowy przedsiębiorca. Na obiad przyszło mu jeść smażoną cebulę. – Trzeba było odwiedzić nas w niedzielę – usłyszał. Mięso jest drogie, więc siostry jedzą je tylko raz w tygodniu. Menu codziennych posiłków nie jest przesadnie urozmaicone, przeważnie jedzą zakonnice chleb ze smalcem i cebulą albo z margaryną i dżemem.
Bydgoskie Klaryski w Pawłodarze oszczędzają każdą złotówkę, bo ich celem jest zebranie środków potrzebnych na wybudowanie klasztoru.
W czasach istnienia ZSRR obowiązywał ateizm państwowy. Komuniści wypowiedzieli wojnę religii. W ciągu roku od wybuchu rewolucji państwo znacjonalizowało cały majątek kościelny, także kościoły. Ponad 1200 duchownych straciło życie, a znacznie większa ich liczba trafiła do łagrów. Konsekwentnie egzekwowano zakaz nauczania religii. Wydano też zakaz stawiania krzyży na mogiłach. Zniesiono święta religijne. Pod groźbą surowych kar zobowiązano osoby prywatne, cerkwie i kościoły do oddania egzemplarzy Pisma Świętego, literatury religijnej i książeczek do nabożeństwa. Po aresztowaniu znacznej części księży zastraszeni wierni musieli sami, bez kapłanów, spełniać posługi religijne. Represje na podłożu religijnym trwały w ZSRR aż do 1987 roku.
Zesłańcy, którzy trafili do Pawłodaru, byli ludźmi głęboko wierzącymi, ale nie mogli swojej wiary ujawniać. Wśród bierzmowanych w maju 2010 roku znalazła się 85- letnia Antonina, matka czwórki dzieci, z pochodzenia Polka. Staruszka opowiedziała siostrom o prześladowaniach religijnych. Żeby ochrzcić córki, jeździła aż do Karagandy. Najmłodszego syna ochrzciła sama, „tylko z wody”, bo nie było żadnego kapłana.
Kiedy pewnego dnia patrol drogowy zatrzymał samochód, którym jechały bydgoskie zakonnice, milicjant, widząc na tylnym siedzeniu kobiety w brązowych habitach z welonami na głowach, zapytał kierowcę: żywyje oni ili miortwyje? Klaryski się wtedy roześmiały, a zakłopotany funkcjonariusz wyjaśnił: my dumali szto wy manekiny.
W kraju, przez lata poddawanemu brutalnej laicyzacji, życie religijne funkcjonowało jedynie w podziemiu. Nic więc dziwnego, że gdy siostry pojawiały się na ulicach Pawłodaru, niektórzy przechodnie zatrzymywali się i robili im zdjęcia, tak niecodzienny był dla nich widok kobiet w strojach zakonnych.
I w tym zeświecczonym mieście bydgoskie Klaryski chcą wybudować klasztor ! Na pytanie o sens tego przedsięwzięcia, s. Bonawentura odpowiada: Jeśli nie staniemy na opoce wiary, na niewiele się przyda nasze działanie. Nasz klasztor budowany jest w latach wielkiej nowenny przed uroczystością stulecia objawień w Fatimie. My chcemy żyć słowami Matki Bożej właśnie tu. To Ona powiedziała, że Rosja się nawróci, a wtedy do Rosji należał i Pawłodar. Wierzymy głęboko w siłę nieustannej modlitwy przed Najświętszym Sakramentem, w siłę nieustannego Różańca, w słowa Pana Jezusa : „do Mnie należy wszelka władza na niebie i na ziemi”. Chcemy, żeby poprzez nieustanną modlitwę On najpierw królował w naszych sercach. Im dłużej tu jesteśmy, tym bardziej czujemy, że ten klasztor, który ma być Wieczernikiem Nieustannej Modlitwy, jest na tych ziemiach ogromnie potrzebny.
Jedyny w mieście kościół katolicki, p.w. św. Teresy od Dzieciątka Jezus, powstał niedawno, ze środków nadesłanych z Niemiec. Teraz na półhektarowej działce koło kościoła ma powstać klasztor kontemplacyjny. Niby to teren parafialny, ale tamtejsze prawo stanowi, że póki działka jest niezabudowana, miasto może ją w każdej chwili przejąć na własne potrzeby. Kiedy s. Bonawentura o tym się dowiedziała, natychmiast postanowiła plac zabezpieczyć. Po Bożemu. W środku działki, wzorując się na ojcu Maksymilianie Kolbe, zakopała figurkę Niepokalanej, żeby czuwała nad tym miejscem. Na tym nie poprzestała. Wzdłuż granic działki zakopała Cudowne Medaliki z Matką Boską (około tysiąca), a pod ziemią przy bramie wjazdowej ukryła, bardzo jej drogi, medalik ze św. Pawłem, który kupiła podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej. Te zabezpieczenia okazały się skuteczne, bo do czasu rozpoczęcia budowy, nikt z Akimatu (tamtejszego Urzędu Miasta) się nie pojawił, by oznajmić, że teren zostanie wykorzystany na potrzeby komunalne.
Siostry natomiast musiały się udać do Akimatu i innych instytucji, by uzyskać niezliczoną ilość pozwoleń na rozpoczęcie budowy. Ani bariera językowa (opanowały język rosyjski w stopniu, który nie był wystarczający w kontaktach administracyjnych), ani panująca w Kazachstanie biurokracja, nie ułatwiały im zadania. Poza tym za każdy dokument musiały wnosić opłatę. Pojawiło się zwątpienie. – Poczułyśmy się zupełnie bezradne – zwierza się siostra Bonawentura. – Już zaczynałyśmy myśleć o powrocie. Przed taką decyzją trzeba było dużo się modlić, zaczęłyśmy odmawiać codziennie Różaniec w całości. A w dniu świętych Aniołów Stróżów znalazł się parafianin, z pochodzenia Litwin – p. Gintaustas, który zapewnił nas, że będzie nam pomagał „ot duszy” w budowie klasztoru. I tak się stało, do dzisiaj nam pomaga.
Z chwilą pojawienia się Gintaustasa skończyły się problemy z urzędami. Litwin wziął to na siebie. W krajach byłego ZSRR oprócz biurokracji panoszy się korupcja. Pan Gintaustas, „korzystając” przede wszystkim z modlitwy Sióstr, załatwiał wszystko bez pomocy „wziatek” i w końcu, w kwietniu 2011 roku, Klaryski dostały pozwolenie na rozpoczęcie budowy.
Aby nie przestraszyć miejscowych władz, we wniosku o wydanie tego pozwolenia, klasztor został nazwany eufemistycznie – „domem sióstr”. Materiały budowlane zaczęły Klaryski kupować już w lutym , przed sezonem, wtedy jest taniej. W maju 2011 roku na plac wjechała koparka i roboty ruszyły pełną parą. Ponieważ „pańskie oko konia tuczy”, na budowie często zjawiała się niezapowiedzianie siostra Bonawentura. – Kiedy trzeba było zrugać robotników, to i odpowiednie słowa rosyjskie się znalazły – przyznaje. Po takiej wizytacji, fuszerki szybko były naprawiane. Jeszcze w 2011 roku została wybudowana kaplica w stanie surowym. Siostra Agnela wyjechała w październiku na miesięczną kwestę do Polski i starczyło na dach. W kwietniu 2012 roku zaczęła się budowa murów klasztoru.
Wszystko, co się dzieje w związku z tym misyjnym dziełem Klarysek, nazywa Bonawentura nieustannym ciągiem cudownych zdarzeń: – To wprost nieprawdopodobne, by Kapituła Konwentu wyraziła zgodę na wyjazd czterech sióstr! Także otrzymanie w krótkim terminie pozwoleń: od Biskupa Miejsca i Kongregacji ds. Życia Konsekrowanego. Mimo naszej słabej znajomości języka rosyjskiego i nieprzyzwyczajeniu do życia w prowizorce.
Kiedy Klaryski pojechały po raz pierwszy do Kazachstanu, nie były jeszcze stuprocentowo pewne, czy podejmą się tego misyjnego zadania. Udały się najpierw do Oziornoje na rekolekcje . Bonawentura zaczęła modlić się do Jana Pawła II, który przed laty odwiedził Astanę: – Ojcze Święty, jeśli chcesz, to daj znak. Ledwie mniszka skończyła modlitwę, pojawiła się w Oziornoje pani z Instytutu Prymasowskiego w Warszawie, a gdy dowiedziała się o planach Klarysek, podarowała im fragment koszuli Jana Pawła II, jako przyszłą relikwię dla klasztoru, który zbudują w Pawłodarze.
W maju 2010 roku nuncjusz apostolski Kazachstanu przywiózł bydgoskim Klaryskom list od Benedykta XVI. Papież udzielił apostolskiego błogosławieństwa: „Siostrom, które odważyły się opuścić Ojczyznę i udały się do Kazachstanu, by tam służyć Bogu i Kościołowi”.
„Otrzymałyśmy szczególny znak obecności i opieki od naszej św. Matki Klary. W dniu tym ojcowie jezuici z Nowosybirska podarowali nam relikwie św. Matki Klary” -zapisała Bonawentura w swoim dzienniku 22 lipca 2010 roku.
Inaczej niż cudem nie można nazwać faktu, że zakonnice, utrzymujące się z ludzkich datków, uzbierały środki na budowę klasztoru. Do roku 2012 nie dostały ani złotówki od żadnej instytucji kościelnej. Nastąpiło to po raz pierwszy, i jak dotąd jedyny, 31 maja 2012 roku. Wtedy siostry otrzymały ofiarę od Papal Fundation, organizacji wspierającej misję ewangelizacyjną Kościoła. Ale kiedy sytuacja stawała się beznadziejna, bo nie było już ani złotówki na kupienie kolejnej cegły czy codzienne zakupy, wpływał na konto przekaz od nieznanego darczyńcy, nieraz skromny, ale wystarczający na przetrwanie. – Tak zaczynało się każde Boże dzieło – stwierdza matka przełożona małej wspólnoty w Pawłodarze.
Projekt architektoniczny wykonali dla Klarysek bezpłatnie prof. Zenon Błądek oraz jego syn Włodzimierz, znani architekci. Zbiórka pieniędzy należała do sióstr. Zgodnie z obowiązującym w Kazachstanie prawem, muszą co pół roku wracać do Polski i wyrabiać nowe wizy. Wykorzystują ten czas właśnie na zbiórkę. – Pod drzwiami kościołów żebrzemy na naszą budowę i utrzymanie – opowiada SM Bonawentura. – Klasztor będzie wybudowany z „wdowich groszy”.
Ewa Starosta
Wpłaty na rzecz budowy klasztoru w Pawłodarze można dokonywać na konto: 57 1020 1462 0000 7902 0196 3230, PKO BP I Oddział w Bydgoszczy.
Za: S.M. Bonawentura – klaryska od Wieczystej Adoracji z Kazachstanu – Pawłodar