Kapucyn z Sudanu Południowego: papieska pielgrzymka budzi zainteresowanie Kościołem

Mimo niekończącego się w Sudanie Południowym konfliktu i bardzo trudnych warunków życiowych kapucyni z Polski kładą podwaliny pod nową misję w tym najmłodszym kraju świata. Impulsem do jej otwarcia był widok Franciszka całującego stopy tamtejszych polityków, gdy podczas ich wizyty w Watykanie papież błagał o zintensyfikowanie wysiłków na rzecz pokoju.

Nową misyjną obecność zainicjował brat Robert Wieczorek, który wcześniej ćwierć wieku pracował w Republice Środkowoafrykańskiej, też ogarniętej konfliktem. Z czasem dojechali kolejni bracia. Codzienność nie jest łatwa. Wciąż docierają informacje o atakach i morderstwach. Miasta leżą zrujnowane, plantacje porzucone, a wsie wyludnione z obawy przed atakami. Kraj, który ma nadmiar wody i 80 proc. ziemi potencjalnie uprawnej, mógłby być spichlerzem Rogu Afryki i Półwyspu Arabskiego, a tymczasem żebrze o żywność oraz pomoc międzynarodową. Brat Wieczorek podkreśla, że Sudańczycy są dumni z odwiedzin Franciszka, a papieska wizyta budzi zainteresowanie Kościołem.

„Papieska pielgrzymka jest komentowana w serdeczny i radosny sposób, bo to wyróżnienie dla kraju. Kraj, który jest jednym z ostatnich na świecie, z masą problemów, a jednak ten Papież o nich pamięta i przyjeżdża. Więc ta radość, że coś ważnego się wydarzy od strony duchowej powoduje, iż o Kościele katolickim mówi się tutaj dobrze i z życzliwością. Widać to nawet w codziennym życiu, gdy spotykamy się z jakimś urzędnikiem czy kontrolą policyjną na drodze, to doświadczamy przede wszystkim życzliwości i zaciekawienia Kościołem – mówi Radiu Watykańskiemu br. Wieczorek.

Dodaje, że nowa misja jest „w zalążkowym stadium. Można najwyżej mówić o nowej obecności misyjnej braci kapucynów w Sudanie Południowym. Jednak dla uczciwości trzeba zaznaczyć, że już od lat przyjeżdżają do tego kraju nasi współbracia do obsługi emigrantów z Erytrei i Etiopii poszukujących tu pracy i zarobku. Czasowo więc przyjeżdżają tu nasi bracia, podążając za tymi tysiącami ludzi, którzy uciekają z tych dwóch krajów, szukając w ościennych państwach swojego miejsca. Potrzeba braci stamtąd, bo katolicy z tych krajów mają swój specyficzny ryt koptyjski. Nasza obecność powinna tutaj być stała, ale na razie mamy podstawowe zadanie uczyć się życia na miejscu. Czyli po wizycie papieskiej wracamy do Bentiu, organizujemy sobie szkołę i uczymy się języka nuer, który jest tutaj potrzebny, przy okazji pomagając oczywiście w duszpasterstwie. Na razie więc jesteśmy, uczymy się żyć, uczymy się języka i funkcjonowania tutaj oraz specyfiki tego Kościoła”.

Katolicyzm cieszy się w Sudanie Południowym wielkim szacunkiem po latach trwania z ludźmi podczas prześladowań przez reżim islamski z Północy. Kościół w tym kraju to nie duchowieństwo, bo księży wciąż jest mało, ale setki świeckich ludzi żyjących słowem Bożym i przekonanych o mocy Ewangelii zmieniającej ich serca.

Kapucyn wspomina radość ludzi z przybycia misjonarzy z Polski. „W geście powitania musieliśmy pozwolić kobietom obmyć sobie stopy, każdemu też nadali afrykański przydomek” – opowiada brat Wieczorek. On został „bratem krokodylem”, co nawiązuje do faktu, że nazwa parafii, którą mają objąć kapucyni znaczy w lokalnym języku „trawa krokodyla”, a po zalaniu tego terenu w wyniku ostatniej powodzi krokodyle rzeczywiście w niej pływają.

Beata Zajączkowska/vaticannews.va / Dżuba
KAI

Wpisy powiązane

Kalendarz wydarzeń Roku Jubileuszowego 2025

Karmelici: Spotkanie Rad Generalnych OCARM i OCD w Rzymie

Alojzy Chrószcz OMI: w Kamerunie małe rzeczy potrafią ludziom dawać radość