Szpital w Kakooge niedawno zyskał wyszkolonego do posług medycznych franciszkanina. Br. Piotr Gorący na początku grudnia 2014 ukończył kurs ratownictwa przedszpitalnego, ubogacając w ten sposób ofertę pomocy misyjnego szpitala, który dysponuje już od jakiegoś czasu wykwalifikowanym lekarzem i ambulansem do pomocy chorym w terenie.
Jak to się stało, że trafił Brat na taki kurs?Idea tego kursu powstała rok temu, kiedy jeden z lekarzy, obecny ordynator oddziału ratunkowego w Bochni, dr Jarosław Gucwa, przebywał w Ugandzie w ramach jednego z projektów. Lekarz przeprowadzał tam szereg operacji, ale również uczestniczył w projekcie wyposażenia sali operacyjnej. Dr Jarosław, widząc naszą pracę przy szpitalu, zaproponował wtedy, że kurs w Polsce pozwoliłby mi się dokształcić i jeszcze lepiej zorientować w tego rodzaju pracy. Okazało się, że możliwa jest praktyka w miejscu, w którym on pracuje. Po wielu staraniach udało się ten pomysł zrealizować.
Kurs International Trauma Life Support (ITLS) przeprowadzony został w Krakowie pod patronatem stowarzyszenia „Medycyna Polska”. Później pracowałem i zdobywałem doświadczenie w Szpitalu Powiatowym im. bł. Marty Wieckiej w Bochni. Kursy udało mi się zakończyć pozytywnie, otrzymałem dyplomy. W czasie praktyki uczyłem się pracy na szpitalnym oddziale ratunkowym, przez jakiś czas pomagałem także na bloku chirurgicznym. Spędziłem również kilka wspaniałych tygodni na pogotowiu, ucząc się pracy w zespołach wyjazdowych, w karetkach ratunkowych. To były wspaniałe doświadczenia.
Uczyłem się tego wszystkiego po to, żeby jeszcze bardziej służyć ludziom w Ugandzie, aby móc pomagać ludziom w naszym szpitalu w Kakooge.
Czyli był to dobry i potrzebny czas?Tak. Nauczyłem się bardzo wiele. To dwumiesięczne doświadczenie i nauczyło mnie przede wszystkim spokoju i tego, jak reagować w wypadkach zagrożenia życia. Nie chodzi o to żeby działać powoli, ale o to żeby wiedzieć, co każdy robi, bo zgrany zespół to dobry zespół. Tego doświadczałem każdego dnia w szpitalu czy na pogotowiu.
Kurs przygotowywał mnie do tego, aby w sytuacjach zagrożenia życia jak najszybciej opatrzyć i dowieźć poszkodowanego pacjenta do szpitala. Najczęściej chodzi o rannych w wypadkach drogowych. Uczyłem się, jak udzielić poszkodowanemu pierwszej i tak bardzo potrzebnej pomocy oraz przetransportować go do szpitala, gdzie zostanie przekazany pod dalsza opiekę lekarską.
Czy uczestniczył Brat wcześniej w takich kursach?Nie, to mój pierwszy kontakt z ratownictwem i ze szpitalem, gdy jestem jego zespołem, a nie pacjentem. W Ugandzie, co prawda miałem krótkie epizody pracy, pomagałem nawet polskim lekarzom, gdy przyjeżdżali do naszego szpitala.
Jak wygląda codzienność w szpitalu w Kakooge?U nas w misji mamy szpital i jest zespół ludzi, którzy w nim pracują. Każdego dnia czekają na pacjentów. W tej chwili nasze franciszkańskie centrum zdrowia ma większy zasięg, bo od trzech miesięcy mamy karetkę i lekarza pracującego na stałe. Mam więc nadzieję, że coraz więcej ludzi będzie do niego przychodzi, bo to jest jedyny lekarz w obrębie dziesiątek kilometrów od Kakooge.
Ludzie przychodzą do szpitala czy raczej wyjeżdża się do nich do wiosek?Przez wiele lat szpital funkcjonował bez ambulansu. Teraz to się zmieniło. Trzeba wziąć pod uwagę, że mieszkamy w buszu. To biedne miasteczko, terytorium wokół niego jest bardzo duże. Ludzie najczęściej nie mają funduszy żeby przyjść do szpitala. Potrzeba lekarza była bardzo duża, dlatego staraliśmy się, aby mieć taką osobę na stałe. Mam nadzieję, że to zostanie docenione, bo wcześniej ludzie czasem narzekali, że lekarz bywa bardzo rzadko i tylko przejazdem.
Służba zdrowia w Ugandzie jest droga, dlatego wielu ludzi nie stać na leczenie. Dzięki projektom prowadzonym z Polską Misją Medyczną czy Medycynę Polską (mam tu na myśli moje kursy ratownika), także przy wsparciu Polskiego Rządu, możemy pomóc tym ludziom. Ostatnie akcje organizowane były w ramach projektu, którego celem było wyposażenie i przystosowanie sali operacyjnej oraz otrzymanie ambulansu dla szpitala (przy pomocy Polskiej Misji Medycznej, Polskiego Rządu i współudziale organizacji MIVA Polska). Udało się również przeprowadzić ponad sto darmowych operacji. Dodatkowo pacjenci, którzy zostawali w szpitalu na noc, otrzymywali posiłek, dostawali lekarstwa oraz opatrunki na zmianę. Jeśli była taka konieczność, pacjenci byli również przywożeni do szpitala oraz odwiezieni do domów. Ludzie cieszą się z tych projektów, często jest to ich jedyna szansa na operacje czy uzyskanie pomocy medycznej.
Ponadto od kilku lat, raz w roku przyjeżdżają do Kakooge dentyści ze Stanów Zjednoczonych i przez tydzień jeżdżą po naszych najbiedniejszych kaplicach dojazdowych i leczą ludzi za darmo. W 2013 lekarze z misji dentystycznej w ciągu tygodnia udzielili pomocy dla tysiąca osób. W ubiegłym roku było trochę mniej dentystów, ale myślę, że obsłużyli ok. 700 osób z najbiedniejszych miejsc naszej misji.
Na jakie poważne choroby cierpią ludzie w Ugandzie?Nie jestem lekarzem, nie potrafię tu wiele powiedzieć, ale jedną z poważniejszych chorób może być nawet malaria. Jeśli ktoś jej nie leczy dochodzi do tego, że z pacjentem w ogóle nie ma kontaktu, staje się nieświadomy tego, co się dzieje. Taką malarii ciężko jest później wyleczyć.
Czy w Kakooge jest duży problem z AIDS?Nie potrafię dokładnie powiedzieć, w jakiej skali występuje problem z wirusem HIV czy zachorowalnością na AIDS. Dziesięć lat temu Uganda była krajem, który przodował w minimalizowaniu tej choroby. Jednak przez kilka lat sytuacja trochę się zmieniła, Uganda znowu stała się krajem, który trochę „popuścił pasa” i obecnie obserwuje się wzrost zachorowań na AIDS. Niestety z roku na rok liczba zarażonych wirusem HIV wzrasta. Sam znam ludzi, którzy są zarażeni.
Wracając jeszcze do ukończonego kurs, czy praca w szpitalu dawała także okazję do opowiadania o Brata pracy misyjnej?Tak…. czy to na SOR-ze, czy na pogotowiu, czy nawet na bloku chirurgicznym pomiędzy zabiegami, ciągle ten temat był podejmowany. Szczególnie pracownicy pogotowia prosili mnie, żeby pokazywać im jakieś zdjęcia i opowiedzieć o Ugandzie. Na SOR-ze nie było na to czasu, bo ciągle przybywali pacjenci. Wielu ratowników zapraszało mnie także do domu. Przyjmując mnie w gościnę, chcieli, żebym im coś opowiedział, pokazał dzieciom zdjęcia z Ugandy… To był temat rzeka, który prawie nigdy się nie kończył. W kilku rodzinach dzieci ratowników bardzo mile mnie zaskoczyły. Po tych wszystkich opowieściach, po pokazaniu zdjęć, tłumaczeniu im, czemu te ugandyjskie dzieci są inne i takie biedne, dzieciaki same zrobiły zrzutkę i oddały dla nich swoje rzeczy – zabawki oraz ubrania, w których już nie chodzą. Akurat mogłem je ze sobą wziąć. To wydarzenie bardzo mnie ucieszyło. Byłem zbudowany ich postawą.
A co jeszcze, oprócz zmęczenia, czuje Brat po tym kursie?Nie czuję zmęczenia, czuję ciągle niedosyt i zastanawiam się, co mnie czeka. Czy będąc tam na miejscu, będę w stanie chociaż raz komuś pomóc. Jeśli tak, to będę mógł powiedzieć, że było warto.
Tego więc Bratu życzymy.Rozmawiała Agnieszka Kozłowska