Do Lwowa przybywa coraz więcej uchodźców. Część dociera specjalnymi pociągami, dlatego też, żeby usprawnić ich przyjmowanie władze miasta udostępniły kolejny dworzec, na którym ludzie wysiadają i otrzymują najpilniejszą pomoc. Działa tam grupa młodzieży związana z franciszkańskim duszpasterstwem w tym mieście.
„Ludzie przyjeżdżają często wycieńczeni, czują się bardzo zagubieni, stąd ich dobre przyjęcie jest takie ważne” – mówi Radiu Watykańskiemu ojciec Paweł Odój OFMConv.
„Razem z naszą młodzieżą franciszkańską jesteśmy zaangażowani na dworcach. Są obecnie dwa dworce kolejowe, na które przybywają ci, którzy uciekają ze wschodniej i centralnej Ukrainy. Karmimy ich, pomagamy, częstujemy gorącą herbatą. To są masy ludzi. To jest nasza codzienność teraz – mówi papieskiej rozgłośni polski franciszkanin od 12 lat pracujący na Ukrainie. – Przyjmujemy ich także u nas w domu, który nie jest duży. To jest takie miejsce tranzytowe, czyli ludzie, którzy zamierzają jechać dalej, zatrzymują się u nas na noc, góra dwa, trzy dni. Pragną trochę odpocząć, bo niektórzy są naprawdę bardzo wyczerpani kilkudniową nawet ucieczką. Dajemy im miejsce, żeby mogli przespać się, coś zjeść, ogrzać. I później najczęściej ruszają dalej. W sytuacji, gdy ktoś nie chce jechać dalej, tylko zatrzymać się, bo uznaje, że zachód Ukrainy jest bardziej bezpieczny i nie chcą wyjeżdżać za granicę, to tych ludzi kierujemy do naszego drugiego klasztoru w Bołszowcach, ok. 110 km od Lwowa, i tam jest możliwość pozostania na dłuższy czas. Tam bracia przygotowali miejsca, to jest duży ośrodek i sanktuarium maryjne. Tam ci ludzie zatrzymują się. Oprócz tego przyjmujemy dary, pomoc humanitarną. Rozdzielamy to potrzebującym, tak że cały czas jesteśmy w ruchu.“
Franciszkanin wskazuje, że choć spotkania z uchodzącymi trwają krótko, to szybko tworzą się więzy i ludzie często do nich potem piszą i informują o swoim losie. Tak było m.in. z rodziną głuchoniemych, która znalazła schronienie w Czechach. „Na razie we Lwowie jest spokojnie choć widać, że miasto przygotowuje się na potencjalny atak” – mówi ojciec Odój.