Kakooge było pierwszą miejscowością, w której powstała misja franciszkanów na ugandyjskiej ziemi. O jednym z najnowszych dzieł wspomnianej misji opowiada o. Bogusław Dąbrowski, jej przełożony.
Już od początku zakładania misji w Kakooge mieliśmy główną myśl, żeby być z biednymi ludźmi, aby im pomagać. Chcieliśmy zbudować taką praktyczną misję, w której będzie kościół, szkoła, szpital…To dzieła, które pomagają się nam zaadaptować i zyskać zaufanie u miejscowych ludzi. Pierwszą i najważniejszą dla nas sprawą była pomoc dzieciom biednym, a tej biedy w Kakooge nie brakuje… – wspomina o. Bogusław.
Kościół, szpital i szkoła w Kakooge już są… Jest nawet szkoła zawodowa, która funkcjonuje dopiero od kilku lat. Jak wygląda nauka w tym miejscu?
o. BD: Najnowszym projektem misji w Kakooge jest Technical Institute John Paul II. Szkoła funkcjonuje dopiero trzeci rok. Jak na razie stale coś w niej zmieniamy, badając których zawodów uczyć, żeby młodzież miała zapewnioną lepszą przyszłość. Jak na razie mamy wielu chętnych. Nasze największe problemy związane są z finansami, bo młodzież nie ma pieniędzy na czesne… Szukamy zatem rozwiązań, jak temu zaradzić. Zależy nam, żeby młodzi mogli się uczyć, a szkoła mogła funkcjonować. Z tych pieniędzy musimy przede wszystkim opłacić pensję nauczycielom, ale trzeba też kupić niezbędne materiały, dzięki którym młodzież może uczyć się i odbywać praktyki.
Kupiliśmy dla szkoły dziesięć krów i sprzedajemy mleko. Jego część przeznaczona jest dla uczniów, ale to co zostaje sprzedajemy, żeby utrzymywać krowy i rozszerzać naszą farmę. Mamy świnie, kury, uprawiamy banany i sadzimy różne rośliny – to wszystko w ramach profilu rolniczego. Kolejny „kierunek” w naszej szkole to stolarstwo. Dysponujemy własnym lasem, bo gdy przyjechaliśmy do Kakooge posadziliśmy 20 hektarów sosen i innych drzew, np. eukaliptusów. Teraz możemy je wycinać i robić z nich meble, które sprzedajemy. Zatem profil stolarski również utrzymuje się samodzielnie.
Prowadzenie tej szkoły wiąże się ze stałym rozeznawaniem… Próbowaliśmy na przykład otworzyć profil hydrauliczny – było bardzo dużo chętnych do nauki tego zawodu, ale niestety szybko okazało się, że w buszu nie ma możliwości odbycia żadnych praktyk. Tam nie ma toalet, nie ma infrastruktury wodociągowej czy sanitarnej… Profil musiał zostać wycofany, ale na jego miejsce otworzyliśmy kilka innych.
Do naszej szkoły zgłosiło się bardzo dużo dziewcząt, więc trzeba było stworzyć także klasy dla nich. Dlatego powstały nowe profile – np. nauka obsługi komputera i przygotowanie do pracy w biurze. Dziewczyny uczą się również gotowania. Kto wie, może uda im się znaleźć pracę w jakichś hotelach w Kampali. A nuż okaże się, że ktoś będzie miał do tego talent. Stworzyliśmy także profil krawiecki, na którym dziewczyny uczą się podstawowych umiejętności, żeby później mogły sobie kupić maszynę za sto dolarów i samemu coś szyć, sprzedawać lub wykonywać drobne usługi krawieckie i w ten sposób zarabiać na utrzymanie swojej rodziny. Na razie kształcimy uczniów w takich prostych kierunkach. Zobaczymy jak szkoła będzie się dalej rozwijać, bo mamy już kilka nowych pomysłów.
Czy może Ojciec zdradzić kilka z nich?
Różne firmy i organizacje, także z Polski, zainteresowały się naszą szkołą zawodową i chcą nam pomóc. Przekazują nam również darowizny. Z jednego z prywatnych przedsiębiorstw z Łodzi, otrzymaliśmy dziesięć komputerów, a z Komisji Episkopatu Polski dostaliśmy pieniądze na zakup dziesięciu maszyn do szycia.
Na horyzoncie rysują się też zupełnie nowe perspektywy. W Kakooge mamy bardzo słaby Internet. Łącze pozwala nam zaledwie wysłać wiadomość e-mail, a to i tak dużo… Planujemy jednak z pomocą p. Andrzeja z firmy Innovate poprawić tę sytuację. Zainteresowany naszą szkołą dobroczyńca chce pomóc nam dołączyć się do szybszej sieci, tak, aby nasze szkoły oraz istniejący na terenie misji szpital, mogły komunikować się z jednostkami medycznymi w Polsce. Można by w ten sposób prowadzić szkolenia dla naszego personelu szpitalnego. Myślę, że warto spróbować, czy takie działanie będzie przynosiło efekty. Zapewne będzie to też tańsze rozwiązanie niż zapraszanie nauczycieli na szkolenie w Ugandzie.
Gdy pewnego razu byłem w Stanach Zjednoczonych, odwiedziłem szkołę franciszkanów niedaleko New Britain. Jeden z przełożonych zaproponował mi wtedy, że jeżeli będziemy mieć dobry Internet, to poprosi nauczycieli ze swojej szkoły, aby poświęcili jedną godzinę tygodniowo dla szkoły w Kakooge. Nasza szkoła w buszu łączyłaby się z nimi i nauczyciele ze Stanów Zjednoczonych, specjaliści w różnych dziedzinach, mogliby szkolić nasze dzieci on-line. Takie są na razie plany, ale zobaczymy czy ten pomysł się przyjmie.
Z tego co Ojciec mówi, to szkoła zawodowa w Kakooge nie dość, że kształci młodzież, to sama utrzymuje się z praktyk, które odbywają tam uczniowie.
Dokładnie tak jest. W tym roku, w lutym chcemy otworzyć tę szkołę dla dziewcząt. Co ciekawe jej budynek wykonywali też chłopcy z profilu budowlanego w ramach swoich praktyk. Otrzymywali od nas za to wynagrodzenie, bo pracowali też w czasie wakacji. Wielu z nich nie wyjechało do domu, ponieważ w ich rodzinnych rejonach, na północy Ugandy, koło Ruwenzori, było niebezpiecznie. Trwały tam konflikty międzyplemienne. Niektórzy chłopcy zostali w Kakooge na wakacje i – budując tę szkołę dla dziewczyn – mogli sprawdzić i doskonalić swoje umiejętności. Zarobili przy okazji na swoją naukę.
Ojciec jest dyrektorem tej szkoły?
Jestem przełożonym misji w Kakooge, więc koordynuję również to dzieło, a ponieważ pierwszy dyrektor szkoły popełnił kilka błędów w pierwszym roku urzędowania, musieliśmy to skoordynować i obecnie zajmuje się sprawami finansowymi i decyzyjnymi. Oczywiście jest też komitet szkolny, który pewne decyzje zatwierdza i razem z nim planuję perspektywy rozwoju naszego technikum.
Czym różni się praca w Kakooge od pracy w Matugga czy Munyonyo – miejscowościach, gdzie również pracują misjonarze z naszej prowincji?
Przede wszystkim, w przeciwieństwie do Matugga czy Munyonyo, Kakooge to misja położona w buszu. Na szczęście leży przy głównej drodze. To dla nas – misjonarzy – spore ułatwienie, bo możemy co jakiś czas pojechać do stolicy, by zrobić zakupy, albo by spotkać się z braćmi pracującymi we wspomnianych miejscowościach. Praca w Kakooge to praca z biednymi, prostymi ludźmi na słabo rozwiniętym terenie. Miejscowi nie mają stałej pracy, nie rozwija się tam żaden przemysł, a więc ludziom jest bardzo ciężko wiązać koniec z końcem.
Czym zatem się zajmują?
Najczęściej zajmują się wypasem krów dla bogatych właścicieli, polowaniami w buszu, zbieraniem tego, co mogą tam znaleźć… To takie proste obowiązki. To teren nierozwinięty ekonomicznie, więc ludzie mają bardzo mało pieniędzy. Mogą jechać co najwyżej do miasteczka, żeby sprzedać, to co udało im się zebrać, zrobić. Żyją w biedzie. Są bardzo zależni od przyrody – gdy długo nie ma deszczu, jedzą bardzo mało. W ogóle jedzenie jest tam bardzo ubogie – ziemia i klimat jest dość trudny dla uprawy roślin.
Życie mieszkańców Kakooge opisałem dość obszernie w mojej nowej książce „Spalić paszport”. Piszę w niej o codziennym życiu w naszej misji w buszu, o problemach, zmaganiach i radościach. To książka przede wszystkim o Kakooge. Zachęcam do jej czytania i zakupu, ponieważ dochód z tej publikacji przeznaczony jest właśnie na utrzymanie szkoły zawodowej, o której opowiedziałem. Już dziś dziękuję wszystkim dobrodziejom za okazaną nam pomoc.
Rozmawiała Agnieszka Kozłowska
Książkę o. Bogusława nabyć można podczas franciszkańskich niedziel misyjnych, a także osobiście w Sekretariacie Misyjnym w Krakowie lub internetowo na stronie www.sklep.fraternus.pl