Przedstawiamy pierwsze wrażenia z misji w Ugandzie nowego misjonarza franciszkańskiego – o. Marcina Załuskiego.
„Uganda – pierwsze wrażenia”
Pokój i Dobro!
Z tej strony o. Marcin „Ssali” Załuski z Mattuga w Ugandzie.
W zasadzie tytuł „Uganda – pierwsze wrażenia” nie jest do końca właściwy, ponieważ pierwsze wrażenia z Ugandy miałem rok temu w czasie 3 tygodniowego pobytu na naszej Misji, ale nie tyle chodzi o tytuł, co o pierwsze kroki jakie stawiam w tym miejscu, zupełnie innym niż Polska.
Ciężko jest objąć ten okres dwumiesięczny od mego przyjazdu w tym artykule, ale postaram się to uczynić w miarę sprawnie.
Gdy leciałem do Ugandy i po przylocie, o czym już mówiłem wielu moim braciom i znajomym, miałem ustawiczny pokój w sercu, co odczytuję nie inaczej jako łaskę Bożą i potwierdzenie słuszności podjętej decyzji wyjazdu na Misje. Po przyjeździe miałem kilka dni aklimatyzacji. Następnego tygodnia zacząłem się uczyć języka miejscowego: luganda. Przy czym trzeba zaznaczyć, że nie jest to język wszystkich Ugandyjczyków, a tylko jednego – choć największego w Ugandzie – plemienia Bagandy. Nie wszyscy ludzie co przychodzą na Mszę Świętą rozumieją język luganda, dlatego też homilia jest tłumaczona na luganda z języka angielskiego, który to z kolei język jest dobrze znany w Ugandzie – dawnym protektoracie Wielkiej Brytanii. Nauka języka idzie dosyć szybko, ponieważ już po 3 tygodniach zacząłem odprawiać Mszę Świętą w tym języku. To odczytuję – jak i wiele innych rzeczy – jako owoc modlitwy „ludzi modlitwy” za mnie. Od niedawna pierwsze kroki stawiam w sprawowaniu sakramentu spowiedzi w tym języku. Reszta moich obowiązków jest w języku angielskim.
Z grup parafialnych na razie „opiekuję się” tylko młodzieżą, która jest zgromadzona wokół czegoś, co ma zalążki scholi parafialnej. Uczymy się nowych pieśni w języku angielskim. Młodzi są bardzo chętni do nauki.
Matugga jest parafią, która jak na warunki afrykańskie jest dobrze zorganizowaną i działającą wspólnotą. W klasztorze przebywa 3 braci: o. Wojciech „Male” Ulman – gwardian, o. Edward „Matovu” Wambua (z Kenii) oraz ja – o. Marcin „Ssali” Załuski. Imię Ssali niczego konkretnego nie oznacza. Po prostu imię jak imię. Należy to imię do klanu „małp” :) Biskup miejscowy przydziela misjonarzom te imiona, aby ich umiejscowić w konkretnym klanie.
Ludzie tutaj, w Matugga, żyją w warunkach znacznie lepszych niż ludzie w uboższych częściach kraju (Matugga jest niedaleko od stolicy, Kampali), choć i zdarzają się miejsca bardzo ubogie, których w Polsce już raczej dawno nie ma. Przed Świętami Wielkanocnymi odwiedzaliśmy chorych, ponad 120 osób, wtedy poczułem się jak prawdziwy misjonarz wchodzący do środowisk bardzo ubogich ludzi, którzy potrzebują w zasadzie wszystkiego. Cegły lepione z gliny, blacha na deskach położona na tych cegłach służąca za dach, który w czasie upałów (Afryka!) przemienia „dom” w saunę, od wewnątrz cegły zalepione gazetami by ściana nie była goła i ziemia zamiast podłogi – to był częsty obraz warunków mieszkaniowych u ludzi, do których przychodziłem z Sakramentami. Jednak większość ludzi już powoli zmienia swoje warunki życiowe na lepsze, gdyż kraj należy do szybko rozwijających się, co widać zwłaszcza w przyroście naturalnym. Proszę wyobrazić sobie, że w ciągu ostatnich 10 lat co roku rodziło się 1 mln więcej Ugandyjczyków niż umierało. Teraz ten mały kraj ma prawie 40 mln ludzi.
Co było dla mnie zaskoczeniem?
Po pierwsze to, że ceny tutaj są wysokie. Materiały budowlane, paliwo, żywność, i inne opłaty nie różnią się od europejskich, przy czym trzeba porównać zarobki, które są o wiele, wiele niższe niż w Polsce. Także jeśli się ma dla przykładu 100 $ w kieszeni (ok. 400 zł) i jedzie się do Ugandy z myślą, że wiele za to kupię i przeżyję co najmniej z miesiąc, to lepiej pomyśleć jeszcze raz.
Z czego więc człowiek żyje? – rodzi się pytanie. Uganda ma dobrą, żyzną ziemię. Jeśli nie masz tutaj pracy, to jeśli masz kawałek swojego pola, spokojnie możesz sobie żyć, bo ziemia wyda Ci plon i nie musisz się martwić o zimę i mróz. Co najwyżej o deszcz, ale nawet jeśli go nie ma, to jest taki owoc jadalny, który nawet w porze suchej dostarcza jedzenia.
Drugie zaskoczenie – przyroda. Jest przepiękna. Kampala, stolica, jest położna na wzgórzach. Jest dostęp do największego jeziora w Afryce – Jeziora Wiktorii. Rzeka Nil wypływa z tego jeziora. Widoki są tu wspaniałe, dużo wzniesień i pagórków, a nie – jak myślałem – płasko. Dlatego kiedyś taki pan, co się nazywał Churchill, trafnie nazwał Ugandę „perłą Afryki”.
Po trzecie – ruch na drogach. Zdobyłem już prawo jazdy, ale jeszcze mam obawy, żeby autem pojechać do stolicy, Kampali. Ruch jest ogromny i zasady jakie panują na drogach są … bardzo elastyczne. Na pewno nie możesz czekać aż ktoś Cię przepuści, tylko musisz „wychylać nos” autem i niejako „narzucać się” innemu kierowcy żeby Ci ustąpił pierwszeństwa. Dla mnie tutejszy ruch na drodze wygląda jak ogromna, płynąca rzeka pełna ryb. Auta, motocykle („boda-boda”) i ludzie są jak ławica, gdzie żadna ryba nie zderza się ze sobą ;) i rzeczywiście nie ma wypadków w takiej ilości jakiej można było się spodziewać po takiej organizacji ruchu.
Po czwarte – czas „afrykański”. Ludzie tutaj mają czas, nie spieszą się. Jak ktoś powie, że przyjdzie o 2 po południu, przyjdzie prawdopodobnie ok. 3 po południu.
Co będzie wyzwaniem dla mnie? Myślę, że mentalność ludzi. Jestem tutaj krótko, ale od braci wiem, że jest to problem, zwłaszcza jeśli chce się ruszyć rzeczy do przodu. Dla przykładu: jeden chłopak otrzymał od nas pracę, taką dorywczą. Pochodzi z bardzo ubogiej rodziny. Normalna reakcja powinna być taka: podwijam rękawy i pokazuję na co mnie stać, może otrzymam stałą pracę gdzieś przy parafii jak zobaczą jak pracuję, poza tym u mnie w domu się nie przelewa więc jest szansa by to zmienić. No więc właśnie z tym podwijaniem rękawów jest problem. Chłopak mówił, że może przyjdzie jutro, a w tym i w tym dniu to on nie może, a jak już mógł, to zrobił tą pracę byle jak, choć była bardzo prosta. Ludzie mają trochę wyobrażenie, że spadnie im z nieba praca za 1000 dolarów miesięcznie, ot tak. Ale tak nigdzie nie ma. Zwłaszcza w biednej Afryce. Wyczuwa się taką mentalność, że bez wysiłku zbierze się owoc. Być może jest to jedyna wada jaką wynieśli Ugandyjczycy z otaczającej ich przyrody… Podobne sytuacje już sam miałem, kiedy proszono mnie o naukę gry na gitarze. Słysząc, że nauka – od podstaw – zajmie więcej niż 3 tygodnie(!) większość pytających jest zaskoczona i rezygnuje z prośby.
Ale są ludzie również bardzo oddani, bardzo pracowici i Bóg podsyła nam takie osoby, bo przecież to do Niego należy Misja w Ugandzie, nie do nas J Parafia bardzo mocno opiera się na ludziach świeckich, liderach wspólnot działających przy parafii. Ludzie tutaj ogólnie są bardzo są pokorni, głęboko wierzący, co wyróżnia Ugandę chociażby od sąsiedniej Kenii, gdzie stopień laickości społeczeństwa jest już bardzo wysoki.
Na razie tyle, jeśli chodzi o pierwsze miesiące w Ugandzie. Mam nadzieję, że nie było nudno :)
Na koniec podam jeszcze kilka informacji o tym, co jako nasza misja w Matugga, w najbliższym czasie mamy zamiar zrobić:
– dokończyć budowę kościoła, bo na razie od kilka lat sprawujemy mszę w szkole, w jednej z klas przemienionej na kaplicę. Chcemy w tym roku zrobić podłogę w kościele, dokończyć wstawanie okien i wstawić drzwi, by w końcu „zamknąć” kościół.
– zacząć budowę centrum klinicznego w Matugga. Mamy ziemię pod ten projekt, który jest potrzebny w tym szybko rozwijającym się miejscu. Jedyne usługi medyczne w Matugga są dostępne w małej klitce, która też się nazywa „centrum medycznym”, ale gdzie człowiekowi łatwiej umrzeć niż wyzdrowieć. Byłem tam na badaniach gdy zachorowałem na malarię. Tak, na malarię. Afryka już mnie pocałowała J Matugga potrzebuje czegoś na kształt szpitala i to bardzo szybko.
– zacząć budowę w Kabunza (miejsce gdzie mamy jedną z 9 kaplic dojazdowych) szkoły dla dzieci, którzy – w liczbie ok. 400 – uczą się w warunkach tragicznych; (zdjęcie w załączniku)
Proszę o pamięć modlitewną o naszej Misji i jeśli ktoś z Was, czytelników, zna osobę chcącą wesprzeć finansowo misje i konkretne projekty w Ugandzie lub taka osoba pojawi się na horyzoncie, proszę pamiętać o nas i przedłożyć jej potrzeby tutejszych ludzi. Zostawiam również mój adres e-mail gdyby była potrzeba przedstawienia szczegółów poszczególnych projektów: [email protected] . Na ten adres można również pisać, gdy ktoś jest zainteresowany Adopcją Franciszkańską, czyli opłaceniem szkoły dla konkretnego dziecka – jeśli ktoś chce zasponsorować dziecku dla przykładu jeden rok nauki w szkole, to koszt wyniesie ok. 550 zł. Edukacja w Ugandzie jest priorytetem, ale nie jest niestety publiczna. Kraj ten stać tylko na opłacenie nauczycieli.
Dla osób zainteresowanych wsparciem naszej misji w Matugga:
Nazwa konta: The Conventual Franciscan Friars
Adres: Matugga – P.O.Box 11603 Kampala,
Bank i adres banku: Centenary Rural Development Bank, PO. Box 1892 Kampala, Uganda
Oddział banku: Bwaise Branch
Numer konta (USD): 2418000004
swift: CERBUGKA
Pokój i Dobro!
Niech Wam Bóg błogosławi: Mu linnya lya Patri † n’erya Mwana n’erya Mwoyo Mutuukirivu. Amina ( W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen)
Więcej (zdjęcia) na: www.franciszkanie.pl