Ciągle jestem misjonarzem – list od o. Jacka Leszczyńskiego OFMConv

O. Jacek Leszczyński jest franciszkańskim misjonarzem w kraju, którego z misjami zwykle nie kojarzymy. Ma trzy imiona: Jacek, Jacinto i Jack, w zależności czy spotyka się akurat z parafianami polsko-, hiszpańsko- czy anglojęzycznymi. Dziś opowiada nam jak żyje się w jego parafii w Stanach Zjednoczonych. Zapraszamy do lektury!

Bardzo mało osób w naszej polskiej prowincji franciszkańskiej jeszcze pamięta kim jest Jacek Leszczyński. Zaraz po święceniach kapłańskich za pozwoleniem Ojca Prowincjała wyjechałem na misje do Peru (1998). Tam pracowałem przez 10 lat, a po tym czasie otrzymałem propozycję, by wyjechać do Stanów Zjednoczonych, aby pracować w parafii Najświętszego Sakramentu w Burlington w Płn. Karolinie. Tam miałem pomagać przy wspólnocie hiszpańskiej. A więc w ten sposób zastąpiłem o. Zbigniewa Zajchowskiego, który wcześniej tam pracował.

Po 6 latach pracy w tej parafii Ojciec Prowincjał Prowincji Matki Bożej Anielskiej zaproponował mi pracę w sąsiedniej parafii św. Julii w Siler City. Należy do diecezji w Raleigh. Poprzednim proboszczem był kapłan amerykańskiego pochodzenia. I tak od 1 września 2014 r. pracuję sam w parafii wielokulturowej (amerykańsko-hiszpańsko-polskiej). Trudno jest powiedzieć ile rodzin liczy parafia ponieważ brakuje rejestracji wiernych (wspólnota hiszpańska, która stanowi około 90% wiernych często ze strachu przed deportacją nie chce ujawnić swoich danych). Wspólnota amerykańska to w większości osoby starsze ponieważ ich dzieci wybrały życie w większych miastach a nie na wsi. W większości są to rolnicy. Wspólnota polska na początku spotykała się tylko 2 razy w roku (Boże Narodzenie i Wielkanoc). Od 2015 r. zaproponowałem abyśmy spotykali się raz w miesiącu. Powoli staramy się przyciągać Polaków na Msze Święte. Co miesiąc przyjeżdża 70-80 osób, a po Eucharystii spotykamy się w salce parafialnej przy kawie, polskim cieście i dobrym polskim jedzeniu. Organizujemy ogniska, a w zeszłym roku mieliśmy nawet wieczór z kolędami. Praca w takiej parafii zaowocowała tym, że mam 3 imiona, w zależności od tego, w jakim języku mam spotkanie (po polsku: Ojciec Jacek; po hiszpańsku: Padre Jacinto i po angielsku: Father Jack).

W weekend mam czasem 7 albo i więcej Mszy Świętych (w sobotę śluby, Msze urodzinowe – piętnastki, niedzielna wieczorna Msza Święta po angielsku; w niedzielę: 2 Msze Święte po hiszpańsku i 1 po angielsku. I w każdą drugą niedzielę miesiąca mam jeszcze Mszę po polsku – to wszystko sam).

Kościół, w którym pracuję ma ponad 17 lat. Ponieważ poprzedni był już za mały, by pomieścić wszystkich wiernych, zbudowano nowy. Niby „nowy”, ale to właśnie na mnie przypadły remonty tego kościoła. Tyle lat i nic nie było zrobione (nowe łazienki, nowe podłogi w jednej z części parafii, we wszystkich biurach, remonty w biurach, wyposażyliśmy salki na katechezę w telewizory i inne potrzebne materiały, na placu kościelnym wyłożyliśmy płytki, nowe schody wejściowe do kościoła, zabezpieczyliśmy dach w kościele, pomalowaliśmy kościół, biura i salki parafialne, kupiliśmy do kościoła nowe figury – jako wspólnota franciszkańska nawet znaleźliśmy ofiarodawcę na figurę św. Franciszka – w głównym ołtarzu zamontowaliśmy Ostatnią Wieczerzę, którą namalował Polak z Raleigh. Jeszcze potrzeba wielu remontów, ale to wszystko powoli przy pomocy wspólnoty będziemy mogli w przyszłości zrobić.

Na Mszy Świętej po hiszpańsku brakuje miejsca w kościele, dlatego wiele razy ludzie stoją na placu kościelnym. Już nie mówiąc o braku parkingu. Zawsze mamy problemy z sąsiadami ponieważ samochody blokują wjazdy na ich posesje. Mamy już w planie zakupienie większego terenu, by powiększyć parking i wybudować dom rekolekcyjny oraz obiekt, który pozwoli nam na spotkania w większym gronie (myślimy o takim na 800 osób). Do tego ciągle szukamy ludzi dobrego serca, którzy chcą nam pomóc. Wydaje się bowiem, że parafia jest duża, ale jest to wspólnota bardzo uboga. Ci ludzie dotarli do tego kraju aby pracować, zapewnić przyszłość swoim dzieciom i pomóc rodzinie, którą zostawili w swoim kraju. Są jednak bardzo oddani i związani ze wszystkimi pracami, które wykonujemy w parafii, oni wszystko czynią na chwałę Bożą. Na początku było trochę trudno. Trzeba było ich trochę popchnąć, aby zauważyli, że jest czas nie tylko żeby przyjść na Mszę Świętą niedzielną, ale że też trzeba trochę pomóc parafii i zacząć ewangelizować nasze rodziny i grupy parafialne.

Mamy różnego typu rekolekcje dla młodzieży, maryjne, o Bożym Miłosierdziu, modlitewne. W tym roku rozpoczęliśmy ewangelizację naszych grup parafialnych: formacja duchowa, kursy biblijne, spotkania miesięczne i teraz od lutego rozpoczęliśmy Kurs Alpha, który trwał przez 12 tygodni. Wkrótce rozpoczniemy nowy Kurs Alpha, 10-tygodniowy dla młodzieży po 18 roku życia. Szukałem w Internecie czegoś, co mogłoby przybliżyć bardziej ludzi do pogłębienia wiary katolickiej i znalazłem właśnie Kurs Alpha. Kurs ukończyło ponad 60 osób (zapisało się ponad 100). Brakuje nam miejsca w parafii aby wszystkie grupy mogły się spotykać (grupa modlitewna, katecheza: Pierwsza Komunia i Bierzmowanie, apostolstwo Bożego Miłosierdzia, grupa Jana XXIII, Odnowa w Duchu Świętym, 2 grupy biblijne, grupa młodzieżowa, 5 chórów (w tym jeden dziecięcy), grupa Rodzinna, Caballeros de Colon (Rycerze Kolumba) ect.).

Nie jest łatwo pracować kiedy wspólnota jest wielokulturowa. Próbujemy organizować spotkania wspólnie, abyśmy mogli poznać lepiej nasze obyczaje. Teraz w maju mieliśmy Dzień Matki dla wszystkich mam z parafii, święto parafialne 22 maja i organizujemy akcję „Cegiełka na nowy dom rekolekcyjny” w naszej parafii. W czerwcu mieliśmy Boże Ciało z procesją do 4 ołtarzy, czego wcześniej tu nie było.

Od początku stycznia trwały przygotowania do Przedstawienia Żywej Drogi Krzyżowej. W tej chwili w przygotowaniu tego wszystkiego bierze udział ponad 60 osób. Wprowadziliśmy w każdy Pierwszy Piątek Miesiąca całodzienną adorację Najświętszego Sakramentu. Raz w miesiącu mamy projekcję filmów dla całej rodziny. Filmy religijne wybieramy w zależności od tego, jakie święto jest blisko tego dnia. W jednej sali wyświetlamy film dla Hiszpanów i w drugiej sali dla Amerykanów. Poza majem najwięcej pracy mamy w listopadzie i grudniu. Nie ze względu na Adwent i Święta Bożego Narodzenia, tylko ze względu na wielkie święto meksykańskie: Matki Bożej z Guadalupe. 46 dni przed świętem obraz Matki Bożej odwiedza rodziny i tam każdej nocy odmawiamy wspólnie różaniec. 46 dni ponieważ na płaszczu Maryi jest 46 gwiazd. Przed świętem Matki Bożej z Guadalupe odwiedza nas Antorcha (Pochodnia) Guadalupana aż z Bazyliki z Meksyku i wędruje aż do Nowego Jorku.

Organizujemy też sporo pielgrzymek. Komuś mogłoby się wydawać, że pielgrzymki to jest czas, kiedy uciekamy z parafii aby trochę odpocząć. Dla mnie jednak organizowanie pielgrzymek to dodatkowe pieniądze dla parafii. Nie mogę siedzieć z założonymi rękoma i czekać, aż pieniądze same wpadną do kasy parafialnej. Jeśli chcemy zrobić coś w naszej wspólnocie, musimy szukać tych pieniędzy. Wyjazd na spotkanie z Ojcem Świętym Franciszkiem do Filadelfii, Spotkanie Młodych w Krakowie, pielgrzymka do Ziemi Świętej, a w tym roku do miejsc franciszkańskiej obecności we Włoszech. To wszystko jest pomoc finansowa dla naszej parafii. Otworzyliśmy również parafialny sklepik z artykułami religijnymi, aby i w ten sposób wspomóc parafię finansowo. Ludzie są z niego bardzo zadowoleni ponieważ mają wszystko pod ręką i artykuły, które posiadamy w sprzedaży są często kupowane przez ludzi na prezenty. Zamiast szukać po sklepach prezentów, wolą wstąpić do naszego sklepiku i kupić jakąś pamiątkę religijną.

Przygotowaliśmy teraz miejsce specjalne w naszej kaplicy dla Męczenników z Peru. Kiedy byłem na beatyfikacji miałem możliwość zdobycia relikwii pierwszego stopnia. W dniu ich wspomnienia (7 czerwca) mieliśmy uroczystą Mszę Świętą, procesję i błogosławieństwo miejsca, w którym umieściliśmy relikwie i ziemię z miejsca ich męczeństwa.

Raz w miesiącu wydajemy jedzenie dla ludzi ubogich z naszej parafii (ponad 80 osób). Pomagamy im w płaceniu rachunków, jeśli widzimy trudności w ich domach. Dostaliśmy pomoc finansową od franciszkanów z Kanady i część tych pieniędzy przeznaczyliśmy na zakupienie dużych lodówek, w których trzymamy jedzenie dla ubogich. Będziemy też budować oddzielny budynek, w którym będziemy obsługiwać i przechowywać jedzenie dla najbardziej potrzebujących parafian i nie tylko.

Dla wielu wydaje się, że pracując w Ameryce pieniądze leżą na ulicy, że tak łatwo je zdobyć. Ale tak nie jest. Ja pracując tutaj, ciągle czuję się misjonarzem. Kocham tych ludzi i jestem tutaj aby im pomóc odkryć Boga w ich życiu i aby nie zbłądzili. Wielu szuka w tym kraju łatwych pieniędzy (narkotyki, prostytucja, nielegalny handel etc.). Tego w mojej parafii nie brakuje. Dlatego musimy w jakiś sposób robić wszystko aby dotrzeć do tych ludzi, aby nigdy nie zatracili tych pięknych tradycji, z którymi przybyli do tego kraju.

Proszę Was wszystkich o modlitwę za naszą wspólnotę i aby nigdy nam nie brakowało powołań kapłańskich i zakonnych.

o. Jacek Leszczyński OFMConv

Więcej (zdjęcia) na: www.franciszkanie.pl

Wpisy powiązane

VIII Zebranie pallotyńskiej Regii w Rio de Janeiro

Orędownicy dla młodych

Ks. Leszek Kryża SChr: Jeździmy na Ukrainę by pokazać, że zgodnie z apelami Papieża Franciszka – nie zapominamy o wojnie