Według biura wysokiego komisarza Narodów Zjednoczonych ds. uchodźców w Sudanie już ok. 6 milionów osób porzuciło swe domy, z czego milion uchodźców uciekło za granicę. Większość z nich to kobiety i dzieci. W stołecznym Chartumie pomoc potrzebującym niosą m.in. siostry salezjanki. Wczoraj agencja Fides przekazała wiadomość, że szczęśliwe przeżyły ostrzał ich domu.
Stolica Sudanu pozostaje kluczowym terenem walk od początku wojny, tj. 15 kwietnia. Pomimo ostrzału, wciąż przebywają tam ludzie, którzy nie mają, gdzie się podziać. Dom zakonny sióstr salezjanek został trafiony pociskiem 3 listopada. Wiadomości z Chartumu długo wyczekiwała matka generalna zgromadzenia, s. Maria Cazzuola. Dopiero w sobotę udało jej się odbyć rozmowę telefoniczną z współsiostrami z Chartumu. Zakonnica podkreśla, że wybuchy wokół ich placówki były bardzo silne i okoliczni, widząc co się dzieje, obawiali się, czy siostry jeszcze żyją.
„Podczas rozmowy telefonicznej słyszałam płacz dzieci, które tam się znajdują razem ze swymi mamami oraz wieloma ubogimi” – mówi s. Cazzuola. Jak tłumaczy, obecnie wspólnota zakonna z Chartumu przyjmuje wszystkich. Jest tam tak wielu potrzebujących, że salezjanki nawet nie znają liczby osób mieszkających w ich domu. „Dopóki jesteście tutaj, wciąż mamy nadzieję, nie opuśćcie nas także i wy” – te słowa siostry nieraz słyszą od uchodźców. Są zdeterminowane by pozostać na miejscu do samego końca, ufając nade wszystko w opiekę Maryi.
Szczególnie tragiczne informacje dochodzą z Darfuru. W ostatnich dniach w Ardamacie doszło do masakry, gdzie zginęło ponad tysiąc osób z plemienia Masalitów. „Dwadzieścia lat temu świat był zszokowany okrucieństwami i łamaniem praw człowieka w Darfurze. Obawiamy się, że podobna dynamika może się rozwijać [obecnie]” – podkreśla wysoki komisarz Narodów Zjednoczonych ds. uchodźców Filippo Grandi. Za trwające tam czystki etnicznie odpowiedzialność ponoszą członkowie Sił Szybkiego Wsparcia i sprzymierzonych z nimi milicji.
Vatican News,
Krzysztof Dudek SJ/KAI