W dniu 1 maja włoscy biskupi dokonają zawierzenia Włoch opiece Matki Bożej. Miejsce nie jest przypadkowe… Ojcze, jakie to ma znaczenie w obecnej sytuacji tego kraju?
– W Italii jest o tym wydarzeniu bardzo głośno i biskupi są za ten zaprogramowany gest bardzo chwaleni. Oni sami przypominają, że maj jest tradycyjnie miesiącem maryjnym, i rozpoczęcie go aktem zawierzenia Matce Bożej w obecnej sytuacji nabiera szczególnego znaczenia. Biskupi precyzują, że miejsce wydarzenia – Caravaggio k. Bergamo, które symbolizuje cierpienie doświadczane przez mieszkańców całego Półwyspu Apenińskiego, zostało wybrane celowo. Stamtąd do Tej, która jest Uzdrowieniem Chorych i znakiem nadziei i pociechy dla pielgrzymującego ludu Bożego, popłynie żarliwa modlitwa o ustanie pandemii. Jej opiece zostaną zawierzeni wszyscy, dla których pozostaje Ona Matką.
Podjął Ojciec posługę relatora Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych dokładnie w czasie wybuchu pandemii. Jak wygląda dziś życie i posługa w Rzymie?
– Tak, mój przyjazd do Rzymu i rozpoczęcie pracy w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych z początkiem marca zbiegły się z początkiem ograniczeń wprowadzonych z obawy przed zarażeniami koronawirusem. Zamknięto szkoły, uniwersytety, instytucje kulturalne, odwołano wszelkie imprezy. Otwarte pozostały jedynie apteki i sklepy spożywcze, często z obsługą klientów przez okienko. I jakkolwiek dziś, gdy nastąpiło już przesilenie i stopniowo zmniejszane są ograniczenia, ulice włoskich miast nadal są puste, a ludzie przebywają w domach na kwarantannie. Pusty plac Świętego Piotra, pusty Watykan – to widok jedyny! Nie wierzy się własnym oczom!
Ograniczenia państwowe uderzyły także w kult religijny. Kościoły jednak nie są pozamykane. Czy Włosi je nawiedzają, modlą się?
– Episkopat Włoch w dialogu z władzami państwowymi zawiesił sprawowanie kultu publicznego, jednak kościoły, zwłaszcza parafialne, są w ciągu dnia otwarte, i można nawiedzić Najświętszy Sakrament oraz pomodlić się indywidualnie. Zawieszone są do odwołania wszelkie spotkania formacyjne i duszpasterskie.
Włosi jednak garną się do swych świątyń i pomimo zakazu wychodzenia z domu nawiedzają te miejsca. Można spotkać pieska przywiązanego prowizorycznie do słupa przed kościołem czy do poręczy schodów prowadzących do świątyni, bo jego pan, wykorzystując dozwolony z psem spacer, wstąpił do domu Bożego, by się pomodlić.
Otuchą napawa oczywiście fakt, że mimo pustego placu św. Piotra Papież Franciszek nie zawiesił środowych audiencji i niedzielnej modlitwy „Anioł Pański”, na które wierni przychodzili na tenże plac. Modlitwa papieska, jakkolwiek odmawiana samotnie, jest transmitowana przez media na cały świat i dodaje otuchy ludziom ogarniętym lękiem i cierpieniem.
We Włoszech zmarło już ponad 100 kapłanów, u których wykryto koronawirusa, wielu zaraziło się nim w czasie pełnienia posługi. Czy społeczeństwo o tym mówi, zauważa to?
– Oczywiście, Włosi są dumni ze swoich kapłanów, solidarnych w cierpieniu z wiernymi. Fakt oddania respiratora młodszemu pacjentowi przez ks. Giuseppe Berardellego był bardzo nagłośniony przez prasę, niekoniecznie przychylną Kościołowi. Zauważmy, że ks. Berardelli zmarł, a owa młodsza osoba wyzdrowiała.
Inny włoski kapłan, ks. Alberto Debbi, który przed wstąpieniem do seminarium był lekarzem, nie mogąc udać się w szpitalu na oddział z chorymi na koronawirusa jako kapelan, gdyż nie pozwala na to prawo, poprosił o przywrócenie mu wykonywania zawodu lekarza, by mieć dostęp do tychże chorych i nieść im pociechę sakramentalną.
Także wiele sióstr zakonnych okazało się w czasie pandemii prawdziwymi samarytankami, wspomagającymi chorych opuszczonych przez wszystkich. Do jednej, mianowicie do s. Anieli Bipendu z Bergamo, która stoi na pierwszej linii pomocy osobom zakażonym tam koronawirusem i odwiedza je w domach, zadzwonił sam Ojciec Święty Franciszek.
Te postawy duchownych i sióstr zakonnych, tak wyraźnie zainspirowane Ewangelią, na pewno będą nie tylko źródłem nowych powołań, ale ci, którzy śpieszą z pomocą zakażonym – mimo świadomości że mogą się zarazić i ponieść śmierć – zostaną kiedyś z pewnością objęci postępowaniem beatyfikacyjnym i Kościół przyozdobi ich aureolą świętości.
Tym bardziej że mamy przecież od kilku lat tę nową drogę na ołtarze, jaką jest dobrowolne oddanie życia w imię Ewangelii – maiorem hac dilectionem…
Znane z historii takie świadectwa ewangelicznego radykalizmu ludzi Kościoła do dziś mają moc przemiany ludzkich serc.
– Duchowieństwo zawsze było przy dotkniętych zarazami. Iluż to i naszych rodaków poniosło śmierć, świadcząc pomoc ofiarom epidemii, jak np. św. Szymon z Lipnicy, czy też nieść im pociechę sakramentalną, jak np św. Stanisław Kazimierczyk czy św. Stanisław Papczyński, lub – w czasach już nam bliższych – dobrowolnie posługując w szpitalach zakaźnych chorym na tyfus. Tak uczyniły np. szarytka bł. Marta Wiecka w 1904 r. w Śniatyniu na Ukrainie czy św. Edyta Stein, późniejsza karmelitanka bosa, w 1915 r. w Hranicach na Morawach.
Nie sposób nie przywołać tu bł. Jana Beyzyma, jezuity, który wyjechał na Madagaskar, aby tam służyć trędowatym. Nie wolno też zapomnieć męczenników, kapłanów z Dachau, którzy niosąc pomoc duchową podczas epidemii tyfusu, która wybuchła w obozie, dobrowolnie, nie lękając się zarażenia, udawali się do chorych w odizolowanych barakach, gdzie sami ponosili śmierć. Przodują im błogosławieni ks. Stefan Frelichowski z Torunia i o. Hilary Matuszewski, krakowski karmelita. A iluż to naszych rodaków było poddanych w czasie ostatniej wojny i późniejszej dominacji komunistycznej swoistej „kwarantannie” uwięzienia i z Bożą łaską stawili czoła „epidemiom” narodowego socjalizmu i komunizmu? Za cenę oddania życia nie zdradzili swego Pana.
Czy dochodzą do Ojca sygnały jakiegoś ożywienia wiary w związku z pandemią?
– Wraz z pandemią pojawił się u ludzi ogromny lęk. Ogarnął on nasze zlaicyzowane społeczeństwa. Staropolskie przysłowie mówi: Jak trwoga to do Boga! Takiej trwogi jak obecna pandemia świat dawno już nie przeżywał. Otwarła więc ona oczy całym społeczeństwom, uświadamiając, że to nie człowiek jest panem tej ziemi, ale że jest Nim Ktoś inny, pisany od wielkiej litery.
Pandemia przeradza się więc w światowe specyficzne „rekolekcje” i świat po niej nie będzie już taki sam. Ale czy będzie lepszy? Módlmy się o to; zarówno o ustanie zarazy, jak i o przemianę ludzkich serc i umysłów oraz ich wierność objawieniu biblijnemu i prawu naturalnemu, sprzeciwiajmy się wszelkim ideologiom kwestionującym ten odwieczny porządek i chcącym narzucić światu swój porządek, jak LGBT czy gender.
Osobiście mógłbym wskazać imiona konkretnych osób, które „nie grzeszyły pobożnością”, a przeżywając kwarantannę, wykorzystując czas na lekturę i refleksję, pogłębiły – jak same mi wyznają – swoją wiedzę religijną i modlitwę. Słowem – przeżywają prawdziwe nawrócenie, przystępując po latach do konfesjonału.
Dziękuję za rozmowę.