Afrykańska dekada życia

Pracuję w Ugandzie od 10 lat. Można powiedzieć, że w tym roku mam swój mały jubileusz – opowiada o. Wojciech Ulman, misjonarz pracujący w Afryce.

Początki pracy w Afryce

Kiedy przyjechałem do Afryki przez pierwsze pięć lat przebywałem w Kenii, gdzie studiowałem teologię. Po czterech latach, gdy skończyłem studia, pojechałem do Ugandy. To był rok 2010 i właśnie 3 stycznia otwieraliśmy nową misję w miejscowości Matugga. Podczas uroczystej mszy z okazji tego wydarzenia, zostałem również wyświęcony na diakona. Od tego momentu pracuję w parafii Matugga. W Ugandzie jest nas naprawdę niewielu. Było nas sześciu, a po wyborze o. Mariana Gołąba na Prowincjała została zaledwie garstka misjonarzy.

Kraj tętniący życiem

Uganda to kraj w Afryce Wschodniej, w którym panuje klimat tropikalny. Populacja wynosi około 40 milionów mieszkańców, choć według niektórych szacunków nawet 41 milionów. Jest zatem  krajem liczniejszym niż Polska, ale położonym na dużo mniejszej powierzchni. Ugandę charakteryzuje ogromny przyrost naturalny – to drugi pod tym względem, zaraz po Algierii, kraj w całej Afryce. I trzeba przyznać, że to widać. Widać w kościele, gdzie jest mnóstwo małych dzieci, a także w naszych statystykach parafialnych – rocznie udzielamy około 400- 450 chrztów. To bardzo dużo jak na parafię, która ma dopiero sześć lat.

Uganda to kraj mało stabilny politycznie. Od dwudziestu lat rządzi w nim jeden prezydent, którego Ugandyjczycy tak kochają, że wybierają go w każdych  „demokratycznych” wyborach co cztery lata…. Największą grupę wyznaniową stanowią katolicy – jest ich ok. 42 %. Jeśli chodzi o dominujące religie w Ugandzie to tradycyjnie był to katolicyzm i anglikanizm. Jednak, ponieważ był to kraj kolonii Brytyjskiej, anglikanie zawsze mieli swoje przywileje – na przykład dostawali na własność i za darmo tereny w centrach miast. Katolicy natomiast musieli stale walczyć o swoje prawa. Zazwyczaj wiernych obu wyznań było po równo – 40% katolików i ok. 40% anglikanów. Jednak w ciągu ostatnich 20 lat ten układ się trochę zmienia, bo kraj otworzył się na inne religie, co skutkuje ogromnym przypływem różnego rodzaju kościołów „wolnych”, zielonoświątkowych, czy kościołów niezwiązanych.

Misja franciszkanów

Jesteśmy obecni w trzech miejscach: w Kakooge, w Matugga i w Munyonyo. Jako misja franciszkańska w Ugandzie, oprócz działalności ewangelizacyjnej, prowadzimy również projekty socjalne. Jednym z nich jest adopcja franciszkańska na odległość. Taką formą pomocy objętych jest 300 dzieci, które dzięki darczyńcom zapewnioną mają edukację na poziomie szkoły podstawowej oraz średniej. W ramach tej pomocy uczniowie mogą uczyć się oraz  otrzymać jeden posiłek dziennie. Jeżeli zaistnieje taka potrzeba, dziecko ma również zapewnione podstawowe, bardzo proste świadczenia medyczne. Nasi sponsorzy pochodzą z różnych krajów – z Polski, z Niemiec, z Ameryki… Taki sponsor zobowiązuje się do tego, by rocznie wpłacać ofiarę w wysokości 100 euro albo 120 dolarów na utrzymanie dziecka w Ugandzie. W ramach adopcji franciszkańskiej pomagamy dzieciom z Kakooge (tam odpowiada za to dzieło o. Marek Warzecha), w Matugga oraz  w naszej najmłodszej obecności – w Munyonyo.

Co roku organizujemy też  młodzieżowy obóz franciszkański, dla młodych pochodzących z tych trzech miejsc, w których pracujemy.  To jest przedsięwzięcie „ponadmisyjne” , wspólne dla Kakooge, Munyonyo i Matuggi.

Prowadzimy również szpital w Kakooge.  Myślę, że jest on na dość wysokim poziomie. Znajduje się w nim sala operacyjna, pracuje tam lekarz. Nasz szpital dysponuje również karetką. W placówce prowadzone są regularnie badania. W Kakooge mamy również szkołę zawodową, która została otwarta  w zeszłym roku. Młodzież uczy się w niej prostych zawodów takich jak ślusarstwo, kowalstwo, leśnictwo czy rolnictwo.

Miejscowość Matugga, w której znajduje się nasza parafia, oddalona jest w niewielkiej odległości od stolicy kraju, Kampali. Tutaj mieszkańcy bez wątpienia są bardziej zamożni. Nasza parafia  w jakimś małym stopniu jest w stanie utrzymać się z ofiar parafian, co w Ugandzie jest bardzo ważne, a na przykład w Kakooge zupełnie niewyobrażalne… Niedzielna taca w Kakooge, z głównego kościoła parafialnego i ze wszystkich czternastu dojazdowych stacji wynosi około 12 dolarów… Samo paliwo potrzebne do tego, by dojeżdżać do oddalonej o 30 czy 40 km stacji misyjnej, kosztuje więcej.

Tak jak wspomniałem, Matugga położona jest blisko stolicy. W miasteczku pobudowano różne zakłady pracy i ludzie na tym korzystają. Część z nich dojeżdża i pracuje w stolicy.  Na terenie parafii znajduje się również siedem stacji misyjnych, do których jeździmy raz w miesiącu, aby odprawić mszę świętą. W  pozostałe niedziele jest tam katechista, który odpowiada za konkretną  stację. Gdy kapłan nie jest obecny, to właśnie katechista prowadzi niedzielne nabożeństwo – liturgię słowa, na której gromadzą się wierni. Modlą się wówczas razem z nim, a on  głosi również katechezę.

W 2013 roku rozpoczęliśmy budowę kościoła parafialnego. Wcześniej udało nam się wybudować dużą szkołę podstawową, w której obecnie kształci się ponad 400 dzieci. W ramach placówki działa też przedszkole, do którego uczęszcza setka najmłodszych.

W planach mamy wybudowanie w Matugga szpitala. W pobliżu nie ma takiego miejsca, szpitala z „prawdziwego” zdarzenia.  Jest tylko kilka punktów medycznych, gdzie można zbadać się na malarię lub na tyfus, ale to nie jest szpital. Szczerze mówiąc bardziej obawiałbym się tam czymś zarazić, niż wyzdrowieć. Stąd też nasze marzenie o budowie szpitala… Dzięki ofiarności ludzi dobrej woli udało nam się dwa lata temu kupić działkę pod budowę tego miejsca i teraz szukamy dobrodziejów, organizacji katolickich i innych, które pomogą nam i pozwolą wybudować szpital.

Uganda rozwija się bardzo szybko pod różnymi względami. Stale przybywa ludzi, bo tak jak wspomniałem jest tu ogromny przyrost naturalny. Kraj też rozwija się gospodarczo i ekonomicznie. Rozwija się także nasza parafia.  Gdy przyjechaliśmy do Matugga w 2010 roku to do kościoła przychodziła zaledwie garstka ludzi. Teraz, gdy liczymy ludzi w kościele okazuje się, że dochodzi czasem nawet do półtora tysiąca obecnych na liturgii.

Walka o dusze

Zakładając naszą parafię, miejscowy biskup brał pod uwagę wiele czynników. Jednym z powodów, dla których chciał w Matudze założyć parafię, była wielka liczba czarowników działających na tym terenie. Z  tego co wiem Matugga znana jest w okolicy z działalności szamanów.  Podobno na tej samej górze, na której znajduje się nasz kościół i szkoła, działa ich kilkunastu. Przekazując nam parafię, biskup polecił nam, że mamy tu służyć, by pokazać ludziom, że jest inna siła, nie pochodząca od czarowników…. Że jest miłość Pana Boga, że są sakramenty… I tak naprawdę w Matudze  te dwie rzeczy współistnieją ze sobą. Około 300 metrów od naszego kościoła znajduje się sanktuarium pogańskie, na samym szczycie tej samej góry przyjmują i działają czarownicy. Przychodzą do nich ludzie, wywołują duchy swoich przodków… Ta duchowa walka to naprawdę największe wyzwanie naszej ewangelizacji.  Wielu ludzi w Ugandzie przyjęło chrześcijaństwo, są chrześcijanami już nawet od dwóch czy trzech pokoleń, ale tak naprawdę ich tradycyjne wierzenia afrykańskie są w nich wciąż mocno zakorzenione. Bardzo często łączą chrześcijaństwo z tym swoim dawnym pogaństwem… To, że ktoś przyjmuje chrzest i chodzi do kościoła niestety nie odznacza, że zupełnie odcina się od tego, co praktykował wcześniej…  Owszem, chodzi do kościoła, ale wciąż ma jakąś łączność z tradycyjnymi afrykańskimi wierzeniami. To jest dla nas ogromnie wyzwanie.

Moje najtrudniejsze doświadczenie

Problem z czarownikami  w Ugandzie sięga naprawdę bardzo głęboko. Nie tak dawno w naszej miejscowości wydarzyła się historia, która dla mnie była najtrudniejszą sytuacją, jakiej doświadczyłem w ciągu mojej dziesięcioletniej pracy misyjnej w Afryce… Otóż, pewnego dnia otrzymaliśmy wiadomość od naszych parafian, że zaginęło im dziecko. Znaliśmy je bardzo dobrze, ponieważ Kevin – sześcioletni chłopiec – od roku chodził do naszego przedszkola. Poza tym jakieś dwa lata temu otrzymał od nas chrzest. Zrozpaczeni rodzice przyszli i prosili nas o modlitwę w intencji odnalezienia zaginionego dziecka. Wszyscy w parafii gorąco polecaliśmy Bogu tę intencję.  Następnego dnia otrzymaliśmy jednak tragiczną wiadomość – znaleziono ciało dziecka. Bez głowy. Oznaczało to, że Kevin prawdopodobnie został złożony w ofierze bogom pogańskim… Na ciele dziecka nie było żadnych śladów walki, a rany na bestialsko potraktowanym ciele wskazywały na to, że Kevin został złożony w ofierze.  Według mnie jest to po prostu satanizm…

Wszyscy bardzo mocno to przeżyliśmy. Modliliśmy się wspólnie w kaplicy ze łzami w oczach. To było naprawdę wstrząsające wydarzenie w Matudze, bo choć bardzo wiele słyszy się o tym problemie, nigdy nie spotkaliśmy się z tym tak osobiście. Statystycznie w Ugandzie rocznie ginie około 100 dzieci, które zostają bestialsko zamordowane i złożone w ofierze przez czarownika. Jednak to, o czym wiedziałem z opowieści w naszej parafii stało się faktem – znałem to dziecko, znałem jego rodziców… Kevin uczył się w naszym przedszkolu. Ta straszna śmierć była dla mnie bardzo bolesnym doświadczeniem…

Po tym wydarzeniu pewnego dnia odprawiałem Eucharystię w głównym kościele parafialnym. Msza jak każda inna – jak to bywa w Ugandzie –  trwała prawie dwie godziny. Po skończonej Komunii Świętej, kiedy chowaliśmy już Ciało Pana Jezusa do tabernakulum, usłyszeliśmy strzały dochodzące z zewnątrz. Wszyscy się zerwali, zdezorientowani nie wiedzieli co robić – uciekać czy się chować? Nie mieliśmy w kościele okien ani drzwi, tylko dach, więc to co się dzieje na zewnątrz czuje się prawie jakby było tuż  obok.  Powiedziałem wtedy ludziom: „spokojnie, siedźcie, nic się nie dzieje. Zresztą, nie mamy gdzie uciec. Jeśli chcecie uciec, to tylko do Pana Jezusa.  Jesteśmy u Niego, więc nic nam nie grozi”. Jednak ludzie byli ciągle zdezorientowani – nie ma się co dziwić, bo słyszą strzały na zewnątrz, ja też już nie wiem, co robić, ale poczułem natchnienie w sercu i powiedziałem  – „podziękujmy Panu Jezusowi za to, że jest w naszych sercach.” Usiadłem chwilę i pomyślałem, że teraz będziemy trwać w dziękczynieniu, aż się to wszystko uspokoi. Po chwili gwar na zewnątrz ucichł. Wstałem, żeby odczytać modlitwę po Komunii Świętej i nagle poczułem dotkliwe szczypanie w oczach. W momencie nic już nie widziałem. Oczy zaczęły boleć, łzawić –  nie wiedziałem, co się dzieje! Próbuję spojrzeć na ludzi i dostrzegam ich jakby za mgłą. Prawie każdy zasłaniał usta chusteczką i próbował oddychać. To był gaz łzawiący. Wziąłem kilka głębokich oddechów i modliłem się, abym zdołał tylko dokończyć mszę świętą.

Dokończyłem modlitwę, pobłogosławiłem wiernych. Po mszy okazało się, że ludzie przed kościołem złapali czarownika, który zamordował kilka tygodni wcześniej Kevina i złożył go w ofierze. Mieszkańcy chcieli dokonać na nim samosądu, a nasz kościół znajduje się właśnie w centrum miasteczka. Zgromadziła się grupa prawie 300 osób, by samemu wymierzyć sprawiedliwość złapanemu czarownikowi. Zrobiło się zamieszanie, na miejscu pojawiła się policja i tak naprawdę ona uratowała mu życie. Policjanci rozpędzili zbiorowisko ludzi gazem łzawiącym.  Czarownik został zatrzymany przez policję wraz z czteroma innymi osobami, które prawdopodobnie wiedziały o tym zabójstwie. Za morderstwo grozi w Ugandzie dożywocie. Istnieje również kara śmierci, ale zazwyczaj nie jest wykonywana. Ta sytuacja bardzo mocno uświadomiła mi toczącą się w świecie walkę dobra ze złem – z jednej strony Pan Jezus obecny w sakramentach, modlitwa, ewangelizacja, a z drugiej szatan, zło.

Najmłodsza misyjna obecność

Niedaleko Matugga położone jest Munyonyo. Znajduje się tam klasztor – dom filialny Matuggi oraz sanktuarium Męczenników Ugandyjskich.  Wbicie „pierwszej łopaty”  w ten teren miało miejsce  3 maja 2015 r. W ciągu roku udało nam się wybudować kościół. Teraz trwa budowa seminarium. Munyonyo to miejsce szczególne. Właśnie tam śmierć poniosło kilku Męczenników Ugandyjskich – św. Andrzej Kaggwa, św. Denis Ssebuggwawo oraz św. Pontian Ngondwe. To także miejsce chrztu św. Kizito i kilku innych Męczenników.  W zeszłym roku gościł u nas Ojciec Święty Franciszek. W czasie swojej pielgrzymki do Ugandy odwiedził również Munyonyo. Dla nas, franciszkanów było to wielkie wydarzenie. Papież  Franciszek przyjechał do Munyonyo, do naszego klasztoru i spędził z nami godzinę. Dla nas to była naprawdę długa i piękna godzina.  Ojciec Święty skierował przemówienie dla katechistów, ponieważ jeden z patronów tego miejsca,  męczennik Św. Andrzej Kaggwa jest ich patronem. Papież również krótko z nami porozmawiał i zasadził drzewko na terenie sanktuarium. To było wielkie wydarzenie nie tylko dla nas, dla całej misji, ale także dla całego Kościoła w Afryce.

Pracy w Ugandzie nam nie brakuje, dlatego liczymy i czekamy na nowe powołania misyjne do pracy w tym pięknym kraju!

o. Wojciech Ulman OFMConv – opowieść o pracy w Ugandzie wygłoszona podczas Spotkania Rodzin Misjonarzy – Harmęże 23.04.2016/ opr. AK

Za: www.franciszkanie.pl

Wpisy powiązane

Indie: 8 milionów pielgrzymów złoży hołd relikwiom misjonarza Azji

Ukraiński jezuita wzywa Europę i Watykan do przemyślenia wojny Rosji z Ukrainą

Generał dominikanów wskazuje na aktualność przesłania Piotra Jerzego Frassatiego