Abp. Pizzaballa na Boże Narodzenie: jeśli chcesz znaleźć Jezusa, musisz Go poszukać

Jeśli chcesz znaleźć Dziecię Jezus, musisz Go poszukać. Trzeba wyjść z siebie, wyruszyć – stwierdza w swoim rozważaniu na uroczystość Bożego Narodzenia łaciński patriarcha Jerozolimy abp Pierbattista Pizzaballa OFM.

Okres Adwentu rozpoczęliśmy wsłuchując się w Słowo zapraszające nas do czuwania.

Przebyliśmy okres oczekiwania w towarzystwie tych wszystkich, którzy ufali i pragnęli zobaczyć dzień zbawienia. Stanęliśmy przed decydującym wydarzeniem w dziejach, momentem, w którym to oczekiwanie zostało powierzone wierze niewiasty z Galilei i jej oblubieńca, męża sprawiedliwego, który słuchał woli Bożej, będącej zawsze wolą życia i pokoju.

Tej nocy znów jesteśmy w towarzystwie ludzi czuwających: „W tej samej okolicy przebywali w polu pasterze i trzymali straż nocną nad swoją trzodą” (Łk 2, 10).

Wszystko może sprawić, iż pomyślimy, że dotarliśmy do celu, zakończyliśmy podróż. Ale tak nie jest: obok zapowiedzi wielkiej radości jest też zaproszenie do wyruszenia w drogę, do szukania miejsca na ziemi, gdzie ta radość spoczęła. Dziś więc oczekiwanie staje się podróżą. Świąt Bożego Narodzenia trzeba szukać.

To Dziecię się rodzi, to królestwo przychodzi, ale nie w sposób ostentacyjny czy nadzwyczajny: nie przyciąga uwagi. Nie jest na wyciągnięcie ręki, nie jest oczywiste, to nie jest coś komercyjnego, wszystko i natychmiast… Przychodzi i się skrywa.

Jeśli chcesz je znaleźć, musisz Go poszukać. Trzeba wyjść z siebie, wyruszyć. Znajduje się je tylko pielgrzymując. W gruncie rzeczy jesteśmy do tego stworzeni. Poszukiwania miłości, radości, życia, prawdy. „znajdziecie Niemowlę” (Łk 2, 12).

Ale gdzie szukać? Piękne rzeczy można znaleźć zawsze i jedynie w ubóstwie. Tam, gdzie życie staje się istotne, gdzie nie ma nic ponad to, co konieczne. Tam, gdzie nic nie rozprasza. Stajenka, żłóbek i niewiele rzeczy.

A rzeczy piękne są blisko: nie trzeba iść daleko, by ich szukać. Wtedy to, co znajdziemy, będzie miało w sobie coś znajomego: tak znajomego, jak stajnia dla pasterzy. Znak nas nie oślepi, nie sprawi, że zagubimy drogę: w jakiś sposób sprowadzi nas z powrotem do domu.

W gruncie rzeczy, nigdy nie przyszłoby nam na myśl, aby szukać Go właśnie tam: chcielibyśmy Go szukać w pałacu lub świątyni, ale nie w stajni. Dlatego On sam nas prowadzi i daje nam znak.

„To będzie znakiem dla was” (Łk 2, 12): dziecko, pieluszki, żłóbek. Znak ubogi, aby nikt nie czuł się wykluczony, aby każdy miał do Niego dostęp. I co znajdziemy: „na ziemi pokój ludziom, w których sobie upodobał” (Łk 2, 14). Jeśli wyruszymy w drogę, jeśli będziemy szukali Bożego Narodzenia, jeśli będziemy zwracali uwagę na znaki, znajdziemy pokój.

Znajdujemy największy możliwy dar: zbawienie może być jeszcze czymś zbyt małym, jeśli jest to zbawienie tylko moje, tylko dla mnie. Pokój jest zbawieniem, gdy staje się on relacją, życiem, codziennością.

Kiedy staje się prawdziwym spotkaniem, odartym z wszelkiej przemocy, wszelkiego ucisku, wszelkiej wyniosłości. Takie spotkanie można przeżyć jedynie w prostocie stajni. Dlatego „Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił” (Łk 2,16).

Pan dał nam poznać wydarzenie, ale, co więcej, dał nam poznać samego siebie. Dlatego Bóg posłał Syna, Boga-z-nami, który stał się człowiekiem, abyśmy mogli ponownie poznać, czym stał się człowiek w swoim oddaleniu, i stąd naprawić historię, odnowić poznanie.

Niech to będzie nasze Boże Narodzenie: poszukiwanie Pana, ale w końcu pozwolenie, aby On nas odnalazł.

Jest to początek nowego poznania siebie, z Bogiem, a więc i między sobą.

+ Pierbattista Pizzaballa

st (KAI) / Jerozolima

Wpisy powiązane

Indie: 8 milionów pielgrzymów złoży hołd relikwiom misjonarza Azji

Ukraiński jezuita wzywa Europę i Watykan do przemyślenia wojny Rosji z Ukrainą

Generał dominikanów wskazuje na aktualność przesłania Piotra Jerzego Frassatiego