O znaczeniu cierpliwości dla rozwoju osoby i określenia dobrych owoców jej życia mówi komentując fragment Ewangelii, czytany w XVI niedzielę zwykłą roku A (Mt 13, 24-43) łaciński patriarcha Jerozolimy, abp Pierbattista Pizzaballa OFM, którego 30 września Franciszek włączy do Kolegium Kardynalskiego.
We wszystkich trzech przypowieściach, które słyszymy w dzisiejszym fragmencie Ewangelii jest pewien powracające element (Mt 13, 24-43), a jest to czas.
Na pewnym polu zasiano dobrą pszenicę, ale ktoś potajemnie zasiał chwasty. Kiedy obydwa wschodzą, słudzy pana chcieliby natychmiast wyrwać chwast, ale pan zachęca ich, żeby poczekali: oba muszą wyrosnąć, ponieważ kiedy są małe, są do siebie podobne i istnieje groźba pomylenia jednego z drugim. Dopiero na końcu będzie można je wyraźnie rozróżnić, a wtedy będzie można zebrać pszenicę i usunąć kąkol (Mt 13, 24-30). To wymaga czasu.
Człowiek bierze ziarnko gorczycy i zasiewa na swoim polu. Na początku to ziarno jest bardzo małe, najmniejsze ze wszystkich nasion. Ale potem, dzień po dniu, ziarno rośnie, staje się wielkim drzewem, większym niż wszystkie inne rośliny w ogrodzie, a ptaki mogą zagnieździć się w jego gałęziach (Mt 13,31-32). Podobnie jak w poprzedniej przypowieści, potrzeba czasu.
Na koniec Jezus opowiada trzecią przypowieść, o kobiecie, która, aby upiec chleb, bierze zaczyn i ugniata go z mąką, aż się wszystko zakwasiło (Mt 13, 33). Tutaj również potrzeba czasu.
Potrzeba czasu, aby po prostu stać się tym, kim jesteśmy, żeby przynieść owoce, dla których przyszliśmy na świat. Pszenica potrzebuje czasu, by ją rozpoznano jako pszenicę i nie mylono z czymś innym. Została już zasiana w ziemi, ale jest w tym coś więcej i tylko czas pokaże, co przyniesie dobre owoce, a co nie.
Ziarnko gorczycy ma już w sobie cały potencjał, żeby stać się drzewem, ale to nie wystarczy: potencjał ziarna, jeśli nie zaakceptuje cierpliwego prawa wzrostu, zostanie stracone. Tak samo jest z zaczynem.
W ubiegłą niedzielę, w przypowieści, która otwiera trzynasty rozdział Ewangelii św. Mateusza, usłyszeliśmy historię siewcy i gleby, i tam również obecna była ta sama logika: ziarno, które nie zapuszcza głęboko korzeni, ale usiłuje natychmiast przynieść owoc, nie osiąga dojrzałości.
Tak więc czas jest nam ofiarowany, abyśmy w pełni przyjęli dar, który już nam został w pełni dany.
Bóg się nie spieszy, a czas jest tajemnicą Jego cierpliwości, Jego miłosierdzia, oczekującego na etapy naszego rozwoju, czekającego, aż przyniesiemy owoce.
To raczej my jesteśmy niecierpliwi, jak słudzy z przypowieści o chwaście, którzy już twierdzą, że wiedzą, jak odróżnić to, co dobre, od tego, co złe. Ale Pan ostrzega przed tą nieco fundamentalistyczną metodą: gdybyśmy tak postępowali, ostatecznie nie pozostałoby nic, ani pszenica, ani kąkol. Nikt z nas nie byłby zbawiony….
Potem nadejdzie czas, kiedy nie będzie już więcej czasu: w wyjaśnieniu przypowieści o chwaście (Mt 13, 37-43) Jezus wspomina o czasie „żniwa”, czasie końca.
Tam okaże się, co w życiu osób dojrzało, jaki owoc z nich wyrósł, co naprawdę pochodzi od Boga, a co nie: nie będzie już możliwości wątpienia, ponieważ to, co pochodzi od Boga, „jaśnieć będzie jak słońce” (Mt 13, 43), podczas gdy cała reszta przepadnie, nic z niej nie pozostanie, jak chwast, który spłonął w ogniu (Mt 13, 40).
Owocem, do którego wszyscy jesteśmy powołani, jest miłość, która pochodzi ze słuchania Słowa Pana.
Ale nie jest to owoc, który zostaje wydany w jednej chwili i tylko ci, którzy mają cierpliwość, by obumierać jak ziarno pszenicy, by każdego dnia otrzymywać życie z rąk Boga, wydają w końcu dobre owoce.
+Pierbattista Pizzaballa
st (KAI) / Jerozolima