„Grałem w hokeja z polskimi rówieśnikami. Jadłem u nich bigos i pierogi” – rozmowa z kard. Josephem Tobinem CSsR

Portal pl.aleteia.org przeprowadził wywiad z nowym kardynałem, naszym Współbratem i byłym Przełożonym Generalnym, kard. Josephem Tobinem CSsR z USA. Zapraszamy do lektury.

Kard. Joseph Tobin CSsR: Szczęść Boże!

Anna Artymiak: Szczęść Boże! Widzę, że Ksiądz Kardynał mówi trochę po polsku.

Tak, trochę. Cenię sobie Wasz język. W książce do gramatyki, z której od czasu do czasu się uczę, jest jedna rzecz, która uczy mnie pokory: półtorej strony dźwięków, które nie istnieją w angielskim. To mi tłumaczy, dlaczego Polacy mówią tak wieloma językami. Dlatego też wielu z was jest dobrymi matematykami i muzykami.

Jako młody kapłan pracował Ksiądz Kardynał wśród Polonii, a później odwiedzał Polskę jako generał redemptorystów.
 
Tak, ale też dorastałem wśród Polaków. Grałem w hokeja z polskimi rówieśnikami. Jadłem u nich bigos i pierogi. Później zrozumiałem Wasz wielki wkład intelektualny w życie Kościoła. Wydaliście wielu misjonarzy. Kiedy byłem w Polsce, poznałem jej różnorodność, niuanse, jak ludzie żyją w górach, nad Bałtykiem, na Śląsku. Lubię jeździć do Polski, bo jedzenie jest dobre (śmiech).

Cenię sobie pobożność ludową, maryjną. Raz byłem na mszy w Chicago i grano pieśń „Serdeczna Matko”, a ja ją śpiewałem. To jest piękna pieśń, która trafia do mojego serca. Poznałem także cierpienie polskiego narodu, okropny XX wiek i teraz odkrywanie swojego miejsca pośród narodów, co nie jest łatwe. Istotne jest, by głos polski był słyszany.

Początki pracy duszpasterskiej Księdza Kardynała wiążą się z pracą wśród biednych imigrantów. Doświadczenie dzisiaj bardzo przydatne.

To jest dramat naszych czasów. Kościół musi być tam, gdzie jest wielkie cierpienie. W Stanach Zjednoczonych zawsze przypominam, że jesteśmy potomkami imigrantów. Wiarę przywieźli nam imigranci. Jeśli im nie pomożemy, to na sądzie nie Jezus nas potępi, ale nasi ojcowie.

Jak dziś wygląda ta sprawa? Wyczuwa się wiele niepewności po wygranej Donalda Trumpa.

Mamy wielu imigrantów bez dokumentów – wolę to wyrażenie niż „nielegalnych”, które stygmatyzuje. Wykonują oni prace, których rodowici Amerykanie już nie biorą. Najczęściej przestrzegają prawa, płacą podatki i mają wkład w nasze społeczeństwo. Owszem, jest teraz wiele obaw, ale zobaczymy co się wydarzy.

Ksiądz Kardynał nie tylko otrzymał nową godność w Kościele, ale również zostawia dotychczasową archidiecezję – Indianapolis i wyrusza do Newark.

Kiedy papież Franciszek ogłosił, że zostanę kardynałem, zszokowało mnie to i trochę zakłopotało. Prowadzisz swój „biznes” najlepiej, jak umiesz i nagle stajesz w świetle jupiterów. To było trudne. Dwa tygodnie później zostałem mianowany arcybiskupem Newark. I to w pewnym sensie złamało mi serce. Nie znałem Indianapolis. Przyjechałem, ludzie zaakceptowali mnie, dobrze nam się pracowało. Teraz muszę się z nimi pożegnać.

Moje zakłopotanie wynikało stąd, że wierni w Indianapolis mogli poczuć się mniej ważni – bo ich biskup, który został kardynałem, nagle odchodzi. Myślę, że wiele osób tak czuje. Większość z nich wyraziła wielki smutek, ale mówią mi: musisz służyć innym. Posyłają mnie jak misjonarza. Najtrudniejszy jest teraz powrót do Indianapolis i pożegnanie się z moim ludźmi.

Jak Ksiądz Kardynał widzi swój wybór? Jakim kluczem operuje papież przy wyborze kardynałów?

Przed sobotnim konsystorzem papież przywitał się z każdym z nas. Wyszeptałem mu do ucha po hiszpańsku: Co mi zrobiłeś? Odpowiedział mi jedynie pytaniem: czy Twoja mama jest tutaj? Nie chciał mówić o niczym innym. Nadal jestem biskupem diecezjalnym. Czas i energię muszę poświęcić archidiecezji. Ale jestem też kardynałem, więc muszę się interesować także misją Kościoła uniwersalnego. Myślę, że bycie kardynałem oznacza większą hojność w życiu. Moim priorytetem będzie Newark, tak jak to było z Indianapolis, ale muszę również wykonać zadania, które powierzy mi Ojciec Święty.

Ludzie mnie pytają, dlaczego papież wybrał Ciebie. Odpowiadam: nie mam pojęcia. Prawdopodobnie ze względu na moją przeszłość. Miałem okazję pracować w różnych kulturach, nauczyć się kilku języków.

Mama Księdza Kardynała spotkała się z Papieżem?

Nie, jeszcze nie. Była zmęczona mówieniem w różnych językach z tak wieloma ludźmi. Ale była szczęśliwa, że znaleźliśmy się tu wszyscy razem.

Pozostałych dwanaścioro rodzeństwa jest tu w Rzymie?

Tylko jeden brat nie mógł przyjechać.

Ksiądz Kardynał publicznie mówił niedawno o swoich nadziejach w kwestii diakonatu kobiet. Dlaczego?

Jestem faktycznie pełen nadziei. Papież utworzył komisję, która to przestudiuje. I jestem pewien, że udzieli mu ona dobrych wskazówek. Po drugie: w tym momencie ważny jest dialog z Kościołem prawosławnym. A tam tradycja diakonis jest silna, prawdopodobnie bardziej rozwinięta niż w Kościele katolickim.

Czy istnieją zadania, które mogą być dzielone? Zobaczymy. Nie mówię, że kibicuję diakonatowi kobiet w Kościele, ale nie możemy nie przyzywać Ducha Świętego, żeby zobaczyć, czy jest to potrzebne, czy nie.

Ksiądz Kardynał jako pierwszy przybył do Bazyliki św. Piotra w dniu konsystorza i długo witał się z ludźmi, w tym z chorymi.

Zdaje sobie mocno sprawę z wagi symbolu, który jest czymś, co widać i co wskazuje na coś innego, czego nie można zobaczyć. Moim zadaniem jako pasterza jest wskazywanie na Jezusa, który jest już pośród tych ludzi, ale go nie widzą. Może dzięki mojej uwadze i gestom szacunku, które staram się okazywać, wierni zobaczą, że jestem nie tylko miłym facetem, ale reprezentuję Kogoś Innego?

Całkiem egoistycznie, kiedy widzę wiarę tych ludzi pomimo ich cierpienia i okropnych chorób, to umacniam się w wierze. Lepiej rozumiem św. Pawła, kiedy pisał do wspólnot listy i dziękował ludziom za ich wiarę, ponieważ ich wiara umacnia jego wiarę. To jest to, czego ja także potrzebuję.

Co Ksiądz Kardynał chciałby wnieść do kolegium kardynalskiego?

Jeśli mogę coś wnieść do kolegium kardynalskiego, to żeby nasze oczy nie były zwrócone tylko do wewnątrz Kościoła, ale także na zewnątrz – by widzieć także tych, którzy może czasem myślą, że nie potrzebują Boga.

Ojciec Święty pragnie, byśmy zauważyli to, co się dzieje na świecie. Istnieje taka definicja, że Watykan to jest niecały kilometr kwadratowy otoczony rzeczywistością. Papież zna tę rzeczywistość. Nie uważam, że Kościół musi być duchową elitą. Tu jest coś więcej. Kościół musi otwierać szeroko drzwi.

Kard. Joseph William Tobin – redemptorysta, generał zgromadzenia od 1997 do 2009 r. Były sekretarz Kongregacji ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego. W latach 2012–2016 arcybiskup Indianapolis, obecnie arcybiskup metropolita Newark. 19 listopada br. papież Franciszek kreował go kardynałem. Rozmowę przeprowadzono przy tej okazji w Rzymie.

Za: pl.aleteia.org,

Za: www.redemptor.pl.

Wpisy powiązane

Michalickie misje w Zambii

Odznaczenie dla ks. Jana Wojczyńskiego SChr

Kamerun: nowy kościół marianów – sanktuarium św. Jana Pawła II