Św. Maksymilian Maria Kolbe OFMConv
Miłość i pragnienie
Zarys życiorysu:
Rajmund Kolbe urodził się 8 stycznia 1894 roku w Zduńskiej Woli w niezamożnej, religijnej rodzinie tkaczy. W dzieciństwie miał wizję – jak wyznał swojej matce – Matki Bożej, która pytała go, czy chce korony, które trzymała w ręce: białą, symbol czystości, i czerwoną, symbol męczeństwa; na co odpowiedział twierdząco. W 1907 roku rozpoczął naukę w małym franciszkańskim seminarium we Lwowie, gdzie też po trzech latach wstąpił do zakonu franciszkanów, otrzymując imię Maksymilian. Filozofię i teologię studiował w Rzymie. Tam w 1917 roku założył Rycerstwo Niepokalanej dla bardziej świadomego i gorliwszego szerzenia Królestwa Bożego, a także dla podjęcia modlitwy za nieprzyjaciół Kościoła. W roku 1918 przyjął święcenia kapłańskie. Realizując założenia stowarzyszenia, w roku 1922 wydał w Krakowie pierwszy numer ogólnopolskiego miesięcznika „Rycerz Nie-pokalanej”, który osiągnął nakład miliona egzemplarzy. Pięć lat później założył największy w świecie katolickim klasztor – Niepokalanów, który w 1939 roku liczył 700 zakonników. Mimo poważnej choroby płuc w roku 1930 rozpoczął pracę misyjną w Japonii, gdzie wyda-wał podobne pismo w języku japońskim i gdzie założył japoński odpowiednik Niepokalanowa. W 1936 roku został przełożonym polskiego Niepokalanowa, znanego już ze swej działalności wydawniczej. Trzy lata później miała miejsce pierwsza próbna audycja niepokalanowskiego radia. Od wybuchu wojny w sposób szczególny pomagał okolicznej ludności. Był dwukrotnie aresztowany przez hitlerowskich okupantów. Ostatecznie przewieziony do obozu koncentracyjnego Auschwitz, po dwóch miesiącach heroicznego świadectwa wiary, cierpliwości i miłości, 30 lipca 1941 dla ratowania życia ojca rodziny zgłosił się na śmierć w bun-krze głodowym. Jako ostatni z więźniów, dobity śmiercionośnym zastrzykiem, zginął 14 sierpnia.
Z homilii Jana Pawła II podczas uroczystości kanonizacyjnej:
„Do tej ostatecznej ofiary gotował się Maksymilian, idąc za Chrystusem od najmłodszych lat swego życia w Polsce. Z tych to lat pochodzi przedziwny znak dwóch koron: białej i czerwonej, spośród których nasz Święty nie wybiera jednej, ale przyjmuje obie. Od młodych bowiem lat przenikała go wielka miłość ku Chrystusowi i pragnienie męczeństwa.
Ta miłość i to pragnienie towarzyszyło mu na drodze powołania franciszkańskiego i kapłańskiego, do którego przygotowywał się zarówno w Polsce, jak i w Rzymie. Ta miłość i to pragnienie szły z nim poprzez wszystkie miejsca kapłańskiej i franciszkańskiej posługi w Polsce, a także posługi misjonarskiej w Japonii.
(…) Maksymilian nie „umarł” – ale „oddał życie… za brata”. Była w tej straszliwej po ludzku śmierci cała ostateczna wielkość ludzkiego czynu i ludzkiego wyboru; sam się dał na śmierć z miłości. I było w tej jego ludzkiej śmierci przejrzyste świadectwo dane Chrystusowi: świadectwo dane w Chrystusie godności człowieka, świętości jego życia i zbawczej mocy śmierci, w której objawia się potęga miłości”.
Rozważanie: Miłość i pragnienie
Kiedy spogląda się na kogoś, kto w swoim życiu dokonał czegoś niezwykłego, łatwo ulec pokusie zapomnienia o człowieku: żywym, zmagającym się z codziennością, nieustannie zmierzającym się z przeciwnościami – dla trwania w wierności Bogu. Tak można patrzeć na Maksymiliana Kolbego, na człowieka, który heroicznie oddał swoje życie dla ratowania życia drugiego człowieka, i to w warunkach ekstremalnych, w samym centrum nienawiści, zagłady i zapomnienia o ludzkiej godności. Warto jednak pamiętać, że łaska heroicznego świadectwa miłości nie spada na człowieka przypadkowo; jest ona dana tym, którzy okazują się gotowi do jej przyjęcia, to znaczy przygotowani, bo przygotowywani przez całe życie naznaczone wiernością własnemu powołaniu. Św. Maksymilian okazał się święty nie tylko w chwili śmierci, ale takim okazywał się przez całe swoje życie, przepajane dzień po dniu miłością i pragnieniem świadczenia o niej. Heroiczny gest miłości poprzez męczeństwo, wypływający z gotowości do oddania życia za drugiego człowieka, stał się ukoronowaniem życia pełnego heroizmu w codziennych zmaganiach. Wierny w małych, codziennych sprawach, okazał się wierny w chwili najwyższego wyzwania.
Ileż mądrości jest w powtarzanej maksymie: „Jakie życie taka śmierć”! Człowiek pracuje na swoją śmierć przez całe życie – na śmierć, która jest bramą do innego życia, dla-tego też tak ważną, godną zaangażowania wszystkich sił, jakimi człowiek dysponuje. Wielkość tej ostatniej chwili ludzkiego tchnienia jest wpisana w egzystencję i godność człowieka. Dlatego nie można pomijać w ludzkim egzystowaniu perspektywy końca i początku: końca jednego i początku drugiego życia, które w odwiecznej mądrości i miłości Boga tworzą wspaniałą nierozerwalną całość. Ta prawda uświadamia też nam, że tak życie, jak i godność człowieka, nie są czymś statycznym, ale są drogą, procesem, dynamizmem – wzrastaniem ku Bogu. By na wieki być z Bogiem, by cieszyć się chwałą świętych, trzeba przez całe życie – odpowiadając dzielnie na codzienne wyzwania – przygotowywać się do chwili ostatniego tchnienia, jak „do tej ostatecznej ofiary gotował się Maksymilian, idąc za Chrystusem od najmłodszych lat”. Warto go podglądnąć, aby nauczyć się od niego mądrości: „Natchnieniem całego życia – jak mówi Ojciec Święty – była mu Niepokalana, której zawierzał swoją miłość do Chrystusa i swoje pragnienie męczeństwa. W tajemnicy Niepokalanego Poczęcia odsłaniał się przed oczyma jego duszy ów przewspaniały nadprzyrodzony świat Łaski Bożej ofiarowanej człowiekowi”.
Miłość i pragnienie. Miłość, która znajduje swoje naturalne środowisko w czystości, prostocie i ufności, oraz pragnienie – które jest i pasją, i oddaniem – które rodzi w człowieku nieustanną gotowość, aby świadczyć o miłości Boga, o godności człowieka i o świętości jego życia. Mistyczny obraz Maryi Niepokalanej z dwiema koronami, białą i czerwoną, ofiarowanymi małemu Rajmundowi, pozostał w nim żywy przez całe życie i dla dorosłego Maksymiliana był już nie tyle cudownym obrazem, co nieustannym wezwaniem do miłości i do pragnienia. Swoje zwieńczenie znalazły one w wierności powołaniu zakonnemu i kapłańskiemu oraz w męczeństwie, najwyższym wyrazie ofiary z siebie, na wzór ofiary Chrystusa. Nie każdy powołany jest do heroicznego męczeństwa, ale każdy wzywany jest na drogę heroizmu w codziennym świadectwie Bogu poprzez konkretne gesty miłości wyświadczane „któremukolwiek z najmniejszych Chrystusa”. Czyż nie jest codziennym oddawaniem życia za przyjaciół umieranie dla własnych ambicji, pychy, chęci górowania: w relacjach małżeńskich, rodzinnych, braterskich we wspólnotach zakonnych?
Aby być gotowym do takiego świadectwa miłości, trzeba żyć z pasją, z oddaniem, z nieustannym pragnieniem dawania miłości. Do życia z pasją trzeba się jednak wychowywać i trzeba wychowywać innych. Dlatego też święty Maksymilian, człowiek z pasją życia, jest Bożym wezwaniem, Bożą prowokacją i przykładem dla nas. Życie z pasją jest możliwe i dziś, tak jak w jego przypadku było możliwe i w dzieciństwie, i w dorosłym życiu, w Polsce, we Włoszech i w Japonii. Ostatecznie – i jakże paradoksalnie – to życie z pasją okazało się możliwe w Oświęcimiu, w Auschwitz, w bunkrze głodowym! Dlaczego więc dziś miałoby ono być niemożliwe? Trzeba tylko odkryć piękno bycia człowiekiem, piękno bycia dzieckiem Boga; trzeba odkryć godność i świętość człowieczeństwa oraz wielkość i wspaniałość powołania do wzrastania ku Bogu, które dokonuje się krok po kroku, dzień po dniu – w wierności sobie i Temu, który daje siłę, by trwać.
Andrzej Zając OFMConv
(A. Zając, „Św. Maksymilian Maria Kolbe OFMConv. Miłość i pragnienie”, Homo Dei 272, s. 160-163.)
Za: www.isf.edu.pl.