We, wtorek 2 sierpnia, w święto Matki Bożej Anielskiej, patronki Bazyliki Kalwaryjskiej, o godzinie 17.30 Ojciec Maurycy Oramus odszedł do Pana w szpitalu w Krakowie. Jego pogrzeb odbędzie się w czwartek 4 sierpnia o godzinie 10.00 w Kalwarii Zebrzydowskiej.
o. Maurycy (Jan) Oramus, urodził się 25.05.1945 r. w Zakliczynie w Archidiecezji Krakowskiej. Do Zakonu wstąpił 27.08.1961 r., profesję wieczystą złożył 02.03.1969 r. a święcenia kapłańskie otrzymał 27.06.1971 r. Po święceniach pracował jako katecheta, spowiednik i kaznodzieja w Radomiu. Tam podjął naukę na Studium Pastoralnym. W listopadzie 1973 r. został przeniesiony do Dukli jako spowiednik i kaznodzieja, oraz wikariusz w parafii Trzciana-Zawadka. 26 grudnia 1974 r. poprosił o. Prowincjała o wysłanie go na misje do Zairu. Uzyskał takową zgodę, ale poproszono go by w pierwszej kolejności uzyskał tytuł naukowy. Zobowiązał się do pracy misyjnej przynajmniej przez sześć lat. W 1975 r. rozpoczął roczne studia j. francuskiego na Uniwersytecie Sorbona w Paryżu. 28 stycznia 1977 r. przyleciał do Kinszasy. Następnie rozpoczął naukę języka kiluby w Kinkondja. Już od niedzieli Palmowej rozpoczął odprawianie Mszy św. i sprawowanie sakramentów św. w języku kiluba, a po przeniesieniu o. Waleriana Chromego do Bukamy, gdy bez misjonarza została jego główna parafia Mangi licząca ok. 18 tys. ludzi (2 tys. katolików), o. Maurycy dojeżdżał tam ze Mszą św. w niedziele. W lutym 1978 r. odwiedzał już wioski położone od misji w odległości nawet ok. 150 km.
Po przeniesieniu na misję do Bukamy objął opieką duszpasterską 30 wiosek położonych na przestrzeni dwustu kilometrów górnego biegu rzeki Zaire. Ludność tego terenu liczyła wtedy ok. 27,5 tysiąca. Wioski nie posiadały żadnych dróg lądowych, dlatego docierał do nich tylko drogą wodną, małą motorówką. Pod koniec listopada 1980 roku motorówkę zastąpiono statkiem o dł. 12 m , szer. 3,20 m. Choć statystyki nigdy nie oddadzą ogromu pracy jaką o. Maurycy wykonywał, to jednak wypada napisać, że w ciągu trzech lat od 1978 – 1980 ochrzcił 875 osób dorosłych i dzieci. Ponadto, przez 14 miesięcy obsługiwał misję Luenę w raz z jej buszem. W 1989 r. ciężko zachorował, po ok. ośmiu miesiącach cichego cierpienia, przewieziono go nieprzytomnego do polikliniki, gdzie stwierdzono potrzebę natychmiastowego transportu do Europy na operację. On jednak jeszcze na dziesięć dni powrócił na misję, by znaleźć zastępcę, uporządkować niektóre sprawy. Dopiero potem został przewieziony do Belgii i poddany operacjom i leczeniu. 1 stycznia 1991 r. zwrócił się do o. Prowincjała z prośbą o pozwolenie na zakończenie pracy misyjnej w Zairze i powrót do Prowincji.
Na stałe z Zairu wyjechał w maju 1991 r. Po powrocie do Polski dwa i pół roku pracował w klasztorze leżajskim. Od 18 sierpnia 1991 r. pełnił funkcję wicemagistra nowicjatu. Poprosił o pozwolenie wyjazdu do pracy misyjnej na Ukrainie, na co otrzymał zgodę 18 sierpnia 1993 r. Jednak wkrótce potem zwrócił się dwukrotnie do o. Prowincjała z oficjalną prośbą o zgodę na powrót do Zairu. Z końcem 1993 r. powrócił do Zairu. 2 stycznia 1994 r. pisał w liście do o. Prowincjała: „I tak cieszyłem się, że znów znalazłem się w Bukamie. Chrystus Pan jest naprawdę Dobry i Łaskawy, że przywrócił mi zdrowie i powołał mnie po raz drugi na misje”. Z Konga wyjechał definitywnie w 2001 r. Wtedy poprosił o. Prowincjała o możliwość pracy jako kapłan – misjonarz w Europie, szczególnie tam gdzie jest duży brak kapłanów i gdzie używa się w duszpasterstwie języka francuskiego. Następnie przez prawie 10 lat pracował duszpastersko w kilku parafiach w Belgii. 26 lipca 2010 r. powrócił na stałe do Polski i został skierowany do pracy w Sanktuarium Matki Bożej Kalwaryjskiej jako spowiednik i kaznodzieja. Ciągle jednak było żywe jego powołanie misyjne, dlatego w 2012 r. pojechał na miesięczne zastępstwo na placówce misyjnej na Mauritiusie. W tym samym roku otrzymał zgodę o. Prowincjała, aby pełnił posługę przewodnika pielgrzymek do Ziemi Świętej. Jednak ciężka i bardzo szybko postępująca przez lata choroba w ostatnich miesiącach przykuła go sparaliżowanego do łóżka szpitalnego.
Za: www.bernardyni.com.