„Moim gorącym pragnieniem jest iść w imię Jezusa Chrystusa do najbiedniejszych i głosić im radość Królestwa Bożego” (z listu ks. diakona J. Kędziory do Rady Prowincjalnej z prośbą o skierowanie go do pracy misyjnej w Rwandzie).
Ks. Jan KĘDZIORA SAC (1953 – 2021), misjonarz w Demokratycznej Republice Konga (Zairze) 1981-2003 i na Wybrzeżu Kości Słoniowej 2012-13, duszpasterz Sekretariatu ds. Misji.
Urodził się 3 kwietnia 1953 r. w Starej Zbelutce (pow. Opatów) w wielodzietnej rodzinie Antoniego i Julianny z d. Maluszczak, liczącej siedmioro dzieci. W 1960 r. rozpoczął naukę w miejscowej szkole podstawowej, a następnie uczęszczał do Liceum Ogólnokształcącego w Opatowie. Po zdaniu matury wstąpił do pallotynów, rozpoczynając we wrześniu 1973 r. nowicjat w Ząbkowicach Śląskich. Pierwszą konsekrację złożył 8 września 1975 r. w Ołtarzewie na ręce ks. prowincjała Józefa Dąbrowskiego SAC, a wieczną – 31 sierpnia 1979 r. na Jasnej Górze w Częstochowie na ręce ks. prowincjała Henryka Kietlińskiego SAC. Studia filozofii i teologii odbył w latach 1974-80 w Wyższym Seminarium Duchownym w Ołtarzewie i tam 4 maja 1980 r. przyjął święcenia kapłańskie z rąk bpa Władysława Miziołka, warszawskiego biskupa pomocniczego.
Bezpośrednio po święceniach został skierowany do pracy misyjnej w Rwandzie. Odbył najpierw roczny kurs języka francuskiego w Belgii (w Brukseli i Spa) i 13 sierpnia 1981 r. wyleciał do Kigali, a stąd wyjechał do Zairu (obecna nazwa Demokratycznej Republiki Konga) i był jednym z pierwszych pallotynów pracujących w tym kraju. Przez kilka miesięcy był na języku swahili w Bukavu, a następnie pełnił posługę duszpasterską w rozległej parafii Rutshuru jako wikariusz (1981-91, 1994-2003) i proboszcz w Rugari (1991-94). W grudniu 1987 r. został też mianowany administratorem wspólnoty w Rutshuru.
Z powodów zdrowotnych zdecydował się jednak na powrót do kraju. Swoje wspomnienia z czasów pracy misyjnej zawarł w książce, wydanej w 2021 r. pt. „Oblicza Afryki. Dwadzieścia cztery lata wśród swoich” (Apostolicum), gdzie pisał: „Tęsknię szczególnie za wiernymi z parafii Rutshuru i Rugari, gdzie spędziłem większość swojego kapłańskiego życia, pracując jako pallotyn na misjach od 1981 do 2003 roku. … Ponad dwadzieścia lat spędziłem pod wulkanami, w jednym z najciekawszych zakątków świata – w regionie Wielkich Jezior, wielkiego tektonicznego Jeziora Kivu i wyjątkowego Parku Virunga, włączonego do dziedzictwa kultury pomników przyrody UNESCO, a leżącego na granicy trzech państw środkowej Afryki: Konga, Rwandy i Ugandy. … Gdy wspominam zdarzenia, którymi pragnę się dzielić, ożywają one w mojej pamięci i widzę na nowo utrudzonych ciemnoskórych tubylców, uprawiających motyką swoje poletka, hodujących kozy, kury i świnki morskie, radzących sobie w ekstremalnych warunkach wojny i biedy…
Ks. Jan Kędziora od 1 września 2003 r. zamieszkał w domu pallotyńskim w Ząbkach, podejmując leczenie i wykonując zadania pastoralne w Sekretariacie ds. Misji. 10 września 2005 r. przeszedł już na stałe do Prowincji Chrystusa Króla. Od 1 stycznia 2012 r. podjął jeszcze okresową pracę misyjną, tym razem na Wybrzeżu Kości Słoniowej w Delegaturze Matki Bożej Pokoju. Pracował tam jako wikariusz w parafii Zbawiciela Miłosiernego (Saint Sauveur Miséricordieux) w Abidżanie-Yopoungon. Ostatecznie powrócił do Polski w 2013 r. wykonując dalej zadania animatora misyjnego. Od sierpnia 2017 r. zamieszkał w naszym domu w Czarnej, gdzie przy Sanktuarium Matki Bożej Czarneckiej był duszpasterzem. Od 2019 r. w tym samym charakterze został przeniesiony do Kielc, do domu na Karczówce.
Zmarł rano 27 grudnia 2021 w szpitalu w Grójcu, w wyniku obrażeń doznanych w wypadku samochodowym.
We wspomnianej wyżej książce ks. Jan napisał: „’Ktoś mi powiedział: Ksiądz pewnie nie może się spotkać ze swoim sercem, bo jak jest w Afryce – serce ma w Polsce, a jak jest w Polsce – to serce zostaje w Afryce’. Coś w tym jest, ponieważ często będąc już w Polsce, w rozmowie używam zwrotu „u nas”, mając wciąż na myśli Kongo. Na tę „chorobę” cierpi wielu misjonarzy”.
Faktycznie, ks. Jan żył sprawami misji. Teraz zaś już nie tylko będzie tęsknił „za uroczymi krajobrazami [Afryki], wulkanami Virunga, porankami pełnymi muzyki rozśpiewanych ptaków i wieczorami z brzęczącymi w trawie owadami i dzwoneczkami znad rzeki Rutshuru w Nyahanga”. Teraz będzie mógł oglądać tam z góry „pola obsiane sorgo i kukurydzą, grządki obsadzone patatami i maniokiem, eukaliptusowe lasy” i będzie mógł wsłuchiwać się w gwar rozkrzyczanych, bawiących się beztrosko dzieci, szczęśliwych mimo braków w ubiorze i jedzeniu. On nazywany przez nich „padri Kasereka” (tzn. swój), „Baba Jean”, doskonale opanował język suahili i był w oczach Kongijczyków niezwykłym człowiekiem, zawsze uśmiechniętym, prostym i uczciwym.
Oprac. ks. Stanisław Tylus SAC