Pamiętajcie, że jesteście u siebie. Ludzie się do was uśmiechają, chcą z wami rozmawiać. To o czymś świadczy. Jesteście tu mile widziani. Witamy was! – takimi słowami przywitał wysłanników michalickiego dwumiesięcznika „Któż jak Bóg!” nowo wyświęcony ksiądz-Papuas.
Od kilku już dni polska ekipa pod opieką o. Józefa Pękali oraz o. Bogdana Świerczewskiego wędruje po dalekim lądzie Oceanii.
Nikt nie zna wyroków Opatrzności. A ta tak zrządziła, że właśnie w dalekiej, nieznanej i zupełnie egzotycznej Papui Nowej Gwinei najpełniej realizuje się michalicka idea ewangelizacji. Wizyta dwójki świeckich świadczy o tym najpełniej. Zwiedzili już Mount Hagen – siedzibę michalickiego centrum, by następnie ruszyć do prowincji Enga w nieco wyższe partie wyspy. Tutaj w górach wraz z opiekującymi się nimi misjonarzami uczestniczyli we Mszy św. prymicyjnej przywołanego na wstępie księdza diecezjalnego prowincji Wabag, Eusebiusa Petera Pii. Jak sami mówią, wszędzie napotykali i nadal napotykają niezwykłą wręcz serdeczność okolicznych mieszkańców wobec przybyłych z nimi na te tereny ojców. Trudno się jednak dziwić. Każdy z nich spędził na odwiedzanej placówce niemal dekadę. Ludzie o nich nie zapomnieli. Wręcz przeciwnie. Przygryzane ze wstydu wargi, uśmiechy, ciepłe, a nieraz i pełne czystej fascynacji spojrzenia oraz spontaniczne okrzyki „Father Jose!”, „Father Bogdan!” świadczą już same za siebie. Gdy tylko widzą charakterystyczny biały samochód, prędko podbiegają. I wtedy się zaczyna. Ściskają dłonie, przytulają się. Efekty pełnej zapału i prawdziwego poświęcenie pracy tych polskich misjonarzy zostały w sercach mieszkańców górskiej prowincji wygrawerowane już na zawsze. Od dawien dawna wiadomo, że prawdziwej miłości i poświęconego czasu świat nie zastąpi niczym. A warto przypomnieć, że gdy ojcowie michalici przybywali po raz pierwszy na te tereny, nie mogli dać tym ludziom nic ponadto. Wystarczyło.
Wyjazd dwójki wysłanników michalickiego magazynu „Któż jak Bóg” – Magdaleny Świerczewskiej i Stefana Czernieckiego – nadal trwa. Przed nimi jeszcze udział w peregrynacji figury św. Michała Archanioła oraz kolejne spotkania z uśmiechniętymi, zupełnie jeszcze niezmanierowanymi sercami papuaskich młodych katolików. Tutaj, na tej drugiej co do wielkości wyspie Ziemi, w wysokich górach papuaskiego Highlandu, pod słomianymi strzechami ubogich lepianek ich wiara przybiera zupełnie inne oblicze. W odróżnieniu od pozostałych części świata jest dla nich wszystkim. Michał Archanioł dobrze wiedział, kierując kroki kolejnych misjonarzy swojego umiłowanego zakonu właśnie na te tereny. Znowu się nie pomylił.